2// Jesteś Lynette Noraynan

1K 52 2
                                    

Zaparkowałam pomiędzy dwoma luksusowymi samochodami i odetchnęłam. Przede mną rozpościerał się gmach West High School of Rosewood. Licealiści byli wszędzie, rozproszeni w grupkach na dziedzińcu. Sam budynek robił ogromne wrażenie. Dwupiętrowy, z przeszkloną stołówką. Sprawiał wrażenie bardzo nowoczesnego, ale nie ma co się dziwić. Sponsorzy nie żałują pieniędzy dla szkoły, do której należy jedna z najlepszych drużyn koszykarskich. Chłopcy naprawdę dają radę, a wiem to, bo w zeszłym roku byli w Nowym Jorku, gdzie mierzyli się z moją szkołą.

Kiedy wybiła za dziesięć ósma, wysiadłam z auta i skierowałam się do środka budynku. Udało mi się przejść niezauważoną, co nawet mi się podobało. W poprzedniej szkole znał mnie każdy, bo byłam kapitanem drużyny chearliderek. Lubiłam być w centrum zainteresowania, ale na razie wolałam pozostać w cieniu. Jeśli zrobi się o mnie za głośno, zaczną się pytania. A na nie, nie mam ochoty odpowiadać.

- Hej - podeszłam do miło wyglądającej rudowłosej dziewczyny, która od razu posłała mi uśmiech. - Jestem tutaj nowa i szukam sekretariatu. Mogłabyś mi powiedzieć gdzie mam iść?

- Jasne, nawet cię tam zaprowadzę - zaczęła kierować się prosto, więc poszłam za nią. - Jestem Selina.

- Rose.

- Skąd jesteś?

- Nevada - skłamałam gładko. Akurat na takie pytania byłam przygotowana.

- Miasto grzechu?

- Niestety nie, okolice. Ale często tam zaglądałam.

- No i to rozumiem. W razie czego mam się powoływać na ciebie? - zaśmiałam się na jej słowa.

- Nie wiem, czy jestem aż tak znana.

- Zawsze warto spróbować. - zatrzymałyśmy się pod drzwiami z napisem "Sekretariat". - To tutaj. Gdybyś czegoś potrzebowała, pytaj śmiało. O ile mnie znajdziesz.

- Dzięki. I do zobaczenia.

- Cześć.

Pomachała mi i odeszła w stronę, z której przyszłyśmy, a ja grzecznie zapukałam i weszłam do środka. Zostałam powitana przez sekretarkę, która oderwała się od komputera i posłała mi przyjazny uśmiech. Spokojnie wytłumaczyła gdzie co jest i przydzieliła opiekuna z rady pedagogicznej, panią Caroline Serpents. Miałam się do niej zgłosić jeszcze przed lekcjami, które zaczynałam dopiero o 9.

Po zabraniu podręczników i ulotek z mogącymi mnie interesować kółkami zainteresowań, wyszłam z sekretariatu i skierowałam się do wschodniego skrzydła, gdzie była moja szafka. Tylko raz zapytałam o drogę, więc już był sukces. Nie lubiłam czegoś nie wiedzieć. I wręcz nienawidziłam, kiedy ktoś zdawał sobie sprawę z mojej niewiedzy. Od małego uczono mnie być samodzielną, więc nie mogę pozbyć się takich nawyków od zaraz.

Po zostawieniu swoich rzeczy i wzięciu tylko najpotrzebniejszych książek, poszłam do sali teatralnej. Pani Serpents jest opiekunką koła teatralnego i nauczycielką filozofii.

Weszłam do nieco ciemnego, lecz dużego pomieszczenia. Wokół mnie panowała cisza, więc nauczycielki mogło jeszcze tutaj nie ma. Postawiłam kilka kroków do przodu i podeszłam do niewielkiej sceny. Położyłam na niej torebkę i zaczęłam się rozglądać.

Podobało mi się tutaj. Wszędzie wokół było dużo rzeczy zrobionych do jakichś scenografii. Mimo iż było ciemno, dało się dostrzec mnóstwo kolorowych dekoracji. W rogu stały też kostiumy i akcesoria. Podeszłam do kartonowego pudła, w którym były schowane maski. Wzięłam do ręki jedną z nich, czarno-czerwoną z małymi różyczkami przy gumkach. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.

Róża CottanoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz