Luke
Praca w salonie sukien ślubnych nigdy nie była szczytem moich marzeń. Do tego jeszcze te wszystkie piszczące i niezdecydowane kobiety. Myślę, że każdy inny facet na moim miejscu już dawno by się powiesił, ale ja nie mogłem. Miałem syna którego kochałem całym sercem i zależało mi na jego szczęściu. Mimo to wiedziałem, że nie ważne jak bardzo bym chciał to nie dam rady zastąpić mu matki.
Lauren, moja była żona, nigdy szczególnie nie interesowała się Oliverem. Odkąd pamiętam to ja zaprowadzałem i odbierałem go ze szkoły, chodziłem na wszystkie wywiadówki, zabierałem do parku, aby pojeździć na rowerach. A nawet zapisałem na kółko teatralne dla dzieci, ponieważ bardzo chciał.
Jedyne za co podziwiałem ją podziwiałem to umiejętności kulinarne. Chyba dlatego się z nią ożeniłem, bo jak to niektórzy mówią "przez żołądek do serca".
Wracając, za chwilę miałem kończyć swoją poranną zmianę. Cieszyłem się, bo miałem zamiar odebrać małego ze szkoły i wziąść na lody.
Kiedy usłyszałem dzwonek otwierających się drzwi miałem nadzieję, że to Ashton, który przyszedł mnie zastąpić. Był moim dobrym kolegą, a zarazem synem mojej szefowej. Niestety, to nie był Ashton tylko rozwścieczona brunetka.
- Emerson? - zapytałem nieco zdziwiony.
Dziewczyna zamiast odpowiedzieć rzuciła we mnie sukienką, trzymaną w ręku.
- Co jest do cho... - zacząłem, ale w tym samym momencie uniosła na mnie swój głos.
- To ja się pytam co to jest - była cała czerwona ze złości, co w sumie było trochę zabawne.
- Sukienka, którą kupiłaś tu trzy dni temu - powiedziałem i zrzuciłem z siebie tą kiecke, po czym położyłem na blacie.
Najchętniej rzuciłbym nią w Emerson, tak jak ona wcześniej we mnie, ale byłem w pracy i musiałem się zachowywać, bo tu wszędzie były kamery.
- Jest zniszczona - powiedziała oschle.
Zmarszczyłem brwi, ponieważ nie wiedziałem o co jej chodzi. Sukienka, z tego co widziałem, wydawała mi się w porządku.
- To znaczy?
- Poszedł byś do ołtarza w za krótkich spodniach od garnituru? - zapytała, mierząc mnie wzrokiem.
- Szczerze, to raczej nie poszedłbym już drugi raz do ołtarza - wzruszyłem ramionami.
- Ale ja niestety idę i chcę wyglądać jak najlepiej.
- Niestety? Czyli miałem rację, że nie jesteś przekonana do ślubu? - uśmiechnąłem się.
Nie wiem czemu, ale bawiło mnie, kiedy dziewczyna tak się złościła.
- Słuchaj, nie po to wydałam tu tyle pieniędzy, żeby moja sukienka była źle uszyta - warknęła nie odpowiadając na moje pytanie.
- Przepraszam, ale prosiłem Cię ostatnio żebyś ją przymierzyła, lecz Ty odmówiłaś - westchnąłem - Więc do kogo te pretensje?
- Dalej do Ciebie - prychnęła - Skoro przychodzę do najdroższego salonu w całym Los Angeles, to chyba oczywiste, że liczę na doskonałą obsługę i....
- Najdroższy nie oznacza najlepszy - przerwałem jej wypowiedź.
- Luke! - krzyknęła, przez co trochę się wzdrygnąłem.
Nie spodziewałem się, że dziewczyna aż tak uniesie głos. Zrobiło mi się jej trochę szkoda, ponieważ sam kiedyś się żeniłem i wiem ile nerwów kosztują takie przygotowania.
- Słuchaj, zdesperowana kobieto - zaśmiałem się, ale szybko ogarnąłem, gdy zobaczyłem jak mierzy mnie wzrokiem - Z tego co rozumiem sukienka jest za krótka?
- Tak.
- W salonie mamy takie zasady, że jeżeli nie przymierzyłaś sukienki na miejscu, zaraz po poprawkach, to nie przyjmujemy reklamacji - wytłumaczyłem - Ale wyjątkowo wezmę ją ze sobą i zadzwonię do mojej znajomej, która jest krawcową i zapytam czy da się ją jakoś przedłużyć. Tylko mam jeden warunek.
- Jaki? - zapytała, marszcząc brwi.
- Moja szefowa nie może się dowiedzieć o naszym układzie.
Anna Irwin była bardzo stanowczą kobietą, która jeśli dowiedziałaby się o tym co robię, odrazu zostałbym wyrzucony. I nawet Ashton by jej nie przekonał do zmiany decyzji.
- Nie ma problemu, jeśli sukienka będzie taka jaka miała być od samego początku.
- Daj mi swój numer, napiszę jak czegoś się dowiem - nie mogłem jej dać numeru firmowego, bo nie zapominajmy, iż na horyzoncie czyhała pani Irwin - I muszę zmierzyć ile trzeba przedłużyć, także zakładaj ją.
*
- W szkole spoko? - zapytałem, pożerając swoje lody czekoladowe.
- No leci....a w pracy? - zapytał Oliver z pełną buzią lodów pistacjowych.
- Miałem dziś taką zwariowaną kobietę - zaśmiałem się - Prawie mnie nie pobiła.
- Pewnie miała okres - powiedział mój mały sobowtór, a kobieta przed nami, aż się odwróciła i spojrzała na nas jak na dwójkę idiotów.
Właśnie szliśmy z lodziarni w stronę samochodu. Był ciepły dzień, więc co chwila obok nas przejeżdżał ktoś na rowerze lub rolkach.
Zastanawiałem się w sumie dlaczego powiedziałem, że zadzwonię do mojej znajomej krawcowej. Przecież ja nawet żadnej nie znam, nie licząc oczywiście Maggie, ale to przez nią to wszystko. Gdyby tylko skróciła sukienkę tak jak trzeba wszystko byłoby w porządku.
No chyba, że to ja podałem jej tam tego dnia złe wymiary. Było to bardzo prawdopodobne, patrząc na to jaki jestem roztrzepany. Ale nie w tym rzecz.
Co ja teraz miałem do cholerny zrobić z tą białą sukienką, schowaną aktualnie w moim bagażniku? Przecież sam jej nie przedłuże ani nic z tych rzeczy. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Olivera.
- Tato, coś nie tak?
- Nie, no co Ty - uśmiechnąłem się i pogłaskałem chłopca po głowie - Wchodź lepiej na google maps i szukaj jakiś dobrych pracowni krawieckich w okolicy.
- Po co? - zapytał, wyjmując telefon z kieszeni.
- Ktoś musi uratować mi tyłek przed zwariowaną kobietą z okresem.
--------
Hejka! Dziś trochę krótszy rozdział niż poprzednio, ale mam nadzieję, że się podoba 🤭 akcja coraz bardziej zaczyna się rozkręcać...
CZYTASZ
Hey, let's get married // Hemmings [zakończone]
Fanfiction"Znasz to uczucie, kiedy ciemnowłosy mężczyzna, z którym jesteś zaledwie pół roku, klęka przed Tobą i wyznaję Ci miłość, prosząc o to, abyś została jego żoną? I gdy już chcesz powiedzieć "nie" zauważasz twarz swojego ojca, który morduje Cię wzrokiem...