Rozdział 94

1.6K 107 3
                                    

*Lexy*
Mama przyjechała po mnie wieczorem.
- I jak? Dobrze się bawiłaś? - spytała uśmiechając się.
- Było fajnie - powiedziałam obojętnie.
- Co taka nie w humorze?
- Jest wszystko dobrze.
- No niech będzie.
Wsiadłyśmy do samochodu. Rzuciłam plecak na tylne siedzenia i ruszyłyśmy w drogę do domu.
- I co robiłyście z babcią przez te trzy dni? - spytała.
- Oglądałyśmy telewizję, pomagałam jej podlewać kwiaty i pisałam z koleżankami.
- Ja byłam z Anniką u jej rodziców, na festynie i na zakupach.
- Kiedy ona znowu do nas przyjedzie?
- Jeszcze nie wiem. Na razie obie mamy swoje sprawy i ja muszę być tu, a ona tam.
- Ok.
Usłyszałam dźwięk powiadomienia z telefonu. Wyjęłam go z kieszeni.
Alan: Co tam? Jesteś jeszcze u babci czy w domu?
Lexy: Jadę właśnie do domu z mamą. 😊
Alan: I co? Przywiozła swoją dziewczynę z powrotem?
Lexy: Na szczęście nie. 😁
Alan: To dobrze. 😘
Lexy: No... Może teraz będzie jakoś lepiej.
Alan: Kiedy się widzimy? 😘😘
Lexy: Kiedy chcesz, ale na pewno też w sobotę. 😇 Moja mama ma urodziny i pewnie zaprosi kogoś do siebie. Niech sobie rozmawiają o czym chcą, a ja się wymknę do ciebie. 💖
Alan: Ok, to spotkajmy się w sobotę. Może nawet pierwsza randka na mieście? 💖
Lexy: Zapraszasz mnie? ❤❤❤
Alan: Tak. ❤
Lexy: Kochany. ❤❤❤ Nie mogę się doczekać. 😍
Niedługo po tym dojechałyśmy do domu. Od razu poszłam do swojego pokoju, włączyłam laptop i zaczęłam oglądać serial.

*Lindsay*
Przez cały tydzień starałam się spędzać jak najwięcej czasu z córką. Chciałabym odzyskać nasz dawny dobry kontakt. Nie chcę, by się całkiem ode mnie oddaliła.
Na sobotę zaprosiłam do siebie oczywiście Lorette oraz drugą przyjaciółkę, Calleigh. Jeszcze zanim przyszły piekłam ciasto wspólnie z córką. W połowie pracy Lexy oznajmiła, że idzie do koleżanki. Pozwoliłam jej, a sama dokończyłam pieczenie.
Ciasto się jeszcze piekło i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Cześć, Lindsay - w drzwiach stała Loretta. - Wszystkiego najlepszego, kochana! - przytuliła mnie.
- Dziękuję.
Zaprosiłam ją do środka.
- To dla ciebie, Lindsay - podała mi dużą torbę prezentową.
- Ojeju, a co to? - zajrzałam do środka i wyjęłam duże przezroczyste opakowanie.
Znajdowała się w nim piękna niebieska pościel.
- Ooo, dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się.
- A co tak ładnie pachnie z kuchni? - podążyła za zapachem.
Odłożyłam prezent na podłogę przy kanapie i poszłam za przyjaciółką.
- Piekę brownie - powiedziałam. - Nie zwracaj uwagi na ten bałagan, jeszcze nie skończyłam sprzątać.
- To ci pomogę.
- Nie, dam radę.
Zaczęłam zbierać brudne naczynia ze stołu.
- Pomogę ci Lindsay. Skoro jestem, to nie będę stać i patrzeć jak sprzątasz.
- No dobrze. Kochana jesteś.
Razem szybko sprzątnęłyśmy kuchnię. W między czasie też wyjęłam ciasto z piekarnika i wstawiłam wodę na kawę.
- To opowiadaj. Jak było u Anniki? - spytała.
- Fajnie. Jej rodzice mnie polubili.
- O, naprawdę? I nie mieli żadnego problemu, że jesteś kobietą albo że jesteś starsza od Anni, albo że jesteś jej nauczycielką?
- Na początku trochę byli zdezorientowani, ale szybko przetrawili, że jestem starsza. Rozmawiałam parę razy z mamą Anni tak we dwie i myślę, że mnie polubiła. Jest bardzo miła. Obiecała zastanowić się czy mogę zabrać Anni na wakacje za granicę.
- Jednak o to spytałaś?
- Tak. Bardzo bym chciała, żeby pojechała ze mną i Lexy. To dopiero za miesiąc. Sądzę, że do tego czasu Lexy już ją zaakceptuje, a jeśli nie, to będzie to dobra okazja, żeby je zintegrować. Mama Anni radziła mi, żeby spędzać dużo czasu we trzy, żeby Lexy zobaczyła, że nie ma się za co na Anni obrażać.
- Życzę ci powodzenia. Dzieci często źle znoszą rozwód rodziców. Mam nadzieję, że Lexy szybko sobie z tym poradzi.
- Ja też. Starałam się teraz spędzać z nią dużo czasu, ale ona jak zawsze tylko w tym telefonie pisze ze swoimi koleżankami.
- Jak to młodzież w jej wieku. Tylko na tym Facebooku, Messengerze i nie wiadomo gdzie jeszcze. Ja to nie mam ani tego, ani tego i nie mam potrzeby mieć.
- Za to stale do kogoś dzwonisz - zaśmiałam się. - Coś za coś.
- Wcale nie stale. Czasem tylko.
- Jasne. Ja cię już dobrze znam. Jakbyś mogła, to byś cały dzień rozmawiała przez telefon.
- Mam tylu przyjaciół i tak mało czasu na spotkania, że muszę dzwonić.
- No widzisz? - zaśmiałam się.
Przewróciła oczami, śmiejąc się razem ze mną.
Woda się zagotowała, więc zrobiłam sobie kawę, a przyjaciółce herbatę i usiadłam znów przy stole.
- No i co jeszcze tam robiłyście u niej? - spytała.
- Oprowadziła mnie po wsi. Bardzo mała i ładna miejscowość. Jej się nie podoba, ale mi tak. Poszłyśmy potem na lody i na festyn. Tam miałam niestety okazję poznać dziewczyny, które dokuczały Annice w poprzedniej szkole. Naprawdę byłam przerażona. Jedna najpierw zabrała jej sok w szklanej butelce, a jak kazałam jej ją oddać, to rozbiła butelkę pod nogami Annice. Przecież mogła jej zrobić krzywdę, a nic sobie z tego nie zrobiła. Mówię ci, okropnie złośliwe dziewczyny. No, a potem spotkałyśmy poprzednią nauczycielkę angielskiego Anniki. Bardzo miła i całkiem urocza kobietka. Chętnie bym ją poznała, chociaż poczułam się lekko zazdrosna kiedy zobaczyłam jak Anni się świecą oczy, kiedy na nią patrzy. Oczywiście Annika od razu powiedziała jej, że jest moją dziewczyną. Nie lubię kiedy ona tak od razu komuś o tym mówi, ale wiem, że akurat tej kobiecie ufa i dobrze się znają, dlatego tu jej wybaczyłam.
- Wiesz, ona też jest bardzo szczęśliwa, że cię ma, dlatego się tobą chwali.
- Wiem, ale wolałabym trzymać to w sekrecie. Tak, jak robiłyśmy to z Charlotte. Tylko ty wiedziałaś, że byłyśmy razem.
- Porozmawiaj o tym z Anni.
- Chyba tak zrobię. No, a ostatniego dnia poszłyśmy razem na zakupy. Było fajnie, chociaż bawiła mnie kiedy tak biegała po sklepie między wszystkim półkami. Nie wiem czy zawsze się tak zachowuje, czy to tylko przy mnie, ale było śmiesznie. A na koniec żegnałyśmy się bardzo długo. Już za nią tęsknię, a jeszcze tyle czasu zanim znów ją zobaczę...
- Wiem, wiem, Lindsay. Najchętniej nie opuszczałabyś jej na krok.
Po kilku minutach usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Za drzwiami stała szatynka, trochę niższa ode mnie. Włosy sięgały jej do łopatek i były ładnie ułożone w fale. Ubrana była w eleganckie szare spodnie, błękitną bluzkę i buty na obcasie.
- Lindsay! - uśmiechnęła się i przytuliła mnie. - Jak ja cię dawno nie widziałam... Wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję, Calleigh. Ja też tęskniłam. Cieszę się, że udało ci się przyjechać.
Weszłyśmy do środka.
- Mam tu dla ciebie taki mały prezencik. Mam nadzieję, że będzie ci pasować - podała mi prezent.
Zajrzałam do torby, a następnie wyjęłam z niej ładną i elegancką czarną sukienkę.
- Jaka piękna - uśmiechnęłam się.
- Sama szyłam.
- Ojej, poważnie?
- Poważnie. Mam w końcu własny zakład odzieżowy, więc maszyny do szycia mam pod ręką. Przez ostatnie trzy dni jak tylko pracownicy kończyli pracę to szłam sobie do hali produkcyjnej i ją robiłam.
- Kochana jesteś, naprawdę. Później ją przymierzę.
Weszłyśmy do kuchni.
- Loretta! Cześć - szatynka uśmiechnęła się do mojej przyjaciółki.
- Cześć. Miło cię widzieć - odpowiedziała.
- Dobrze wyglądasz. Conajmniej pięć lat młodziej.
- Miło mi - uśmiechnęła się.
Zrobiłam kawę dla drugiej przyjaciółki i usiadłam z nimi przy stole.
- Co tam słychać, Lindsay? - spytała Calleigh. - Córeczka dorasta, prawda? Widziałam ją z jej chłopakiem po drodze. Jeszcze niedawno była taka mała, a teraz już prawie kobieta.
Popatrzyłam na nią zdziwiona, Loretta tak samo.
- Moja Lexy z chłopakiem...? Nie, to nie mogła być ona. Lexy poszła do koleżanki - powiedziałam.
- Oj, to chyba źle, że ci powiedziałam... To na pewno była ona. No przecież poznam córkę przyjaciółki od dzieciństwa.
- Nie, niemożliwe. Nie okłamałaby mnie przecież. Gdyby miała chłopaka, na pewno by mi powiedziała.
- A nie zauważyłaś ostatnio niczego dziwnego w jej zachowaniu?
- Zachowuje się inaczej, ale to z innego powodu. Zaraz ci o tym powiem. Nie zauważyłam u niej oznak zakochania. Nie wierzę, że to była ona. Musiałaś ją z kimś pomylić.
- Nie chcę nic mówić, Linz, ale ty sama jesteś zakochana. Mogłaś nie zauważyć tego samego u swojej córki - powiedziała Loretta.
- Lindsay zakochana? Mam rozumieć, że macie z Bradleyem lepsze dni, tak? - Calleigh zaśmiała się.
- Nie, nie o niego chodzi - powiedziałam.
Popatrzyła na mnie zastanawiając się.
- Czyli, że co? Jesteś zakochana, ale nie chodzi o męża...? Czy ty masz kochanka?
Uśmiechnęłam się i spuściłam głowę. Nigdy byś się nie spodziewała tego, co ci zaraz powiem, Calleigh...
- O matko, Lindsay! Ty i romans? W życiu bym się po tobie tego nie spodziewała. No już prędzej bym powiedziała, że Bradley skoczy w bok, ale ty? Gdzie go poznałaś? Konieczne muszę go zobaczyć. Pewnie jakiś przystojny, umięśniony brunet, taki oh... - zaśmiała się. - Jak długo macie romans? Bradley coś podejrzewa czy nie?
- Oj, Calleigh... - zaśmiałam się. - Zawsze miałaś bujną wyobraźnię, ale teraz już całkiem popłynęłaś.
- No to może wysoki, niebieskooki blondyn...
- Mojego wzrostu, niebieskooka, kuszące pełne usta, piękne jasnobrązowe loczki, urocza, zwariowana, zawsze wesoła, młodsza ode mnie.
Uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Dziewczyna...?
- Tak. Mam kochankę, Calleigh. Mam dziewczynę.
- Pieprzysz! - zaśmiała się. - Ty z dziewczyną? Nie wierzę ci, kłamiesz.
- Nie kłamię. Chcesz ją zobaczyć?
- Wkręcasz mnie. Przecież nie jesteś lesbą.
- Proszę, żebyś nie mówiła w ten sposób, bo jest to dla mnie brzydkie określenie i go nie lubię. Jestem lesbijką, Calleigh, nie lesbą.
- Że co? - spojrzała na Lorette. - Co jej się przez ten rok stało? - zaśmiała się.
- Lindsay nareszcie przejrzała na oczy, jest w związku jakim zawsze chciała, w końcu zakończyła swoje fikcyjne małżeństwo. Jednym słowem w końcu nam odżyła - czarnowłosa uśmiechnęła się do mnie.
