Rozdział 7

4K 196 10
                                    


   Jeszcze tego samego dnia skierowałam się do mojej własnej sali treningowej. Odkąd Hydra dowiedziała się o mojej kontroli nad ogniem, postanowili zrobić mi specjalną sale, która rzecz jasna będzie ognioodporna. Jest dużo mniejsza od tej na której ćwiczę z Zimowym i nie ma tu rzeczy takich jak broń palna, jednak znajduje się tu kilka noży i katan, którymi posługuję się w trakcie przerwy. Nauczyłam się już kontrolować mniejszy ogień, jednak przywoływanie go wciąż sprawia mi trudności. Póki co udało mi się tylko zapalić czubek mojego palca, co na niewiele się zda podczas walki. Wygląda to po prostu jakbym trzymała zapałkę w rękach. Trochę mnie to już zaczyna drażnić, ale nie zamierzam się poddać, bo może się to okazać kluczem do naszej wolności. Naszej? Czy ja na poważnie myślę o wydostaniu stąd seryjnego mordercy? Hmm... być może.

   Wzięłam do rąk dwa sztylety i zrobiłam krótką rozgrzewkę, rozmyślając o tym jak bardzo zmieniło się moje życie. Moje ruchy stały się szybsze i bardziej precyzyjne. Wyrzuciłam oba noże w powietrze, zrobiłam przewrót w przód i złapałam noże, zanim zdążyły spaść na podłogę. Powtórzyłam tą czynność kilka razy, robiąc różne kombinacje ciosów pomiędzy i kiedy czułam, że pot spływa po mnie, wyrzuciłam je w powietrze raz jeszcze. Zrobiłam mało precyzyjny przewrót i złapałam noże w obie dłonie. Tym razem chwyciłam je o jeden ich obrót za dużo, przez co złapałam za ostrza. Poczułam i zobaczyłam krew ściekającą po moich dłoniach na podłogę. Wypuściłam sztylety z rąk i usiadłam na ziemi patrząc na swoje dłonie. Krew zaczęła skapywać szybciej, gdy ze złością zacisnęłam ręce. Byłam zła na tą chwilę rozkojarzenia, a raczej pewności siebie. Przestałam się skupiać na tym co robię, gdy zaczęło mi wychodzić. Zamknęłam oczy, gdy poczułam dziwny gniew w środku i ciepło napływające do moich dłoni. Nie chciałam aby gniew przejął nade mną kontrolę, szczególnie z tak błahego powodu, dlatego zaczęłam przywoływać lód , który czaił się w moich żyłach. I wtedy stało się coś dziwnego. Poczułam to znajome uczucie, jakby ból, ale za razem ukojenie. Moje ręce zapłonęły jasno pomarańczowym, niemal żółtym ogniem. Trwało to zaledwie kilka sekund, a kiedy ogień zgasł rozłożyłam swoje dłonie, aby zobaczyć... właściwie to nic. Po moich ranach nie było śladu. Uśmiechnęłam się do siebie i wstała. Poczułam, że kręci mi się w głowie, jednak zignorowałam to i poszłam odłożyć sztylety. Znów usiadłam na podłodze i wyciągnęłam ręce przed siebie. Zaczęłam myśleć o tym dziwnym gniewie, który nastąpił zaraz przed pojawieniem się ognia i przyjemnym cieple w moim organizmie. Poczułam lekkie pulsowanie pod skóra i starałam się je skupić tylko na dłoniach, które już po chwili zaczęły się rozgrzewać. Tym razem było to kontrolowane, więc nie przywoływałam nic aby to ostudzić, lecz pozwoliłam moim dłonią powoli zapłonąć. Ogień, który się na nich pojawił, nie był już tak jasny jak wcześniej, lecz miał nieco bardziej czerwony odcień. Całe moje dłonie płonęły, a jedyne co czułam to przyjemne ciepło. Spróbowałam powiększyć płomień i jakoś go uformować. Skupiłam większość ciepła na jednym punkcie, dzięki czemu ogień powędrował w tamtą stronę tworząc coraz większą kulę ognia. Przy pomocy powietrza oddzieliłam ją od dłoni, która już zgasła. Teraz miałam nad obiema dłońmi kule ognia wielkości piłek tenisowych. Powoli wstałam i zaczęłam trenować ciosy, wciąż skupiając się na przytrzymaniu ognia nad dłońmi. Moje ruchy były powolne i mało precyzyjne, jednak z czasem zaczęło iść mi coraz lepiej i nie musiałam już tak bardzo się na nich skupiać. Wykonałam kopnięcie z półobrotu, a kiedy już wylądowałam na ziemi wypuściłam jedną z kul prosto w ścianę przede mną. Zrobiłam kolejny wykop i gwiazdę na jednej ręce, a następnie rzuciłam drugą w ścianę po przeciwnej stronie. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że w końcu udało mi się zrobić z tą mocą coś pożytecznego i przede wszystkim miałam nad tym pełną kontrolę. Już chciałam tworzyć kolejny pocisk, ale poczułam krew skapującą mi z brody. No tak, zapomniałam o tym. Ignorując krew płynącą mi z nosa poszłam po katanę i ćwiczyłam jeszcze przez jakiś czas.

***

   Kiedy wróciłam do pokoju od razu poszłam pod prysznic. Wrzącą wodą zmyłam z siebie całą krew i pot po dzisiejszym treningu. Jak się okazało ćwiczyłam cały dzień, jednak nie żałowałam tego w żadnym stopniu, bo i tak nie mam tu za wiele rzeczy do roboty. Jest kilka plusów dzisiejszego dnia, ale chyba za największy uważam to, że nie spotkałam ponownie Brocka. Czasem potrafił łazić za mną cały dzień rzucając jakimiś głupimi uwagami, bo dobrze wiedział, że mnie to drażni. Z resztą, kogo by to nie drażniło? Czasem zastanawiam się jaka tak właściwie jest jego rola tutaj. Ma więcej czasu niż normalnie pracujący człowiek, a przecież codziennie słyszę o jakichś akcjach, planach, czy informacjach do zdobycia. Ostatnio mówił, że szykuje się jakaś większa akcja, w której ja i Zimowy mamy uczestniczyć. Nie dowiedziałam się nic więcej, bo uznał, że jeszcze na to za wcześnie. Pozostaje mi jedynie czekać i trenować do tego czasu, a moja dzisiejsza wpadka z nożami uświadomiła mi, że powinnam ćwiczyć ciężej i dłużej. Dlatego zaraz po umyciu się poszłam spać, a gdy tylko się obudziłam ruszyłam na główną salę.  




*Cześć wszystkim. Dzisiaj znów krótszy rozdział, ze względu na brak czasu. Na szczęście za tydzień zaczynają mi się ferie. 

Obrazek w mediach wykonany przeze mnie. Chyba polubiłam rysowanie ognia :P 

Poprawianie błędów mile widziane. 

Jeśli zdążę napisać kolejny rozdział jeszcze dzisiaj, to wrzucę go wieczorem, lub po północy ;)*

I'll be good //Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz