Rozdział 15

53 17 11
                                    

Obudziłam się przed budzikiem. Nie czekałam nawet chwili, od razu wyskoczyłam z łóżka i stanęłam przed szafą. W co mam się ubrać? Kiedyś byłam pewna, że to pytanie nigdy nie będzie moim problemem. A później poznałam Matteo. W co się ubrać? Ponowiłam pytanie, chyba licząc na to, że jakimś magicznym sposobem moja szafa da mi odpowiedź. Zaczęłam przeglądać wszystkie bluzki, ale żadna nie wydawała mi się teraz wystarczająco atrakcyjna. Otworzyłam drugie skrzydło, żeby przejrzeć te na wieszakach. Przesuwałam jedną po drugiej, odrzucając każdą, kiedy wreszcie moim oczom ukazała się biała bluzka w róże z czarnymi wzorkami przechodzącymi przez środek. Dobrałam do niej jeansowe spodenki, a do nich pasek. Zadowolona z siebie pognałam z wybranymi ciuchami i czystą bielizną do łazienki. Wzięłam letni prysznic i umyłam włosy. Wysuszyłam i ułożyłam je w lekkie fale. Zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z łazienki. Zaścieliłam łóżko i włączyłam radio, żeby odstresować się trochę przy dźwiękach muzyki. Ona od zawsze była moim lekarstwem na... tak naprawdę na wszystko. Rozumiała moje smutki, towarzyszyła mi w radościach i rozładowywała napięcie. Stwierdziłam, że nie dam rady zjeść dzisiaj śniadania, dlatego wypiłam jedynie szklankę herbaty. Odczekałam niecałe piętnaście minut, słuchając utworu "Sola" Luisa Fonsi i kolejnej piosenki, której tytułu nie znałam, po czym wyłączyłam radio, złapałam za kluczyki i wyszłam z domu.

Drogę do domu Simóna pokonałam z głową pełną obaw, pytań w stylu "czy mu się spodobam?", "jak będzie wyglądała teraz nasza relacja?", "co jeśli zacznie udawać, że nic się nie stało?"... Zdążyłam już narobić sobie ogromnych nadziei, co jeśli... Nie, Luna! Nie myśl tak. Simón to nie Matteo! 

Kiedy zaparkowałam pod znajomym budynkiem, serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Poczułam się jak nastolatka, która doświadcza pierwszych uniesień miłosnych. Daleko mi było do cnotliwej dziewicy, a jednak na wspomnienie ciepłych ust i dużych, szorstkich, ale delikatnych dłoni Simóna, czułam, że się czerwienię.

Stałam przed drzwiami dobre dziesięć minut, zanim odważyłam się chwycić za klamkę. Kiedy uchyliłam drzwi, moim oczom ukazał się... Simón? Wpatrywał się we mnie oparty zdrowym ramieniem o ścianę. Zamknęłam drzwi i zaczęłam bezmyślnie się w niego wpatrywać. Dziś wydawał mi się jeszcze przystojniejszy, niż kiedy go poznałam. Jakbym zdjęła z oczu zbyt mocne okulary. Był wyraźniejszy...

 Cześć  wychrypiałam wreszcie. Uniósł lekko kąciki ust i zrobił krok w moją stronę, później następny, a ja stałam jak zaczarowana. Znów to zrobił. Delikatnie złączył nasze wargi. Zamknęłam oczy. Jego pocałunki były niczym muśnięcia skrzydeł motyla na moich ustach. Tak delikatne... Jakby bał się, że za moment się rozpadnę. Przycisnął swoje czoło do mojego czoła. Oddychaliśmy tym samym powietrzem, patrząc sobie w oczy. Byliśmy tylko my. On i ja, w naszym małym wszechświecie, jaki sobie stworzyliśmy.

 Luna!  Głośny okrzyk wydarł mnie z tego transu. Mar wyszła nagle zza drzwi od pokoju pani Lucili i podbiegła do mnie uczepiając się mojej nogi.

 Cześć, malutka  odpowiedziałam, zastanawiając się, ile z tego całego zajścia udało jej się zobaczyć...

 Idziemy?  zapytała po chwili, patrząc się w górę. Spojrzałam na Simóna.

 A kanapki?  przypomniał jej. Marita pobiegła do kuchni. A my znów zostaliśmy sami. Nie chciałam trwać w tej niemej ciszy, dlatego uchwyciłam się najbezpieczniejszego tematu, jaki znałam.

 Piękny mamy dziś dzień  powiedziałam.

 Tak... cudowny  odpowiedział, patrząc mi w oczy z uśmiechem na ustach. Czułam, jak pąsowieją mi policzki. Uciekłam wzrokiem od tych jego czekoladowych hipnotyzujących oczu, a w tym samym momencie Mar podbiegła do nas trzymając swoje pudełko z Myszką Minnie. Przytuliła się do Simóna na pożegnanie i chwyciła mnie za rękę.

Dzieło Przypadku // LumonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz