Zaparkowałam pomiędzy dwoma luksusowymi samochodami i odetchnęłam. Przede mną rozpościerał się gmach West High School of Rosewood. Licealiści byli wszędzie, rozproszeni w grupkach na dziedzińcu. Sam budynek robił ogromne wrażenie. Dwupiętrowy, z przeszkloną stołówką. Sprawiał wrażenie bardzo nowoczesnego, ale nie ma co się dziwić. Sponsorzy nie żałują pieniędzy dla szkoły, do której należy jedna z najlepszych drużyn koszykarskich. Chłopcy naprawdę dają radę, a wiem to, bo w zeszłym roku byli w Nowym Jorku, gdzie mierzyli się z moją szkołą.
Kiedy wybiła za dziesięć ósma, wysiadłam z auta i skierowałam się do środka budynku. Udało mi się przejść niezauważoną, co nawet mi się podobało. W poprzedniej szkole znał mnie każdy, bo byłam kapitanem drużyny chearliderek. Lubiłam być w centrum zainteresowania, ale na razie wolałam pozostać w cieniu. Jeśli zrobi się o mnie za głośno, zaczną się pytania. A na nie, nie mam ochoty odpowiadać.
- Hej - podeszłam do miło wyglądającej rudowłosej dziewczyny, która od razu posłała mi uśmiech. - Jestem tutaj nowa i szukam sekretariatu. Mogłabyś mi powiedzieć gdzie mam iść?
- Jasne, nawet cię tam zaprowadzę - zaczęła kierować się prosto, więc poszłam za nią. - Jestem Selina.
- Rose.
- Skąd jesteś?
- Nevada - skłamałam gładko. Akurat na takie pytania byłam przygotowana.
- Miasto grzechu?
- Niestety nie, okolice. Ale często tam zaglądałam.
- No i to rozumiem. W razie czego mam się powoływać na ciebie? - zaśmiałam się na jej słowa.
- Nie wiem, czy jestem aż tak znana.
- Zawsze warto spróbować. - zatrzymałyśmy się pod drzwiami z napisem "Sekretariat". - To tutaj. Gdybyś czegoś potrzebowała, pytaj śmiało. O ile mnie znajdziesz.
- Dzięki. I do zobaczenia.
- Cześć.
Pomachała mi i odeszła w stronę, z której przyszłyśmy, a ja grzecznie zapukałam i weszłam do środka. Zostałam powitana przez sekretarkę, która oderwała się od komputera i posłała mi przyjazny uśmiech. Spokojnie wytłumaczyła gdzie co jest i przydzieliła opiekuna z rady pedagogicznej, panią Caroline Serpents. Miałam się do niej zgłosić jeszcze przed lekcjami, które zaczynałam dopiero o 9.
Po zabraniu podręczników i ulotek z mogącymi mnie interesować kółkami zainteresowań, wyszłam z sekretariatu i skierowałam się do wschodniego skrzydła, gdzie była moja szafka. Tylko raz zapytałam o drogę, więc już był sukces. Nie lubiłam czegoś nie wiedzieć. I wręcz nienawidziłam, kiedy ktoś zdawał sobie sprawę z mojej niewiedzy. Od małego uczono mnie być samodzielną, więc nie mogę pozbyć się takich nawyków od zaraz.
Po zostawieniu swoich rzeczy i wzięciu tylko najpotrzebniejszych książek, poszłam do sali teatralnej. Pani Serpents jest opiekunką koła teatralnego i nauczycielką filozofii.
Weszłam do nieco ciemnego, lecz dużego pomieszczenia. Wokół mnie panowała cisza, więc nauczycielki mogło jeszcze tutaj nie ma. Postawiłam kilka kroków do przodu i podeszłam do niewielkiej sceny. Położyłam na niej torebkę i zaczęłam się rozglądać.
Podobało mi się tutaj. Wszędzie wokół było dużo rzeczy zrobionych do jakichś scenografii. Mimo iż było ciemno, dało się dostrzec mnóstwo kolorowych dekoracji. W rogu stały też kostiumy i akcesoria. Podeszłam do kartonowego pudła, w którym były schowane maski. Wzięłam do ręki jedną z nich, czarno-czerwoną z małymi różyczkami przy gumkach. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
CZYTASZ
Róża Cottano
Teen FictionNazywam się Lynette Noraynan i właśnie uciekłam ze swojego domu. Przemierzam Stany, aby dostać się do miejsca, gdzie kontakty mojej rodziny nie sięgają. Do miejsca, gdzie być może zginę, jeśli ktoś odkryje kim jestem. Do miejsca, w którym chcę zac...