Jeszcze tylko godzina - myślałam tułając się po mieszkaniu. Odkąd po rozstaniu z Simónem, przekroczyłam próg mojego domu nie wiem, co ze sobą zrobić. Okazuje się, że bez Matteo i pracy zupełnie nie mam, co robić. Nie odgrywam w swoim życiu żadnej roli.
Zrobiłam obiad, który planuję zawieść Simónowi razem z Mar, kiedy odbiorę ją z przedszkola. Poczytałam gazetę, nawet rozwiązałam niemal całą krzyżówkę znajdującą się na końcu magazynu i już zwyczajnie nie wiem, co ze sobą począć.
Postanowiłam włączyć telewizor, przeleciałam po kanałach, aż wreszcie znalazłam jakąś telenowelę i oddałam się wątpliwej przyjemności oglądania programu.
Kiedy serial się skończył, była godzina czternasta dwanaście. Chyba nic się nie stanie jeśli będę troszeczkę wcześniej... Może stanę w korku... Tak, lepiej wyjechać wcześniej - przekonałam siebie w myślach, przestraszona wizją spóźnienia się. Złapałam za kluczyki do auta oraz naszykowane wcześniej naczynie z obiadem i wyszłam z domu.
*
Kilkanaście minut później byłam już w przedszkolu. Stanęłam przed otwartą salą i przez chwilę przyglądałam się dzieciom. Tym razem w sali była nie tylko Mar, ale również czworo innych dzieci. Marita siedziała przy jednym ze stolików i razem z jakąś dziewczynką kolorowały wydrukowany obrazek, który z tej odległości przypominał mi krokodyla, ale używały do kolorowania fioletowej kredki, więc musiał jednak przedstawiać coś innego. Zapukałam w futrynę.
- Dzień dobry, przyszłam odebrać Maritę zwróciłam się do opiekunki.
- Lunaaa! - usłyszałam po chwili radosny okrzyk.
- Dzień dobry, proszę - odpowiedziała kobieta i dała znać Maricie gestem ręki, że może już do mnie podejść.
- Do widzenia - powiedziałyśmy z Mar jednocześnie.
*
W czasie jazdy zapytałam Mar, jak minął jej dzień. Opowiedziała mi o tym, jak dzisiaj uczyła się razem z grupą nazw miesięcy i wyrecytowała wszystkie po kolei myląc się tylko dwa czy trzy razy.
Wychodząc z samochodu zabrałam naczynie z obiadem i ruszyłyśmy w stronę drzwi wejściowych.
- A co tam masz? - zapytała z zaciekawieniem Mar.
- Zrobiłam dla was obiad. Twój brat pewnie nie miał dzisiaj siły stać przy garnkach, więc pomyślałam, że może ja coś ugotuję.
- A co zrobiłaś?
- Lasagne - odpowiedziałam z uśmiechem. - Lubisz? - Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, nigdy nie jadłam - odpowiedziała patrząc pod nóżki.
- W takim razie spróbujesz i powiesz mi czy ci smakuje. Tak?
- Tak - odpowiedziała krótko już z uśmiechem na twarzy.
Weszłyśmy do domu. Mar zaraz po przekroczeniu progu ruszyła w stronę saloniku, do którego wczoraj odprowadzałam Simóna.
- To my! - krzyknęła.
Podążyłam za nią i zastałam Simóna leżącego na wersalce. Starał się uśmiechać do Mar, ale widać było, że cierpi.
- Już wstaje, daj mi jeszcze chwilę Mar, zaraz odgrzeje Ci obiad, a Tobie Lun...
- Nie, nic nie musisz robić. Pomyślałam, że po dzisiejszych wyprawach jesteś zmęczony, więc zrobiłam Wam obiad. Leż i odpoczywaj, ja się wszystkim zajmę. - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Simón zastygł z otwartą buzią i spojrzał mi w oczy. Bałam się, że nie spodobał mu się mój pomysł, ale po chwili w jego oczach zobaczyłam ulgę, a na twarzy uśmiech.
CZYTASZ
Dzieło Przypadku // Lumon
Teen FictionPrzypadek... Zdarzenie losowe... Tak można nazwać ich pierwsze spotkanie. Żadne z nich nie potrzebuje miłości, a już na pewno nie teraz, nie w tym okresie ich życia. On jest zajęty wychowywaniem pięcioletniej Marity i codziennie płaci wysoką cenę...