Rozdział 7

83 14 22
                                    

Co jakiś czas zerkałam w lusterko, żeby przyjrzeć się małej. Cudowne dziecko. Na początku myślałam, że ciężko mi będzie ją do siebie przekonać, ale chyba jestem na dobrej drodze. Widać wyraźne podobieństwo do Simóna - ma jego oczy i tak samo ciemne włosy. To niezwykle sympatyczna i grzeczna dziewczynka. Od kiedy ruszyłyśmy spod przedszkola nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Siedzi spokojnie i wygląda przez okno, co w jej przypadku nie jest łatwe, bo musi bardzo wysoko zadzierać głowę. Nie wiem, czym mogłabym ją zająć. Nigdy wcześniej nie odgrywałam roli niani. Nie mam pojęcia, co mogłabym powiedzieć, dlatego również się nie odzywam i trwamy w tej głuchej ciszy przez całą drogę. W końcu po siedmiu minutach dojechałyśmy do szpitala.

- Jesteśmy na miejscu - rzuciłam, odwracając się za siebie. Marita odpięła pasy bezpieczeństwa. Wyszłam z samochodu i pospieszyłam otworzyć jej drzwi. Wyciągnęłam do niej rękę, co było z mojej strony sprawdzianem jej ufności wobec mnie. Chwyciła ją i czekała aż dam krok. Ale ja stałam. Stałam, bo byłam oczarowana uściskiem jej drobnej rączki na mojej dłoni. To takie miłe uczucie. Wreszcie się otrząsnęłam, uśmiechnęłam się do niej szeroko i ruszyłyśmy przed siebie po raz kolejny pogrążone w ciszy. Myślałam nad tym, czy powiedzieć jej coś na temat Simóna, ostrzec w jakim jest stanie, żeby nie przestraszyła się widząc go całego w gipsie... I jak tu się przyznać do winy, przed tą małą słodką, niczego nieświadomą osóbką. Drzwi przed nami się rozsunęły. Weszłyśmy do środka i od razu zobaczyłam siedzącego przed nami Simóna. Mar puściła moją rękę i pobiegła w jego stronę. Wpadła na niego, obejmując drobnymi rączkami. Zabolało go to, co dało się poznać po jego twarzy i wypisanym na niej grymasie. To był bardzo rozczulający widok, wyglądali razem przesłodko.

- Cześć mała - przywitał ją. Podeszłam bliżej.

- Dziękuję za pomoc, mam nadzieję, że nie sprawiała kłopotów - powiedział, sadzając ją sobie na zdrowym kolanie, co sprawiło mu wiele trudności. Lekko się skrzywił, kiedy Mar oparła głowę na jego zagipsowanym ramieniu. Błagam... niech ktoś zrobi im zdjęcie...

- Żartujesz?! To najgrzeczniejsze dziecko na świecie, w dodatku jest przesłodka. Masz wspaniałą córeczkę - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko do rozkosznej dwójki. Oboje się zaśmiali.

- To nie mój tatuś! - wykrzyknęła niemalże Mar, wyraźnie rozbawiona. Co?! Jestem w ukrytej kamerze, czy jak?!

- Ale jak to? W takim razie kim wy dla siebie jesteście? - zadałam pytanie, choć spodziewałam się odpowiedzi.

- Marita to moja siostra - odpowiedział Simón wyraźnie rozbawiony moją małą wpadką.

- Tak... to wszystko wyjaśnia...

- Aha, więc stąd pytanie o żonę. Świetnie łączysz fakty, gratuluję. Ale to jeszcze nie mój czas - powiedział i puścił do mnie oczko. Chcąc jak najszybciej zakończyć tą... wymianę zdań, powiedziałam:

- Dobrze, zbierajmy się. Nie masz już dość siedzenia tutaj? - Rozejrzałam się dookoła, szukając wzrokiem wózka inwalidzkiego. Wolę nie sprawdzać, czy dałabym radę pomóc mu dojść do samochodu, z gipsem waży pewnie kilka kilo więcej, w dodatku bałabym się, że zrobię mu krzywdę... jeszcze większą. Tuż przy drzwiach zauważyłam wnękę, która była schowkiem na wózki. Zapytałam pielęgniarkę w rejestracji, czy mogę jeden pożyczyć. Po uzyskaniu zgody zabrałam "pojazd" i po chwili stanęłam przed Simónem, który wraz z Mar nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Żartujesz prawda?

- A masz inny pomysł? Nie oszukujmy się, oboje dobrze wiemy, że sam nie dojdziesz do auta. Wstawaj, pomogę Ci - powiedziałam i podeszłam do niego chcąc ułatwić mu nieco przejście z krzesła na wózek, ale zatrzymał mnie.

- Poradzę sobie - rzucił tylko. Widziałam, że sprawia mu to trudność i zapewne również ból, ale nie mam sobie nic do zarzucenia. Sam odrzucił moją pomoc, niech się teraz męczy.

- Brawo, popisałeś się. Jestem ciekawa, co zrobisz teraz. Bo wydaje mi się, że jedną ręką daleko nie zajedziesz - powiedziałam stając przed nim ze zwycięską miną i zaplatając ramiona.

- Wygrałaś - odpowiedział, spuszczając wzrok. Ta jego chęć samodzielności staje się już uciążliwa i momentami irytująca.

Podeszłam do rączek wózka i zaczęłam udawać, że nie mogę go ruszyć. Marita roześmiała się.

- Oj coś mi się wydaję, że będziesz musiała mi pomóc, sama nie dam rady go ruszyć - powiedziałam, odrywając jedną dłoń od uchwytu. Mar stanęła przede mną, złapała za fragment metalowej konstrukcji i obie zaczęłyśmy pchać.

- Grubas z Ciebie Sim - wypaliła nagle Marita, wybuchając śmiechem. Z zaciekawieniem czekałam na reakcję bruneta.

- Ej, bez takich! Poczekaj aż zdejmą ze mnie to ustrojstwo, zobaczymy czy wtedy też będziesz taka wygadana! - On sam chyba też był zdziwiony tym nagłym stwierdzeniem, ale i widocznie rozbawiony.

Kiedy dotarliśmy do auta otworzyłam tylne drzwi od strony pasażera dla Mar. Pomogłam jej zapiąć pas i wróciłam do bardziej wymagającego towarzysza.

- Tym razem dasz sobie pomóc, czy znowu zamierzasz się opierać? - zapytałam, stając przed nim. Westchnął tylko, po czym zaczął:

- Być może mógłbym Cię poprosić o otwarcie drzwi i przytrzymanie wózka. - Pokręciłam tylko głową. On serio ma jakiś problem z przyjmowaniem pomocy.

Kiedy siedział już na miejscu, pomogłam mu zapiąć pas. Uśmiechnął się do mnie w podziękowaniu.

- Zostawiam was na chwilkę, idę oddać wózek. Zaraz wracam. - powiedziałam, prostując się i tak też zrobiłam.



♦•♦•♦•♦•♦•♦

Dzień dobry☺ Wiem, że jest poniedziałek, dlatego życzę Wam wszystkim, żeby szybko minął, jak zresztą cały ten tydzień (no chyba, że macie ferie... W takim wypadku niech trwa całe wieki☺) Jeszcze raz miłego dnia, mam nadzieję, że wszystko u Was w porządku♥

Dzieło Przypadku // LumonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz