Rozdział 88

1.6K 130 11
                                    

Lindsay szybko zasnęła. Ja wciąż myślałam jak mogę jej pomóc w jej niekorzystnej sytuacji. Co by nie zrobiła, Bradley i tak odbierze jej córkę... Jeśli to się stanie, Lindsay będzie bardzo przeżywać. Wiem to. Muszę coś wymyślić, by temu zapobiec. Może poproszę o pomoc Lorette? Albo niech Lexy sama zdecyduje z kim chce mieszkać. To by było najlepsze. Może spróbuję ją namówić, by przekonała ojca, że chce mieszkać z matką. O ile w ogóle chce, to może to się udać. Ech, to takie trudne... Za trudne jak dla mnie...
Miałam ochotę się czegoś napić, więc odsunęłam lekko Lindsay i usiadłam na łóżku.
- Zostań, Anni - powiedziała blondynka.
- Myślałam, że śpisz - położyłam się z powrotem.
- Na chwilę chyba przysnęłam, nie wiem... - przytuliła się do mnie. - Stres mnie zaraz zje... Zrób coś, by te nerwy minęły...
Pocałowałam ją delikatnie.
- Oh, Ani... - uśmiechnęła się lekko - Nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię mam.
- Wiem, Lindsay. Wiem... - zaczęłam ją głaskać po głowie.
Przesunęła ręką po moim boku i zatrzymała ją w talii. Uśmiechnęłam się i delikatnie musnęłam ustami jej szyję. Odchyliła głowę do tyłu i zamruczała.
- Całuj mnie... - powiedziała.
Przybliżyłam usta do jej szyi i zaczęłam składać na niej delikatne pocałunki. Wpadłam przy tym na pewien pomysł, ale nie byłam pewna, czy Linz będzie tego chciała. Ja chcę...
Wdrapałam się na nią całując namiętniej. Powędrowałam ustami po niej do jej ucha i lekko przygryzłam jego płatek.
- Moja... - szepnęłam i złapałam w dłonie jej piersi.
- Ej... W nocy będziemy miały na to czas - zachichotała.
- Nie... W nocy możemy obudzić twoją córkę, a teraz jej nie ma - pocałowałam ją w policzek. - Możesz jęczeć ile chcesz. Tak lubię tego słuchać...
- Annika... Jaka ty napalona... - zaczęła się śmiać, więc usiadłam jej na brzuchu i zaczęłam ją łaskotać.
Próbowała mnie z siebie zrzucić.
- Przestań, przestań... - powtarzała śmiejąc się na cały głos.
- Moja Linci ma łaskotki na boczkach? Ojej - zaśmiałam się
- Anni, proszę...
Przestałam i znów się na niej położyłam. Patrzyłyśmy sobie z bliska w oczy.
- Wiem jak to lubisz... - uśmiechnęłam się.
- Anni... Normalnie jak dziecko.
- No chcesz, powiedz, że też chcesz...
- Nie teraz...
- No ok...
- Teraz po prostu mnie przytul, kochanie.
Zsunęłam się z niej na bok, położyłam jej głowę na ramieniu i zaczęłam delikatnie dotykać jej szyi opuszkami placów.
- Chciałbym cię gdzieś zaprosić, skoro są wakacje i nie idziesz do pracy - powiedziałam. - Czwartego lipca, czyli w sobotę za tydzień w mojej wsi jest organizowany festyn z okazji rozpoczęcia wakacji. Będzie muzyka i dobre jedzenie. Chciałabym cię też wtedy przedstawić moim rodzicom. Już jako moją dziewczynę. Zgodzisz się? Przyjechałabyś do mnie na parę dni. Oprowadziłabym cię po wszystkich fajnych miejscach.
- Będzie mi bardzo miło, ale na pewno chcesz powiedzieć rodzicom?
- Tak. Przemyślałam to już. Nie lubię niczego przed nimi ukrywać. Zwłaszcza przed mamą. Powinna o nas wiedzieć.
- Boję się, że nie zostanę zaakceptowana...
- Nie musisz. Chyba... Na pewno nie są tacy, by cię wyrzucić z naszego domu, czy kazać nam się rozstać. Jestem pewna, że uszanują moją decyzję o byciu z tobą. To jak?
- No zgoda, tylko... Na jak długo byś chciała tam jechać. Ile dni?
- Myślałam, żebyśmy pojechały w czwartek i zostały do poniedziałku.
- Trochę długo... Ja jestem w trakcie rozwodu. Muszę być tu, przy mojej córce. Ona mnie potrzebuje. No i do piętnastego muszę dogadać się z Bradleyem.
- Oh, no tak... To chociaż trzy dni. Tylko weekend. Proszę.
- Dobrze. Zadzwonię do rodziców, czy Lexy może zostać u nich przez ten czas. Nie chcę oddawać jej Bradleyowi, żeby nie przeciągnął jej na swoją stronę. To moja córeczka.
- Oki. Nie mogę się już doczekać mimo, że też się denerwuję.
- Ja też.
- Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze, i, że będziesz się świetnie bawić.
Leżałyśmy w łóżku przytulone aż nie usłyszałyśmy, że ktoś wchodzi do domu. Lindsay podniosła się i wyszła z pokoju, więc pobiegłam za nią.
- Lexy, to ty? - zawołała.
- Ja! - odpowiedziała dziewczyna.
Zeszłyśmy po schodach i wtedy Lexy mnie zobaczyła. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Patrzyła na mnie trochę, a potem spuściła głowę.
- Annika zostanie u nas parę dni, kochanie - powiedziała blondynka.
- Parę dni? I dopiero teraz mi to mówisz? - zaśmiałam się.
- Mówiłam, że masz się przygotować, że tak szybko cię nie puszczę - uśmiechnęła się.
- Aha, to widać nie zrozumiałam. No, ale nie jestem przygotowana. Nie wzięłam ubrań, na jutro, ani kosmetyków, ani ładowarki do telefonu.
- Nie szkodzi. Mam chyba wszystko co mogłoby być ci potrzebne.
- Dziękuję, ale i tak chyba jutro pojadę do domu po swoje rzeczy. Do kiedy mogę zostać?
- A ile chcesz?
- O, to może do naszego wyjazdu do mnie?
- W porządku.
- Jedziesz gdzieś z nią? - spytała Lexy.
- To jeszcze nie na sto procent pewne, ale chciałyśmy z Anni odwiedzić jej rodziców. Zaprosiła mnie też na festyn.
- Mhm... A długo cię nie będzie?
- Tylko trzy dni, spokojnie - uśmiechnęła się.
- A co ze mną?
- Ten czas spędzisz z babcią Elizabeth, co ty na to? Nie martw się, nie zostawiłabym cię samej.
- No ok - uśmiechnęła się lekko.
- Kiedyś też cię zabiorę do mnie. Zobaczysz mojego kota, który ci się tak podobał.
- To... fajnie - powiedziała nieśmiało.
Do wieczora spędziłam jeszcze trochę czasu z Lindsay. Siedziałyśmy w kuchni i rozmawiałyśmy. W pewnym momencie przyszła Lexy. Trzymałyśmy się wtedy z Linz za rękę. Młoda blondynka popatrzyła na nas z lekkim wyrzutem. Tylko ja to zobaczyłam. Podobno moja dziewczyna rozmawiała ze swoją córką, ale nie wiem. Chyba też powinnam, bo jak dla mnie coś ją nadal gryzie. Dziwnie się zachowuje wobec mnie.

AnglistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz