Rozdział 85

1.9K 114 6
                                    

Dokończyłyśmy śniadanie, a potem ja usiadłam przed telewizorem. Lindsay poszła na chwilę do sypialni. Wróciła ubrana w moją niebieską bluzkę z kotwicą i moje dżinsy. W ręku trzymała grubą teczkę i czerwony długopis.
- A ty co? - popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Hm..? - usiadła obok i spojrzała na mnie pytająco.
- To moje ciuchy.
- Nie mówiłaś mi czasem, że mogę czuć się tu jak u siebie? - powiedziała poważnym tonem, a po chwili roześmiała się. - Wybacz... Musiałam... - nie mogła się uspokoić.
Przybiłam sobie ręką w czoło.
- Im dłużej ze mną jesteś, to robisz się coraz głupsza... - zaśmiałam się i pokręciłam głową przecząco.
- Z kim przystajesz, takim się stajesz.
- Oj, Linz... No dobrze. Noś to sobie jeśli ci się podoba.
- Fajne. Dzięki.
Położyła papierową teczkę na stoliku i otworzyła ją. Wyjęła z niej pliczek sprawdzianów, położyła sobie na kolanach i zaczęła je poprawiać. Przysunęłam się do niej, oparłam głowę o jej ramię i patrzyłam jak to robi, co jakiś czas spoglądając na telewizor. Tak spędziłyśmy całe przedpołudnie.
- Zrobisz mi kawę, Anni? - spytała nagle.
- Dobrze. Jakąś konkretną?
- Rozpuszczalną. Półtora łyżeczki kawy, jedna cukru i troszkę mleka.
Wstałam i poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku, a następnie wyjęłam z zamrażalnika pudełko lodów. Nałożyłam trochę na dwa talerzyki i dokończyłam robienie kawy. Sobie zrobiłam oczywiście ulubione malinowe cappuccino. Położyłam wszystko na plastikowej tacy i zaniosłam do stołu.
- Proszę, Linz - uśmiechnęłam się do niej.
Spojrzała na lody na talerzu.
- Znowu przez ciebie przytyje... - zachichotała i odłożyła sprawdziany na bok.
Wzięła talerzyk z lodami i zaczęła jeść.
- To z okazji naszej dwumiesięcznicy. Od tego nie przytyjesz - zaśmiałam się. - A nawet jeśli, to nadal będę cię kochać, wiesz?
- Może ty tak, ale moja garderoba już nie.
Śmiałam się.
Zjadłyśmy i wypiłyśmy kawy.
- Na którą godzinę gotować obiad? - spytałam.
- Wiesz... Ja za chwilę i tak muszę jechać, więc dziś niestety zjesz sama.
- A czemu?
- Muszę gdzieś jechać, no i poprawiać dalej sprawdziany. Zaraz skończę te, co mam tu i jadę.
- Szkoda...
- Nie martw się. Niedługo wakacje, więc będziesz miała mnie jeszcze częściej niż teraz - uśmiechnęła się.
- Mhm... O ile rodzice pozwolą mi tu siedzieć w wakacje... Mogą być źli na mnie, że nie chcę spędzić z nimi czasu. Nie wiem jak często tu będę.... Być może będziemy się widziały jeszcze rzadziej niż teraz.
- Oj... Będzie mi smutno bez ciebie.
- Mi bez ciebie też...
Milczałyśmy chwilę. Lindsay zaczęła kontynuować poprawianie sprawdzianów.
- A gdzie dziś musisz jechać?
- Niespodzianka. Dowiesz się w poniedziałek - uśmiechnęła się.
- No dobrze.

*Lindsay*
W pół godziny dokończyłam swoją pracę i schowałam sprawdziany do teczki.
- To idę. Muszę być tam, gdzie jadę przed piętnasta, więc zostało mi niewiele czasu - powiedziałam.
- No ok. Szkoda, że musisz iść... - przytuliła się do mnie.
- Wiem... Wybacz. Wszystko przez to, że zapomniałam tam iść wczoraj między lekcjami a nocą filmową. Wyleciało mi z głowy. Dopiero dzisiaj mi się przypomniało.
- Ty moja sklerozo... - zaśmiała się.
- No... - uśmiechnęłam się. - Życzę ci miłego dnia, kochanie.
- Buziii... - wyciągnęła do mnie ręce.
Przytuliłam ją i pocałowałam w usta.
- Kocham bardzo. Dziękuję za dzisiaj i wczoraj. I za tą noc... Nie wiesz nawet jaka wciąż się czuję podekscytowana i wyjątkowa dla ciebie - powiedziała.
- Słodko. Nie ma za co, Annisiu. Ja też bardzo dziękuję i jestem też bardzo szczęśliwa, że cię mam - cmoknęłam ją w policzek.
Poszłam do sypialni po swoje rzeczy. Zabrałam też swoją białą sukienkę, którą wczoraj nosiłam. Annika odprowadziła mnie do drzwi, ponownie namiętnie pocałowała i pożegnałyśmy się. Wyszłam z mieszkania.
- Pani napewno jest ciocią tej młodej? - usłyszałam.
Przy sąsiednich drzwiach stał młody chłopak. Popatrzyłam na niego.
- Jak masz na imię? - spytał.
- Nieładnie tak wtrącać się w nie swoje sprawy. Zostaw mnie i Anni w spokoju. Ona mi mówiła, że prawie zawsze jak wychodzi z domu stoisz tu i zaczepiasz ją. Daj jej święty spokój.
- Spokojnie, wyluzuj. Jestem ciekawy tylko z kim ta młoda tak się tu zabawia prawie codziennie.
- Codzienne..? - poczułam zimne kłucie w klatce piersiowej.
- No tak. Prawie każdej nocy słyszę jak z kimś się tam zabawia.
- Jak to..? Ja... Ja z nią nie sypiam codziennie... Raz w miesiącu tylko... - popatrzyłam na drzwi mieszkania nastolatki.
To niemożliwe... Czy ona mnie zdradza..?
Chłopak zaczął się śmiać.
- Luz. Wkręcam cię - powiedział. - Nie robi tego codziennie, tylko w pierwszy piątek miesiąca, tak, jak mówisz. No, ale przynajmniej się przyznałaś, że to z tobą.
Naprawdę..? Jestem jednak naiwna...
- Wiesz co? Zajmij się młody człowieku sobą, a nie sąsiadke podsłuchujesz! - zdenerwowałam się. - Stale tu stoisz jakbyś się na nas czaił. Jeszcze raz się dowiem, że zaczepiasz moją dziewczynę, a pójdę na policję oskarżyć cię o nękanie! - powiedziałam i poszłam.
- Słodko jęczałyście wczoraj - usłyszałam jeszcze.
Zaczerwieniłam się.
Co za typ... Wygląda na dwadzieścia parę lat a zaczowuje się gorzej niż gimnazjaliści, których uczę... Masakra... Biedna Anni z takim sąsiadem. I jak on mógł w ogóle mnie tak nastraszyć...
Wsiadłam do windy i zjechałam na parter. Gdy dojechała wysiadłam kierując się do wyjścia z bloku, a następnie do swojego samochodu.
Jako pierwsze pojechałam pod galerię handlową. Weszłam do środka i skierowałam się do trzeciego sklepu od wyjścia.
- Dzień dobry - podeszłam do kobiety z obsługi. - Ja po zamówienie.
Przeszłyśmy do kasy.
- Pani nazwisko? - spytała.
- Lindsay Lloyd.
Poszukała czegoś pod ladą. Wyjęła niezbyt duże pudełko.
- Proszę - postawiła je przede mną. - Płaci pani...?
- Zapłaciłam przy zamawianiu - uśmiechnęłam się.
Spojrzała na kartkę przyczepioną do pudełka.
- A racja - powiedziała.
Postawiłam torebkę na ladzie, ułożyłam w niej rzeczy tak, by zwolnić trochę miejsca i włożyłam tam odebrane pudełko.
- Dziękuję. Do widzenia - uśmiechnęłam się do sprzedawczyni i wyszłam.
Wychodząc z centrum handlowego patrzyłam sobie pod nogi żeby tylko nie zobaczyć w sklepach żadnych ładnych ubrań. Mam pracę w domu, nie mam dziś czasu na zakupy...
Wysiadłam znów do samochodu i wróciłam do domu. Zaparkowałam auto w garażu i wyszłam z niego przed dom, by sprawdzić skrzynkę na listy. Jest poczta! Przejrzałam szybko co i do kogo. Rachunki, jakaś gazetka reklamowa, i... O mamo... I jest w końcu list do Bradleya z sądu. Nagle zaczęłam się denerwować. Już niedługo będę musiała mu powiedzieć... To będzie dopiero wyzwanie...
Schowałam listy do torebki i weszłam do domu.
- Cześć, Lexy! - zawołałam.
- Cześć! Odrabiam lekcje! - zawołała ze swojego pokoju.
Wzięłam z szuflady w kuchni nożyczki, usiadłam przy stole i zajęłam się rozpakowywaniem pudełka, które odebrałam w centrum handlowym. Wyjęłam z niego nowe okulary z czarną oprawką. Przyjrzałam się im chwilę, a potem założyłam.
- Wow... - powiedziałam.
Nagle obraz przed moimi oczami stał się bardziej wyraźny. Zdziwiona parę minut rozglądałam się dookoła. Naprawdę miałam sporą wadę wzroku, skoro po ich założeniu widzę tak wiele.
Poszłam do lustra by zobaczyć jak wyglądam. Kiedy przymierzałam te oprawki wygladałam w nich dobrze, ale przecież miałam słaby wzrok, więc dla pewności chciałam zobaczyć się w nich jeszcze raz.
Stanęłam przed lustrem. No, no... Ładnie mi w nich. Podobają mi się tak samo jak wtedy. Podeszłam krok bliżej, jeszcze bliżej... Ojej! Jak wyraźnie widzę teraz z bliska. No jestem zachwycona.
Z uśmiechem na twarzy zabrałam torebkę oraz pudełko po okularach i pomaszerowałam do swojej sypialni. Tam wyjęłam z pudełka etui do okularów. Odłożyłam je na biurko, a karton wrzuciłam pod nie. Następnie wróciłam do kuchni i zajęłam się gotowaniem obiadu. Kiedy już prawie skończyłam zjawiła się Lexy.
- Mamo? Za ile obiad? - spytała.
- Za piętnaście minut - powiedziałam i spojrzałam na nią.
- Masz okulary? - zdziwiła się.
- Mam - uśmiechnęłam się. - Jak wyglądam?
- Dobrze. Pasują ci.
Uśmiechnęłam się znów i kontynuowałam gotowanie. Moja córka usiadła przy stole.
- Lexy? Wyjmiesz sztućce z szuflady? - spytałam.
- Za chwilę. Tylko odpisze Alanowi.
- Oj, stale tylko z nim piszesz...
Spojrzałam na nią. Patrzyła w telefon z wielkim uśmiechem na twarzy. Odpisała koledze, odłożyła telefon i przyszła mi pomóc.
Niedługo po tym obiad był gotowy. Zjadłam razem z córką. Lexy cały czas jedząc robiła coś w telefonie i uśmiechała się do niego.
- Dziękuję - wstała od stołu zostawiając połowę porcji na talerzu.
- Nie jesz więcej?
- Nie mogę już - uśmiechnęła się i patrząc w telefon poszła do swojego pokoju.
Obejrzałam się za nią. Ostatnio jakoś dziwnie się zachowuje... Nigdy jeszcze taka nie była.
Posprzątałam po obiedzie i do późnego wieczoru zajmowałam się poprawą prac uczniów i wpisywaniem ocen do dziennika. Zostały mi już tylko sprawdziany dwóch klas i to będzie wszystko. Jutro to skończę, wystawię oceny końcowe i będę mieć spokój.

AnglistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz