Luke
Ten dzień był szalony. Emerson okazała się szalona. Chyba zbyt pochopnie ją na początku oceniłem, bo jak to niektórzy mówią - nie oceniaj książki po okładce. Nigdy bym powiedział, że ta dziewczyna potrafi jeździć na motocyklu, a w dodatku na jednym kole. Tak dobrze mi się z nią spędzało czas, że na początku nie chciałem wracać z powrotem do centrum Los Angeles, ale potem przypomniałem sobie, iż nie jestem już nastolatkiem i mam syna do odebrania.
- Powinnaś udzielać lekcji jazdy na motocyklach, serio - powiedziałem, a brunetka wybuchnęła głośnym śmiechem - Dziękuję Ci za ten dzień.
- Ja Tobie też, Luke - uśmiechnęła się - I za to, że mnie wysłuchałeś.
- Drobiazg - machnąłem lekceważąco ręką.
Przez chwilę staliśmy w ciszy pod drzwiami mojego mieszkania. Chyba żadne z nas do końca nie chciało się żegnać. Co miałem teraz zrobić? Dać jej buziaka w policzek? Odpada, bo ma narzeczonego. Chociaż całus w policzek to cieka......stop, nie powinienem myśleć o niej w ten sposób.
- Um, Luke? - zapytała niepewnie, unikając mojego wzroku.
- Tak?
- Mógłbyś....to znaczy - wzięła głęboki wdech - Mogę jeszcze na chwilę u Ciebie zostać?
- Jasne, tylko muszę odebrać Olivera ze szkoły - uśmiechnąłem się lekko - Jeśli Ci to nie przeszkadza możesz pojechać ze mną.
- Dzięki - odwzajemniła uśmiech i spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami.
Miałem wielką ochotę złożyć pocałunek na jej ustach. Emerson była piękną kobietą, posiadała pełne oraz wydatne usta. Nie wiele myśląc zbliżyłem się do niej. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułem jej oddech na swojej skórze. Nagle zapragnąłem, żeby przestały nas dzielić nawet milimetry.
Wziąłem głęboki wdech i po prostu ją......przytuliłem.
Nie mógłbym jej pocałować. Nie teraz kiedy lada chwila miała stanąć na ślubnym kobiercu. Co z tego, że z facetem którego nie kochała. Nie sądzę, aby Emerson chciała by tego pocałunku. Raczej po takiej sytuacji już nigdy by się do mnie nie odezwała. A ja nie wiedząc czemu, chciałem mieć z nią kontakt.
Dziewczyna zaśmiała się cicho, odwzajemniając uścisk. Czułem się dziwnie, a zarazem przyjemnie będąc tak blisko niej.
- Przepraszam - powiedziałem speszony, odsuwając się od brunetki.
- Za co? - zmarszczyła brwi.
- Nic, już nie ważne - uśmiechnąłem się lekko, starając się ukryć moje skrępowanie i dodałem - Lepiej jedźmy już, bo po małego Hemmings'a lepiej się się nie spóźniać.
Kiedyś byłem bardzo niepunktualny, przez co zdarzyło mi się kilka razy nie przyjechać po Olivera na czas. Lepiej, żeby nikt nie wiedział jaki później dostałem od niego wykład na temat mojego spóźnialstwa oraz tego, że niby go nie szanuję, ponieważ biedak musiał czekać na mnie dwadzieścia minut pod szkołą. Czy to możliwe, żeby siedmiolatek ustalał swojemu rodzicowi zasady? Chyba powinno być na odwrót.
Tak czy inaczej, od tam tej pory zawsze jestem równo z jego dzwonkiem, który kończy ostatnią lekcje.
Udaliśmy się na podziemny parking, prosto do mojego samochodu. Jako prawdziwy dżentelmen otworzyłem Emerson drzwi od strony pasażera. Miałem nadzieję, że chociaż wykaże się swoimi umiejętnościami dobrego kierowcy podczas prowadzenia auta, bo do motocykli zdecydowanie się nie nadaję.
CZYTASZ
Hey, let's get married // Hemmings [zakończone]
Fanfiction"Znasz to uczucie, kiedy ciemnowłosy mężczyzna, z którym jesteś zaledwie pół roku, klęka przed Tobą i wyznaję Ci miłość, prosząc o to, abyś została jego żoną? I gdy już chcesz powiedzieć "nie" zauważasz twarz swojego ojca, który morduje Cię wzrokiem...