Pustka, która wypełniona jest krzykami, emocjami, łzami. Pustka, za którą kryje się tyle cholernych emocji, które nie pozwalają ci normalnie oddychać, funkcjonować. Choć robisz to co normalnie, wykonujesz te czynności automatycznie, jakbyś był robotem.
Po słowach Vincenta stałam i udawałam, że wcale się nie przejęłam jego słowami. On sam odwrócił się do mnie plecami i oparł ręce o parapet. Od kilku minut żadne z nas się nie odzywało. Trwaliśmy w komfortowym dla nas milczeniu. Wolałam nie wiedzieć czego Ci ludzie ode mnie chcieli i co o mnie mówili. Chciałam tylko zapomnieć o tym, że w ogóle istnieje. O ile spokojniej by wszystkim było, gdybym tylko zniknęła.
Jednak w obecnej sytuacji wolałam udać, że nic się nie stało. Jak gdyby nigdy nic poprawiłam włosy, spoglądając na siebie w lustrze. Nie mogłam dać po sobie poznać, że coś się stało. Musiałam grać obojętną. W sumie jak zawsze. Wzięłam głęboki wdech i przybierając delikatny uśmiech na twarz, wróciłam do salonu, gdzie czekała już kolacja.
-A gdzie twój kolega? - kojący głos babci rozniósł się po pomieszczeniu, przypominając mi, że to na niej powinnam się teraz skupić. W końcu tak rzadko ją widzę.
-Zaraz przyjdzie. - odparłam z uśmiechem i sięgnęłam po półmisek z krewetkami. - Do kiedy zamierzasz zostać? I wolisz mieszkać tu ze mną czy z Charliem w hotelu?
-Moje rzeczy są już w hotelu, więc raczej tam zostanę. Poza tym ty masz szkołę, więc lepiej będzie jak skupisz się na nauce a nie na mnie, kwiatuszku.
-Właśnie, ostatnio chyba ją trochę zaniedbałaś. - do salonu wkroczył szatyn.
-Spokojnie, jestem zdolną dziewczynką i szybko nadrobię zaległości.
Spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku, ale nijak to skomentowałam i skupiłam się na posiłku. Podczas rozmowy bardzo doceniłam spostrzegawczość babci, która mówiła do mnie Rose lub kwiatuszku, nie zdradzając tym samym mojej osoby. Co prawda nie mam pewności, że Joe Cottano nie wie jak naprawdę się nazywam. Póki co muszę wciąż udawać, dopóki nie porozmawiam z Vincentem w cztery oczy.
Po skończonej kolacji otworzyłam wino, ale i Charlie i Vincent kierowali, więc nie mogli pić. Babcia poprosiła tylko o odrobinkę, więc w sumie piłam sama. Charlie włączył film "Wieczór gier", który oglądałam już chyba z milion razy, ale nigdy mi się nie nudził.
W pewnym momencie spojrzałam na chłopaka siedzącego na fotelu naprzeciwko. On także patrzył na mnie. Przechyliłam lekko głowę w prawo i posłałam mu pytające spojrzenie. Uniósł lekko jeden z kącików ust, więc i ja to zrobiłam. Po chwili jednak skupił wzrok na telefonie, dlatego wróciłam do oglądania. Po chwili jednak poczułam wibracje na łydce. Chwyciłam urządzenie do ręki i dostrzegłam nową wiadomość.
Od: Vincent
Masz fajną babcie.
Uśmiechnęłam się.
Do: Vincent
Po kimś mam te zajebiste geny.
Zerknęłam na niego i w tym samym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Puścił mi oczko, co skwitowalam wywróceniem oczami.
-My się już chyba będziemy zbierać. - głos babci przerwał nasza niemą rozmowę. - Nie musicie nas odprowadzać.
Najpierw spojrzała na szatyna, a później na mnie. Przy okazji posłała mi dziwne spojrzenie i niebezpiecznie radosny uśmiech. Gdy żegnała się z Vincentem, kuzyn podszedł do mnie.
-Myśli, że jesteście razem. Według niej bardzo do siebie pasujecie. - wyszeptał, przytulając mnie. - Na razie nie wyprowadzaj jej z błędu. Tak będzie lepiej.
CZYTASZ
Róża Cottano
Genç KurguNazywam się Lynette Noraynan i właśnie uciekłam ze swojego domu. Przemierzam Stany, aby dostać się do miejsca, gdzie kontakty mojej rodziny nie sięgają. Do miejsca, gdzie być może zginę, jeśli ktoś odkryje kim jestem. Do miejsca, w którym chcę zac...