Rozdział 16

53 7 0
                                    

~o~

Varric spojrzał na karty trzymane w dłoni i uśmiechnął się w myślach. Isabela, siedząca naprzeciw niego, rozparła się na swoim krześle. Wnioskował z tego, że również ma dobre karty, ale nie tak dobre, jak on. Donnic siedzący po lewej wyglądał na zafrasowanego. Merrill wyglądała jak zwykle – słodko.

– Przebijam – oznajmiła Isabela. Krasnolud dorzucił kilka srebrników, Donnic spojrzał na Avelinę w milczeniu popijającą swoje piwo i odłożył karty.

Merrill uśmiechnęła się i wygrzebała z kieszeni parę orzechów, po czym dorzuciła do kupki pieniędzy na stole. Isabela i Varric spojrzeli po sobie i nie skomentowali.

– Strasznie tu cicho ostatnio – stwierdził nagle Donnic, rozglądając się po sali Wisielca.

– Nie widzę najemników i tych zbirów z Koterii też nie ma? – zamyśliła się Avelina, uważnie lustrując otoczenie.

Varric jedynie chrząknął.

– Ta, wszystkie interesujące typy opuściły miasto – mruknęła Isabela, spoglądając w swoje karty.

– Varric? – Avelina spojrzała na krasnoluda wyczekująco.

Krasnolud westchnął teatralnie, jakby wyjawienie informacji, jakie zebrał ostatnio, sprawiało mu przykrość.

– Powiedzmy sobie, że na przykład pewien nadgorliwy templariusz...

– On nie był templariuszem – powiedziała półgębkiem Isabela.

– No to niech będzie... nadgorliwy sługus templariuszy pozbierał całą menażerię najgorszych szumowin i najemników w mieście i posłał ich w drogę za pewną zaginioną osobistością.

– Ależ... – Avelina niemal zachłysnęła się piwem. – Oni szukają Hawke? Musimy powziąć jakieś kroki, nie można dopu...

Varric uniósł rękę uspakajającym gestem.

– Laroix wynajął całą bandę zbirów, ale większość z nich szuka nie tam, gdzie powinna.

– To znaczy?

– Tylko on i paru, nazwijmy to, bardziej zaawansowanych technicznie najemników skierowało się do Starkhaven.

– Jadą głównym traktem – dodała Isabela, opierając dłoń na poręczy swojego krzesła.

Avelina odstawiła kufel na stół z głośnym grzmotnięciem.

– I wy o tym tak spokojnie...

– Och, za kogo ty nas uważasz? – wymruczała piratka, jej dłoń zsunęła się z poręczy krzesła.

– Spokojnie, Hawke i Fenris są dalej na zachód, a po drugiej stronie na nadgorliwego sługusa templariuszy będą czekały niespodzianki w postaci pewnych ptaszków.

– Słyszałam, że w Wildervale są całe masy skowronków – zawołała rozradowana Merrill

– Kruki? – zapytała pani kapitan ignorując entuzjastyczny wybuch elfki. Varric przytaknął.

– Kruki? – zamyśliła się Merrill. – Pewnie też tam są, ale jakoś nie lubię tych ptaków, są takie posępne.

– I lubią padlinę – dodała Isabela, palcami sięgając do wysoko wiązanego buta.

– Is?– zawołała niewinnie Merrill, przechylając się pod stół. – Jeśli znów masz tę paskudną chorobę i wszystko cię swędzi, mam maść...

– Że co?

– Od kilku chwil drapiesz się po łydce, może to znowu jakaś wysypka... jak to Anders mówił jakaś choroba, wi... we... Varriczna?

Na rozstaju drógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz