Dziś jest dzień na który bardzo czekałam. Dzień przeprowadzki, byłam bardzo podekscytowana. Martwiłam się tylko jedną rzeczą, zielonooka nie odzywała się do mnie od czasu kiedy Bellamy, można powiedzieć że wygonił ją z pikniku, który sama zorganizowałam. Było mi za niego wstyd wkońcu Lexa też stała się kimś ważnym, zachował się jak prostak. Bolało mnie to dość bo wiem że z Raven i Octavią się spotykała, ale kiedy ja do niej dzwoniłam nie odbierała lub miała wyłączony telefon. Dziewczyny mówiły że musi przemyśleć kilka spraw. Nie wiedziałam o co jej chodzi, wszystko było dobrze i nagle cisza, ale skoro ona się nie odzywa to ja też przestałam wkońcu nic nie zrobiłam.
Choć nie ukrywam czułam pustkę dość wielką, dom wydawał mi się tak pusty, matki czały czas nie było, a ja jedynie z kim mogłam porozmawiać to ze ścianą. Ciszę przerwały otwierane drzwi do mojego pokoju.–Clarke, to dziś!!!
–Tak dziś będę na ciebie skazana.
–Wiem że cieszysz się tak samo jak ja.
–Za 3 miesięcy przy tobie zamieszkam w wariatkowie. Przypomnij dlaczego ja się na to zgodziłam?
–Bo mnie kochasz moja droga. –Raven wyskoczyła do mojego łóżka i mocno mnie przytuliła.
–Masz urojenia Rav, spokojnie jak zamieszkam w psychiatryku będę mieć z tobą pokój.
–Bardzo śmieszne. Radziłbym ci się ubierać, no chyba że chcesz jechać w piżamie po odebranie kluczy i wprowadzenie się.–Dziewczyna wręcz pałała dobrym humorem. Uśmiech jej nie opuszczał, dawno nie widziałam jej tak szczęśliwej.
–W tej piżamie wyglądam lepiej niż ty teraz.
–Ta, chciałabyś nic nie dorówna pięknu Raven Reyes.
–W wolnej chwili daj mi numer do twojego dilera, widzę że daje ci dobre prochy. –Dziewczyna walneła mnie tylko z łokcia i stała z łóżka, udając oburzoną.
–Wolę brać prochy niż spamić 1000 wiadomość do mojej przyjaciółki. –Raven zrobiła chytry uśmieszek który mówił "wiem wszystko"
–Ej, wysłałam jej raptem 100 wiadomość.
–"Lexa dlaczego się nie odzywasz?"–Dziewczyna zaczęła cytować poetycko sms'a które wysyłałam szatynce.– ah "Lexa martwię się odzwoń proszę".
–Raven, zamknij się. Skąd wiesz o wiadomościach?–Spytałam już dość wściekła.
–No wiesz tak to jest jak zostawia się telefon na widoku. –Reven tylko wzruszyła ramionami po czym roześmiała. Nigdy jej nie ogarnę, ona jest jak kobieta w ciąży ma swoje humorki raz może być tak bardzo smutna, a po chwili jest szczęśliwa jakby wygrała w Lotto.
–Co cię tak bawi znowu. –Warknełam.
–Nic, ubieraj się. –Dziewczyna wyszła z pokoju, dzięki czemu znów zapadła cisza, może nie jest ona taka zła? Już pewnie nigdy nie będzie cicho znając życie, a może znając Raven?
°°°°°°
Byliśmy przed domem, czułam już tą wolność i brak matki na karku która rano i wieczorem wypytuję cię jak na jakimś przesłuchaniu co robiłaś o tej i o tej godzinie.–Gotowa na nowy rozdział?
–Tak ale gdzie jest Lexa? Mieliśmy odebrać od mężczyzny klucze we trzy. –Tak naprawdę bałam się że szatynka rozmyśliła się z zamieszkania z nami. Wtedy popadłabym w depresje, oczywiście po tym jakbym zabiła Raven z którą bym nie wytrzymała sam na sam, przez 24 godziny, 7 dni w tygodniu.
–Spokojnie, ona jest teraz zajęta.–Dziewczyna złapała za moją rękę i poprowadziła do drzwi.–Czyń honory. –Przkręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Byłam w szoku co się znajduję w środku.
–WITAMY W NOWYM DOMU. –Usłyszałam głośny dźwięk. W korytarzu stała cała nasza paczka, Octavia, Lincoln, Jasper, Monty wraz z Harper, Miller, Murphy, Finn oraz Bellamy. –Każdy wydawał się radosny uśmiechali się jak nigdy. Spojrzałam zdziwiona na Raven.
