Wczorajsza noc nie należała do najprzyjemniejszych. Mimo iż spędziłam ją w towarzystwie Draco, nie mogłam nawet z nim porozmawiać. Ściskające gardło i mała ilość sił nie pozwala mi na to.
Mimo, iż nie mówił za wiele, właściwie to dwa krótkie zdania po moim wybudzeniu, które poruszyły moim sercem, czułam jakbyśmy rozmawiali całą noc bez jakiejkolwiek, nawet krótkiej przerwy.
Cały czas, aż do rana kiedy musiał już iść na zajęcia, był przy mnie. Nawet kiedy przyszła pielęgniarka i wyganiała go po raz trzeci, został ze mną.
Wykłócał się z nią, nie chciał odstąpić mnie nawet na krok. Pielęgniarka odjęła mu niestety dziesięć punktów, ale on sobie nic z tego nie robił. Za czwartym razem kiedy przyszła, schował się za moim łóżkiem, by go nie zauważyła i już nie przychodziła, co mu się udało.
Nie dało się ukryć, że był bardzo przemęczony. Wyglądał jakby nie spał przez długie miesiące. Jego mocno wyraźne wory pod oczami były widoczne na pierwszy rzut oka, nawet nie wspominając o jego bladej jak ściana cerze.
Wydaje mi się to trochę przesłodzone, że przez całą noc czuwał nade mną. Musi być w tym jakiś haczyk. Moje myśli zaczęły się kłębić, aż w końcu doszłam do konkretnego, logicznego wniosku.
A co jeśli on stara się mnie rozkochać tylko po to by potem złamać mi serce?
Sama nie wiem w jaką wersje wierzyć, ehh... przemyśle to późnej.
Patrząc na zegar, skalkulowałam, że za dziesięć minut kończą się zajęcia. Mam dość siedzenia w ciągłej samotności od rana.
Przyznam, że czuje się o niebo lepiej niż kilka godzin temu. Mogę już się oprzeć ramę szpitalnego łóżka, oddychać i przede wszystkim mówić na spokojne. Oczywiście nie za głośno, ale da się ze mną porozumiewać.
Jednak mój wzrok od dzisiejszego poranka przykuła jedna rzecz, mianowicie chodzi mi o bukiet goździków. Włożony był do pięknego, kryształowego wazonu położonego na podłodze, obok szafki na której leżą puste opakowania po lekach.
To moje ulubione kwiaty. Może i nie są za piękne, ale napewno pachną cudownie. Przypominają mi o tym, jak co roku w kończące się lato, spacerowałam zbierając je z moimi rodzicami.
Szukałam ich przez cały okres wakacyjny, ale na marne. Próbowałam każdego możliwego zaklęcia, by zobaczyć ich chociaż przez nano sekundę. Zaklęcie acio, również nie podziałało. Jedyne co się po nim stało, to to, że wybuchł nasz wspólny, rodzinny obraz wiszący nad kanapą w salonie.
Kiedyś, pewnego letniego poranka nawet wpadłam na genialny pomysł, by wyślę im list sową. Ale co się okazało? Sowa odleciała z listem, który pisałam prawie dwa dni i do tej pory nie widziałam jej na oczy.
Co gorsza to nie była była jakaś tam sowa, to była sowa Harry'ego - Hedwiga. Ja osobiście nie chciałam jej posyłać na tak wymagającą misje, ale Harry na to nalegał. Mówił, że im szybciej wyślę sowę, tym szybciej pojawi się szansa na odnalezienie rodziców.
Oczywiście on sam nie ma mi tego za złe, ale ja mam po tym wyrzuty sumienia. Zgodziłam się na to, a ona do tej pory nie wróciła. Wiem, dla niektórych to tylko głupie zwierze, ale wiem też, że dla Harry'ego była ona ważna. Dostał ją od Hagrid'a, kiedy sam zakopywał potrzebne artykuły do szkoły. Łączyła go z nią potężna więź, a ja zgadzając się na to ją przerwałam.
-Hej, jak się czujesz?- Równocześnie usłyszałam głos moich najlepszych przyjaciół, Harry'ego i Ginny.
-Już lepiej.- Powiedziałam zachrypnięta, opierając się o ramę łóżka.
CZYTASZ
Dramione ~ Historia prawdziwej miłości
FanficA co jeśli Draco i Hermiona odnajdą wspólny język? Czy mogą pokochać się bezwarunkowo? Historia pisana z perspektywy uczennicy mądrzejszej niż sama Rowena Ravenclaw, członkini Golden Trio, dziewczyny z domu Godryk'a Gryffindor'a - Hermiony Granger. ...