Wpadłam do mieszkania. Zrzuciłam plecak z ramion. Wyjęłam z niego jedynie telefon. Znalazłam jakiś notes i długopis, chwyciłam za kluczyki od auta i wyszłam. Odpaliłam samochód. Jeżeli nie będzie korków, powinnam dotrzeć do szpitala w mniej niż dziesięć minut. Zaletą mieszkania w tak dużym mieście jest to, że wszędzie jest blisko. Największa odległość pomiędzy sklepami to jakieś dziesięć kroków, szkoły prześcigają się w ofertach, bo wybór jest tak ogromny, że sztuką jest się zdecydować, a hotele znajdują się na każdym rogu, jeden lepszy od drugiego. A skoro już o hotelach mowa, to właśnie przejechałam obok mojego miejsca pracy. Jestem recepcjonistką w "Real", nie jest to szczyt moich marzeń, ale zarobki są wystarczające, aby przeżyć. W moich pierwszych dniach po przeprowadzce z Meksyku mieszkałam u Niny i Gastóna. Poznałam ich podczas finału konkursu wrotkarskiego. Byłam reprezentantką "Oh My Quads!" - klubu z Meksyku, wraz z moim kolegą Tristanem. Zaprzyjaźniliśmy się i nawet wpadli kiedyś razem z wizytą do mojego kraju. Kiedy opuszczałam Meksyk, nie wiedziałam, gdzie mam się udać, byli moją ostatnią deską ratunku. Przyjęli mnie pod swój dach i dopóki nie wynajęłam mojego obecnego mieszkania siedziałam im na karku.
Po prostu świetnie! - Utknęłam w korku. Mając nadzieję, że nie potrwa to długo, bo wyglądało na to, że to wszystko przez światła, wyciągnęłam telefon, żeby sprawdzić, która godzina. Dwadzieścia trzy minuty po czternastej... Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli powinnam spokojnie zdążyć odebrać jego córkę z przedszkola. Jejku... Co ja narobiłam... Pewnie i tak jest mu ciężko samotnie wychowywać dziecko, a ja do tego wszystkiego prawdopodobnie połamałam mu kości...
Wjechałam na parking szpitalny równo o czternastej trzydzieści. Biegiem pokonałam drogę do wejścia, a później równie szybko dotarłam do izby przyjęć, gdzie dowiedziałam się, że Simón jest w gabinecie zabiegowym. Wparowałam tam, bez pukania i zastałam chłopaka siedzącego z rozciętą nogawką i gipsem po samą pachwinę na prawej nodze. Był bez koszulki, ale ją również zastępował gips rozciągający się od lewego ramienia, obejmujący rękę, kończący się dopiero kilka centymetrów nad pępkiem. O matko! Rozejrzałam się, ale w pomieszczeniu nie było żadnego lekarza ani pielęgniarki.
- Co ci powiedzieli? Jak bardzo jest źle? - zapytałam, z okropnym poczuciem winy.
- Podobno miałem ogromne szczęście, że nie doznałem żadnych obrażeń głowy. Ale noga i obojczyk są złamane. Wygląda na to, że przez najbliższe trzy tygodnie będę wyglądał jak niedokończona mumia. - Zaśmiałam się, od razu ganiąc się za to w myślach. Bo tak się składa, że gdyby nie ja nie musiałby tu teraz siedzieć.
- Która godzina? Mam tu jeszcze siedzieć tak przez piętnaście minut, żeby gips zasechł.
- A tak, jest już jakaś czternasta trzydzieści pięć, dlatego jestem tu tylko na chwilkę. Mam nadzieję, że jesteś praworęczny, bo przywiozłam notes i długopis, żebyś mógł napisać dla mnie upoważnienie. - Uśmiechnęłam się słabo podając mu je.
- Świetnie. Przepraszam za kłopot, ale jestem wręcz zmuszony poprosić Cię o pomoc - powiedział, kładąc notes obok siebie na leżance.
- Kłopot?! To wszystko moja wina, gdybym Cię nie połamała, nie musiałbyś mnie o nic prosić. Z resztą sama to zaproponowałam, o nic mnie nie prosiłeś. Więc to ja jestem wręcz zmuszona Ci pomóc.
Przyglądając się mu, kiedy gładko sunął długopisem po kartce, zastanawiałam się, co stało się z matką jego dziecka. Zostawiła ich? Nie potrafiłabym w to uwierzyć - Simón wydaje się być bardzo miły. Mimo że, pozbawiłam go pełnej sprawności na najbliższy miesiąc, ani razu nie zaczął mnie obwiniać. Nie mówiąc już o wydzieraniu się na mnie-pouczaniu czy wytykaniu nieuwagi. Jest nad wyraz spokojny. W dodatku niezaprzeczalnie przystojny, co można łatwiej dostrzec po zmianie wyrazu jego twarzy z "zaraz umrę!" na "sytuacja opanowana".
Złożył szybki podpis i podał mi notes. Wyrwałam zapisaną kartkę i przeleciałam po niej wzrokiem. Miał bardzo zgrabne pismo, bardzo estetyczne i przyjemne dla oka. Zgięłam kartkę, by oderwać jej niezapisaną część. Ale coś nie dawało mi spokoju.
- Skąd wiedziałeś jak się nazywam? - Wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem. Nie pamiętam, żebym się przedstawiała.
- Co?
- Pytam skąd znasz moje nazwisko, nie przypominam sobie, żebyśmy się kiedyś poznali.
- Ja... um... Słyszałem jak dzwoniłaś. Przedstawiłaś się - odpowiedział. Trudno mi było go rozgryźć. Miał dziwny wyraz twarzy, jakby mieszankę zdziwienia i... zakłopotania?
- Racja. Nieważne. Muszę już iść jeśli mam zdążyć. Z którego przedszkola mam ją odebrać?
- Chodzi do Escuela del Parque. Przedszkole jest na parterze.
- Ok. Jeżeli wyjdziesz stąd zanim wrócimy, zaczekaj na krzesłach przy wejściu, postaram się przyjechać najszybciej jak się da.
- Przyjechałaś samochodem? - zapytał, kiedy miałam przekroczyć próg.
- Tak. To jakiś problem?
- Mam nadzieję, że nie prowadzisz z zamkniętymi oczami - uśmiechnął się do mnie.
- O to możesz być spokojny - odpowiedziałam rozbawiona i chwilę później byłam już w aucie.
CZYTASZ
Dzieło Przypadku // Lumon
Teen FictionPrzypadek... Zdarzenie losowe... Tak można nazwać ich pierwsze spotkanie. Żadne z nich nie potrzebuje miłości, a już na pewno nie teraz, nie w tym okresie ich życia. On jest zajęty wychowywaniem pięcioletniej Marity i codziennie płaci wysoką cenę...