Tydzień mijał szybko, a dni były do siebie podobne. Przyszedł czwartek. Dziś mija czwarty tydzień, od kiedy wpakowałam Simóna w gips. Uśmiechnęłam się do tej myśli. Tak niewiele czasu a tak wiele zmian. Jeszcze miesiąc temu byliśmy dla siebie zupełnie obcymi ludźmi... A teraz? Teraz czuję, że wśród nich jest moje miejsce na ziemi. Codziennie jemy razem obiad, który raz przygotowuje Simón innym razem ja. Później "pijemy herbatkę" w pokoju Mar. Jestem zadowolona, kiedy uda nam się z Simónem znaleźć przez chwilkę sam na sam, całuje mnie wtedy czule i szepcze słodkie słówka i komplementy do ucha. Chciałabym... Chciałabym, żeby tak było już zawsze. Mogę to wreszcie przyznać – jestem szczęśliwa.
Wstałam z kanapy, żeby odstawić kubek po herbacie do zlewu, kiedy nagle rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na zegarek. Nina? Raczej nie, jest jeszcze w pracy... Pobiegłam do sypialni. Podniosłam komórkę. To Simón! Odebrałam prędko.
– No hej – przywitałam się.
– Cześć, Luna. Co porabiasz?
– Nic ciekawego, dopiero co skończyłam oglądać telenowelę. A ty? – zapytałam ciekawa.
– Właśnie wracam z pewnego miejsca... Mogłabyś otworzyć mi drzwi?
– Słucham? – powiedziałam zdziwiona. O czym on mówi?
– Stoję właśnie pod twoją klatką. Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale chciałem zrobić Ci niespodziankę.
– No to Ci się udało – powiedziałam z uśmiechem na twarzy. – Zadzwoń pod numer dwa, zaraz Ci otworzę. – powiedziałam i odłożyłam telefon. Pobiegłam do domofonu, który nagle się rozdzwonił.
– Pomóc ci wejść po schodach? – zapytałam.
– Nie, to nie będzie konieczne – powiedział ze śmiechem. – Za moment jestem.
Odłożyłam słuchawkę i rozejrzałam się pospiesznie po pokoju. Wszystko było wysprzątane. Otworzyłam drzwi, żeby sprawdzić, jak sobie radzi Simón, czy na pewno nie potrzebuje pomocy, ale on stał już na wycieraczce z ręką na dzwonku. Lewą ręką na dzwonku. Tą ręką, którą miał zagipsowaną jeszcze dzisiaj rano. Spojrzałam na dół. Miał buty. Na obu nogach. Spojrzałam z powrotem w górę, na jego twarz. Raczył mnie tym swoim pięknym, chłopięcym uśmiechem.
– Simón, nie masz już gipsu!
– No przecież wiem – powiedział, śmiejąc się. Wciągnęłam go do domu i przytuliłam mocno. On po chwili również zamknął mnie w swoich objęciach.
– Nareszcie mogę cię porządnie przytulić – powiedział z twarzą w moich włosach. Uśmiechnęłam się.
– Ja ciebie też. Ten gips nieźle mi to utrudniał.
Oderwaliśmy się od siebie po chwili.
– Rozgość się, a ja zrobię nam coś do picia. Co chcesz? – zapytałam, kierując się w stronę kuchni.
– Wystarczy woda albo jakiś inny chłodny napój. Jest tak gorąco, że nie mam ochoty na nic ciepłego.
– Ok. Sok pomarańczowy może być? Jest prosto z lodówki.
– Poproszę – powiedział, siadając na kanapie.
Wróciłam po chwili ze szklankami. Usiadłam obok niego. Rozglądał się dookoła.
CZYTASZ
Dzieło Przypadku // Lumon
Teen FictionPrzypadek... Zdarzenie losowe... Tak można nazwać ich pierwsze spotkanie. Żadne z nich nie potrzebuje miłości, a już na pewno nie teraz, nie w tym okresie ich życia. On jest zajęty wychowywaniem pięcioletniej Marity i codziennie płaci wysoką cenę...