–Pomyślałam że impreza będzie dobrym pomysłem na świętowanie wprowadziki. –Brunetka wymineła mnie i przywitała się ze wszystkimi, po chwili zrobiłam to samo.
–Tak naprawdę to ci spółczuje. –Mówiła Octavia. –Naprawdę zamieszkać z tą wariatką pod jedynm dachem.... Trzeba mieć nierówno pod sufitem. –Zaśmiała się.
Bawiliśmy się w najlepsze, muzyka chuczała w naszym nowym domu, każdy był zajęty. Bellamy wraz z Finn'em dość mocno się upili, Lincoln i Octavia całowałi się jak zawsze, nie widzieli świata poza sobą, chciałabym doświadczyć takie uczucie. Monty wraz z Jasper'em... No tak już wiemy kto był dilerem Latynoski.
–Nie przesadzacię z tym świętowaniem?–Spytałam. Chłopcy wymienili spojrzenia po czym się roześmiali.
–Tego nigdy za wiele, może chcesz spróbować? –Chłopak pokazał na blanta którego trzymał w ręce.
–Może innym razem chłopaki.
–Twoja strata.–Następnie Jasper i Monty wrócili do tego w czym im przerwałam.
Wszyscy cieszyli się sobą, było miło na nich patrzeć, dawno nasza paczka się nie spotkała w stałym gronie. Brakowało mi tu tylko jednej osoby, którą miałam nadzieję zobaczyć. Poszłam do kuchni zanieść naczynia po jakże wspaniałej uczty.
–Źle się bawisz księżniczko?–Spytał chłopak jakby widząc mój smutek na twarzy, podszedł bliżej mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Szybko obróciłam wzrok nie wiem czemu ale czułam się przy nim spięta od pewnego czasu. Zachowywał się dość dziwnie.
–Nie, dawno nie bawiłam się tak dobrze.
–Umiesz wszystko, poza kłamaniem, o co chodzi? –Spytał.
–Bellamy, chodzi o to że... –Naszą rozmowę przerwały dźwięk otwierających się drzwi. Szybko przeniosła się do salonu, po czym moim oczą ukazała się upragniona postać.
–Witam wszystkich.
–Lexa!– Krzyknęły obie dziewczyny i szybko pobiegły ją przytulić.
–Przecież widzieliśmy się jakoś 8 godzin temu.
–Zdecydowanie za dużo–Powiedział Octavia.
Dziewczyna zdjeła z siebie płaszcz po czym weszła do salonu przywitała się ze wszystkim, po czym każdy wrócił do swoich zajęć. Kiedy moje spojrzenie spotkało się z szatynką ta się lekko uśmiechnęła w moją stronę. Boże! Czy nawet jej uśmiech musi być tak doskonały? Co ja mówię ona sama jest doskonałą. Pomimo sympatii jaką darze dziewczynę postanowiłam udawać obrażona, z resztą mam takie prawo nie odbiera ode mnie żadnego telefonu ani nie odpisała na sms'y. Obróciłam się w przeciwną stronę i poszłam do swojego pokoju, a raczej chciałam pójść.
–Nawet tego nie rób. –Zatrzymała mnie Octavia przed samymi schodami grożąc przy tym wzrokiem.
–Nie robić czego?
–Udajesz obojętną i obrażoną na cały świat.
–A może nie udaję? Z wami się spotykała ale ode mnie telefonu nie odebrała, a przecież nic nie zrobiłam.
–Musiała pomyśleć, z resztą już nie uciekniesz. –Tym samym się obróciłam i zobaczyłam jak posiadaczka zielonych oczów zmierza w moją stronę. W tym momencie chciałambym mieć moc niewidzialności.
–Zabije cię. –Szybko pognałam do kuchnii aby nie obyć z nią rozmowy. Dzięki Bogu był tam Murphy.
–O jak dobrze że jesteś.
–Coś się stało? –Spytał zdezorientowany chłopak.
–Możesz mnie ukryć?
–Niby gdzie, ledwo znalazłem tu łazienkę.–Przklnełam pod nosem. Oparłam się o blat.
–Jasne rozumiem.
–Ja zaś nie rozumiem dlaczego mnie unikasz. –Usłyszałam za sobą damski głos. Obróciłam się i zobaczyłam że chłopaka już nie było a przed mną stała osoba którą dzisiejszego dnia chciałam przytulić jak i roszarpać.
Może jeszcze dziś pojawi się rozdział. Mam dziś bardzo dobry humor(To się rzadko zdarza, naprawdę, szczególnie jak jestem chora xD)