- Zostawiłaś Bradleya?!
- Tak.
- Dla tej kobiety?
- Tak.
Wyjęłam telefon i pokazałam koleżance swoje zdjęcia z Anniką, które robiłyśmy sobie jakiś czas temu.
- To jest ta twoja kochanka, tak? - spytała.
- Tak. Annika.
- Młodziutka. Przypomina mi naszą Charlotte.
- Tak, mi też...
- Wielka szkoda, że jej już z nami nie ma... Czasem o niej myślę. Ciekawe jaka by była teraz, gdyby żyła. Czy wyrosłaby z tego swojego szaleństwa, jak ja, czy nie.
- Sądzę, że nie. Była zawsze wesoła, śmiała się, żartowała. Korzystała z życia ile mogła. Gdyby nie ten wypadek pewnie jeszcze nieraz zrobiłaby coś szalonego - powiedziała Loretta.
- Bardzo mi jej brakuje. Kochałam ją... - powiedziałam.
- Wszystkie ją kochałyśmy. Nie dało się jej nie lubić - powiedziała Calleigh.
- Ale Lindsay kochała ją trochę inaczej niż my, prawda? - powiedziała Loretta.
- Jeju, naprawdę? Byłaś zakochana w Charlotte? Lindsay...
- Była miłością mojego życia.
Calleigh patrzyła na mnie z niedowierzaniem. To chyba za dużo szokujących informacji jak na jedno spotkanie.
- Lindsay... Ja nie wiem co powiedzieć. Poznałam cię trzydzieści lat temu, a teraz okazuje się, że tak naprawdę cię nie znałam. Czy jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć?
- Charlotte też.
- Co też?
- Była taka jak ja. Lubiła dziewczyny.
- Co?
- Lubiła mnie... - uśmiechnęłam się.
- Czyli, że... Byłyście ze sobą?
- Tak.
- O kurde... Szok, naprawdę szok. Masz jakieś dowody tego? Zdjęcia?
- Niestety nie... Pozostały mi tylko prezenty od niej, na co i tak nie mam dowodu, że to od niej, i piękne wspomnienia.
Zaczęłam opowiadać jej historię swojego związku z Charlotte, załamania jej śmiercią, ukrycia orientacji związkiem z przyjacielem, życia z kimś, kogo nigdy nie kochałam, aż dotarłam do poznania Anniki. Calleigh cały czas słuchała zaciekawiona.
- Za kilka dni odbędzie się rozprawa rozwodowa moja i Bradleya. Po tym będę już w końcu tylko Anniki - powiedziałam. - Będę żyła tak, jak zawsze chciałam. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Szatynka patrzyła na mnie.
- Nie wiem co powiedzieć... - powiedziała w końcu.
- Akceptujesz mnie i moje małe szaleństwo? - zachichotałam.
- Tak, ale... Muszę to przetrawić. Ty i Charlotte, ty i Annika, w ogóle ty i druga kobieta... Podziwiam za to co zrobiłaś, ale nie rozumiem dlaczego okazałaś się taka słaba po odejściu Charlotte, a taka silna by się ukrywać. Nie można być na raz tym i tym.
- Upadłam gdy zostałam sama, ale walczyłam, by to wytrzymać. To ukrywanie też było oznaką słabości. To moja największa wada. Jestem bardzo wrażliwa, bardzo słaba psychicznie, no i czasem się za bardzo użalam nad sobą. Niestety lubię histeryzować. Od czasu kiedy jestem z Anniką jeszcze nie wpadłam w porządną histerię. Jestem ciekawa jak ona zareaguje, gdy to się w końcu kiedyś stanie. Czy będzie potrafiła mnie opanować, czy mi ucieknie - zaśmiałam się. - A może przy niej nigdy mi się histeria nie zdarzy? Działa na mnie uspokajająco. Moja mała księżniczka...
- W sumie chciałabym ją poznać. Jestem ciekawa jak bardzo jest podobna do Charlotte.
- Oj bardzo. Tylko nie jest aż taka szalona. Kto jak kto, ale nikt nie pobije Charlotte w jej pomysłach. Jest podobna z wyglądu, też ma swoje zainteresowanie, o którym stale gada, dużo się śmieje, lubi się mną opiekować, ma głupie pomysły, jest urocza...
- Musi być fajna.
- Jest, jest. Oj, jest... - uśmiechnęłam się.

AnglistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz