3. ROZDZIAŁ 1

1.2K 77 18
                                    

- Gdzie jest do cholery moja kawa?! - Usłyszałam przez telefon, gdy o mały włos nie zostałam potrącona przez rowerzystę. Cholerni ludzie w Nowym Jorku nie zwracali uwagi na innych i mknęli przed siebie. Warknęłam pod nosem i weszłam do budynku, w którym mieściły się moje praktyki. Mentalnie przygotowałam się na dzisiejszy dzień.

- Już jestem. Kawa będzie za trzy minuty. - Powiedziałam lakonicznie i się rozłączyłam. Był poniedziałek rano, w całym Nowym Jorku padało, a Milecente zaczęła zatruwać mi życie już przed dziesiątą. Warknęłam znowu pod nosem ale szybko ubrałam się w mój służbowy uśmiech i weszłam za szklane drzwi, które prowadziły prosto do pracowni. Na początek weszłam do swojego biura i rozstałam się z przemoczonym trenczem. Chwyciłam za kawę - latte na odtłuszczonym mleku, tak bezosobową i mdłą kawę mogła pić tylko ruda żmija - i poszłam wprost do mojej szefowej.

- No wreszcie. Widzę, że wakacje cię rozleniwiły. - Zasyczała na przywitanie Milecente.

Na jej słowa krew we mnie się zagotowała, i byłam sekundy od wylania tej obrzydliwej kawy na jej twarz. Podniosłam tylko brew i ostentacyjnie spojrzałam na zegarek.

- Twoja kawa, a co do mojego rozleniwienia to jestem dziesięć minut przed czasem. Przypominam ci, że płacisz mi za pełne godziny, więc takie uwagi zachowaj dla siebie proszę. - Odwróciłam się na pięcie i poszłam do Chrisa.

Chris... Jedyna normalna osoba w tym miejscu. Ekscentryczny chłopak, który zawsze miał uśmiech na twarzy. Wiedziałam, że on polepszy mój humor. Tym bardziej, że jego czarnowłosa osoba zawsze była ubrana w kolorowe garnitury, które aż zmuszały do uśmiechu.

- Słoneczko! Jak dobrze cię widzieć. - Podbiegł do mnie i przytulił na powitanie. - U la la! Ale jesteś pięknie opalona.

- Uśmiechnęłam się z zadowoleniem i zaczęłam mu opowiadać o Grecji, jednocześnie przeglądając tonę papierów zostawionych mi przez Milecente na biurku.

- Mamy za dwa dni pokaz mody?! - przerwałam opowiadać i z zaskoczeniem patrzyłam na harmonogram.

- No pewnie. Nikt cię o tym nie poinformował? - Chris zmarszczył ze ze zdziwienia brwi. Ja patrzyłam jednak na to, że nic nie jest gotowe na środę. Brak makijażystów, fryzjerów, cateringu, ani reszty obsługi. Zerwałam się do pracy jednocześnie chwytając za telefon. W myślach wyklinałam wszystkich za to, że nie raczyli mnie poinformować, że się wywalili na pracę i wszystko zostawili na mojej głowie.

***

Byłam w połowie załatwiania personelu, gdy rozdzwonił się mój telefon. Z ulgą zobaczyłam, że to tylko Adrien, więc zadowolona odebrałam.

- I jak tam? Podjechać po ciebie za godzinę? - Ze zdziwieniem spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest już piąta. A ja nie miałam jeszcze załatwionych oświetleniowców, fotografów i ekipy dla modelek.
Z żalem westchnęłam i powiedziałam, że będę dzisiaj później w domu. Jednocześnie zaczęłam marzyć o jakimś jedzeniu, ponieważ od rana nic nie jadłam.

- Kotek, przecież ta suka cię wykorzystuje.

- Taka moja praca. - Pożegnałam się i rozłączyłam. Zmęczona oparłam się o biurko, gdy rzeczona suka pojawiła się w drzwiach.

- Jeszcze nie skończyłaś? - uśmiechnęła się wrednie. Od razu odechciało mi się jeść i z ukrywaną nienawiścią patrzyłam na szefową. Znowu ogarnęła mnie chęć podbiegnięcia do niej i wyrwania jej tych rudych kudłów. Milecente była kobietą, po której od razu było widać, że pracuje w branży modowej. Zawsze wystylizowane włosy, nienaganny makijaż i do tego garsonki od najsławniejszych projektantów. Na pierwszy rzut oka wydawała się kobietą sukcesu, ale ja przez te kilka lat poznałam, że idzie po trupach do celu.

- Muszę załatwić kilka rzeczy jeszcze. - Udawałam spokojną i w ogóle nie wytrąconą z równowagi tym, że specjalnie kopała pod moimi nogami dołki.

- To jak to skończysz, to odbierz moją pralnię i zarezerwuj mi stolik w Masie na dwie osoby. Jakby co zostajesz sama w biurze, więc pozamykaj wszystko za sobą. - Wyszła bez pożegnania, a ja walnęłam głową w biurko. Nienawidziłam tej pracy, a jedyne co mnie w niej trzymało to fakt, że poznawałam wiele wpływowych osób. Czasami jednak zastanawiałam się, czy to wszystko warte było mojego poświęcenia.

Zrezygnowana sięgnęłam za telefon i zaczęłam wykonywać kolejne telefony, jednocześnie modląc się żeby dobra passa mnie nie opuściła, a wszystkie ekipy były wolne na środę.

***

Gdy wróciłam do domu, było lekko przed jedenastą. Byłam padnięta, ale z rozczuleniem spojrzałam na Adriena, który zasnął na kanapie oglądając jakiś denny serial. Postanowiłam go jeszcze nie budzić i skierowałam się od razu do łazienki. Weszłam pod gorący prysznic z ulgą przyjmując powoli rozluźniające się mięśnie.

Zrelaksowana ubrałam się w piżamę i wróciłam do chłopaka. Pocałowałam go lekko na przywitanie.

- Adrieeeen. Wstawaj. - Przeczesałam mu włosy ręką. Boże, jak ja je uwielbiałam. Chłopak powoli otworzył zamglone oczy, a gdy zobaczył, że to ja nad nim się pochylam złapał mnie za biodra i pociągnął na siebie.
Ja nie protestowałam i tylko wygodniej się na nim ułożyłam.

- Co tak długo? - Mruczał niezadowolony. Opowiedziałam mu przebieg całego dnia, a ten z biegiem opowieści stawał się coraz bardziej zirytowany.

- Wiesz, że to tylko kwestia kilku chwil żebym zniszczył tej suce karierę? Powiedz tylko słowo. - Adrien powtarzał to co tydzień, ale zawsze słyszał tą samą odpowiedź.

- Nie chcę tego. Gdybym nie była z tobą, wciąż bym musiała się z nią użerać. Nie chcę wykorzystywać wpływów mojego chłopaka. - Zadrwiłam.

- No chyba, że chodzi o limitowaną kolekcję torebek. - Podniósł brew ironicznie.

- Tych dwóch spraw się ze sobą nie porównuje. - chłopak tylko zaśmiał się, a ja rozkoszowałam się tym, że mogę go mieć koło siebie. Tą jakże słodką chwilę przerwało moje burczenie w brzuchu. Już mentalnie szykowałam się na bitwę.

- Jadłaś coś dzisiaj? - Adrien z niezadowoleniem zmarszczył brwi.

- Tak. - odpowiedziałam śmiało. Jadłam przecież z nim śniadanie. I wypiłam z siedem kaw. Chłopak jednocześnie wyczuł jednak mój blef i pociągnął mnie do kuchni. Zaczął przygotowywać mi jedzenie jednocześnie dając wykład.

- No już spokojnie. Przecież zjem zaraz. - Próbowałam go uspokoić.

- Wiesz Marinette. Ja wciąż pamiętam wydarzenia sprzed kilku lat? - Na jego słowa lekko się skuliłam.

- Ja też. Ale to było dawno. Byłam młoda i głupia.

- Może, ale to nie zmienia faktu, że się martwię. Od jutra będę ci codziennie przywoził jedzenie do pracy.

- Myślę, że to zbędny zabieg. - Wysyczałam. Nie miałam przecież pięciu lat, żeby samej nie umieć pójść kupić sobie czegoś do jedzenia. Jednocześnie nie chciałam żeby Adrien miał kontakt z tymi oślicami z mojej pracy. A trochę ich tam było.

- A ja myślę, że nie. - Postawił jedzenie przede mną. - Jedz, bo ci cycki zmaleją.

Miraculous  |Nie jesteś sama| Part 1 & 2 & 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz