2. Rozdział 3

3.7K 228 103
                                    

- Marinette! Jak tam po wakacjach? - spytała się Vanessa. Dopiero co wróciła z Majorki i była cała opalona na brązowo. Dodatkowo włosy jej ślicznie się rozjaśniły od słońca, więc nie mogłam się na nią napatrzeć.

Siedziałyśmy na winklu w przerwie przed algebrą, bo dziewczyna wpadła w ten niewdzięczny nałóg jakim było palenie papierosów.

- No ujdzie. Już się nie mogę doczekać nauki do egzaminów. Wiesz ostatnia klasa i takie tam. ZA BA WA. - dziewczyna podniosła brwi na moje słowa.

- Boisz się nauki? Ty nasz klasowy kujonku? - o tak. Zaczęłam się uczyć żeby zapomnieć o wydarzeniach które miały miejsce w Paryżu i tak zostało do dzisiaj.

- No co ja Ci mogę powiedzieć. Ostatnia klasa przed nami, a potem studia. Boję się tego. Tym bardziej, że nie mam pojęcia na co iść. - Nie miałam pojęcia co zrobić z moją przyszłością. Zawsze wiązałam swoje plany z projektowaniem, ale po powrocie z Anglii zostawiłam te marzenie dawno za sobą. Dlatego nie wiedziałam na jakie studia iść.

- Masz jeszcze dużo czasu. Znaczy nie tak dużo, ale jednak. - Vanessa zgasiła papierosa i ruszyłyśmy w stronę klasy od algebry. - Gdzie zgubiłaś Adriena? Czemu go dzisiaj w szkole nie ma? - na słowa dziewczyny zaśmiałam się.

- A załatwia coś tam z autem. Ktoś mu rozwalił reflektor. A potem ma sesje, więc i tak by go nie było.

- Ktoś mu rozwalił reflektor? - Vanessa skupiła się na pierwszej części informacji. - Ktoś czyli ty? - uniosła brew. Na jej słowa zaśmiałam się. Nie dziwię się w sumie czemu mnie podejrzewała. 

- Nie. Niestety tym razem to nie ja. Jakiś idiota wjechał w niego na światłach. - Patrzyłam jak dziewczyna zaciąga się, a następnie gasi papierosa butem. - Laska... Czemu palisz? Nie masz co robić z pieniędzmi? Ja przyjmę  każdą gotówkę chętnie. - Vanessa zaśmiała się na moje słowa, ale nic nie odpowiedziała. Skierowała się tylko w stronę wejścia do szkoły, a ja niestety za nią. 


*** 

- Witajcie młode damy na pierwszych zajęciach ze sportu w nowym roku szkolnym! - zagrzmiał nad nami głos nauczycielki od wf-u. Pani Swan była dosyć... specyficzna. Tak to odpowiednie słowo było do określenia jej. - W tym roku szkolnym skupimy się na hokeju na trawie. Jak zrobi się zimniej przeniesiemy się na halę, ale tak to cały rok skupimy się właśnie na tym na trawie. - Jęknęłam na słowa nauczycielki. Nie lubię sportów, w których się biega. Patrząc na twarze innych dziewczyn z klasy, były chyba tego samego zdania. Tylko na jednej twarzy gościł zwycięski uśmiech. Kelsey...

- Zróbcie sobie rozgrzewkę i rozciągnijcie się. Potem dobierzcie się w pary. - oznajmiła Swan i udała się w stronę magazynu. 

- Co masz taką minę? - Vanessa sprowadziła mnie na ziemie z myśli o ucieczce na Karaiby na cały rok szkolny. 

- No, bo będziemy biegać ciągle. I do tego machać rękami! Jednocześnie, rozumiesz?! - od biegania i jednoczesnego mówienia dostałam zadyszki. - Dziewczyna podniosła brew na moje słowa. 

- Czy ty przypadkiem nie byłaś cheerlederką w starej szkole? - Westchnęłam i powiedziałam, że moje treningi były bardziej siłowe i wiadomo akrobatyczne, niż biegowe. 

Nienawidziłam biegać. Serio, jeżeli bym miała do wyboru biegać, a wypić szklankę ketchupu, wybrałabym ketchup. W sumie jego też nie lubiłam, ale wolałam go od biegania. Przypomniałam sobie, jak Adrien postanowił mnie wyrwać na bieganie o 6 rano. Dobiegłam z nim do pasów drogowych. One są naprzeciwko mojego domu. 

Po męczącej rozgrzewce i przyjemnym rozciąganiu, pani Swan zaczęła nam pokazywać jak się strzela z forhendu, bekhendu i innych takich. Finalnie stałyśmy parami naprzeciwko siebie i próbowałyśmy trafić w piłkę. Jedyną osobą, której się to udawało i to tylko, dlatego że grała w drużynie, była Kelsey. 

Oparłam się o kij, by chwilę odpocząć. 

- Czy ona musi być we wszystkim dobra? - zapytałam się podchodzącej do mnie Vanessy. Ta uśmiechnęła się drwiąco.

- Ty jesteś z chłopakiem z którym ona by chciała być. - Na jej słowa uśmiechnęłam się zwycięsko. Tak szybko, jak mi się ten uśmiech pojawił, tak szybko zniknął. Niewyobrażalny ból rozlał się po mojej  lewej kostce. Łzy stanęły mi w oczach, a sama upadłam na prawe kolano. 

Nauczycielka widząc że niemal ryczę na trawie podbiegła do mnie z apteczką. 

- Marinette co ci się stało? Spytała przejęta i zaczęła pryskać mi po kostce suchym lodem. O jeżu, jak ja nie lubiłam jego zapachu.

- To moja wina proszę pani. Źle wymierzyłam i trafiło w nią. - powiedziała z udawaną skruchą Kelsey. Skąd wiedziałam, że udawaną? Bo, gdy nauczycielka mówiła mi, że przez tydzień mam leżeć w łóżku z lodem na kostce, ta żmija uśmiechała się do mnie z satysfakcją. 

- Może ktoś po ciebie przyjechać Cheng? - ahh. Ta troska o ucznia.

- Zamówię taksówkę. - Powiedziałam zmęczona pierwszym dniem w szkole. 

- Dobrze, Bell odprowadź ją. - Nasza wychowawczyni nie umie inaczej, jak po nazwisku. 


***

- Popatrz na to z drugiej strony. Będziesz miała cały tydzień wolnego. - Próbowała mnie przyjaciółka pocieszyć. Nie chciałam już mówić, że leżenie w łóżku przez tydzień nie jest, aż tak fajne. Nie mówiąc o tym, że kostka mnie będzie boleć, przyjaciele i chłopak będą w szkole, a tato we Francji na jakiś tam targach.

 - Gdzie ta taksówka? - usłyszałam poirytowany głos Bell.  Westchnęłam słysząc głos Kelsey. 

- Laska nikt cię tutaj nie trzyma. Nie wiem po co z nami poszłaś, tym bardziej, że to wszystko twoja wina. - wolałam nie mówić jej, że jeszcze nie zamówiłam taksówki. 

- Wood mi kazała. Głucha byłaś, jak to mówiła? A może nic nie dociera do twojego pustego łba? - Zagryzłam zęby na jej słowa. 

Jeden.. - zabiję ją.

Dwa.. - nie mogę jej zabić przecież.

Trzy.. - muszę zamówić w końcu tą taksówkę. 

Cztery.. - a może zepchnąć ją ze schodów? Kelsey, nie taksówkę.

-  Wypierdalaj stąd. Ja z nią poczekam. - powiedziała Vanessa do Bell, a ta odwróciła się na pięcie poszła najprawdopodobniej na lekcje. - Miałaś minę, jakbyś zastanawiała, czy bardziej bolesne będzie oskórowanie łyżką, czy wrzucenie do gorącego ołowiu. - prychnęłam tylko na jej słowa i zwróciłam uwagę na samochód podjeżdżający pod szkołę. 

Z nieśmiertelnego Astona wyszedł Adrien i ruszył w naszą stronę. Ubrany był standardowo czyli czarne spodnie biała koszulka. Mimo to rozpływałam się, gdy na niego patrzyłam. 

- A co to za wagary? - uśmiechnął się drwiąco. - Myślę, że istnieją lepsze miejsca na takie rzeczy, niż schody szkoły. W końcu łatwo tu o przypał. - Chłopak przywitał się z Vanessą i oparł o barierki schodów. 

- To ty nie wiesz, że pod latarnią najciemniej? A tak serio to stłukłam sobie kostkę na hokeju. - Blondyn podniósł brwi. - Znaczy Kelsey walnęła mnie piłką. - na moje słowa Adrien zacisnął szczękę - No już nie miej takiej miny. Możesz mnie zabrać do domu, jak ci się nie chce iść na tą jedną ostatnią lekcję. - wyciągnęłam w jego stronę ręce, a chłopak kręcąc oczami wziął mnie na ręce. 

- Też muszę sobie znaleźć takiego murzyna. - mruknęła do siebie Vanessa i pomachała nam na pożegnanie. Zaśmiałam się na jej słowa i przytuliłam do chłopaka. 

Boże jak on wspaniale pachniał. Miętą i swoimi perfumami. Ale miętą to zawsze. Niezależnie od pory dnia i nocy. 

Sięgnęłam do tylnej kieszeni jego spodni i wyciągnęłam kluczyki do auta. Odblokowałam zamki, a chłopak umieścił mnie na miejscu pasażera. Gdy się pochylał nie mogłam się powstrzymać i go pocałowałam. Mruknął na mój gest, ale odsunął się. 

 - Proszę o opanowanie swoich zachowań seksualnych. - Okrążył auto i wsiadł na miejsce kierowcy. - Tym bardziej, że ja nie będę mógł powstrzymać swoich, gdy jesteś tak ubrana. 

Miraculous  |Nie jesteś sama| Part 1 & 2 & 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz