11

507 33 2
                                    

Słońce dopiero co wschodziło na niebo, ujawniając swoje jasne promienie, dzięki którym pióra ptaków mieniły się w kolorze złota.

Wszyscy znajdowali się na grzbietach ogromnych orłów, mocno trzymając się ich piór, by tylko nie spaść w przepaść pod nimi. Pomimo, że powinni cieszyć się z faktu, że udało im się uciec i wciąż żyli to jednak wcale tak nie było. Thorin nieprzytomny niesiony przez orła był pod dowodem na to, że od teraz nic nie będzie takie samo. Wróg, który podobno zginął już dawno temu nie okazał się być zmorą czy też zjawą, lecz najprawdziwszym żywym koszmarem, który na pewno będzie na nich polować, aż po kres ich wyprawy. 

Gdy tylko zdążyli wylądować na wysokiej skalnej górze wokół leżącego  Thorina zrobił się straszny tłum. Gandalf szybko podbiegł do krasnoluda i przykucnął sprawdzając jego stan. Nie mógł stwierdzić, że było dobrze, lecz też nie mówił, że jest bardzo źle. Natychmiast zaczął stosować swoje czary, szepcząc niezrozumiałe dla reszty zebranych osób zaklęcia.

Evrie stała z tyłu czekając na jakąkolwiek informację o jego stanie. Stawała na palcach, by jej wzrok mógł przedrzeć się przez krasnoludów oblegających czarodzieja i krasnoluda. Z każdą chwilą jej zmartwienia powiększały się, a żal do samej siebie zaczął dawać o sobie znać. Martwiła się o niego i sama nie wiedziała czy to przez to, że się obwiniała o swoje czyny, czy też to, że przez ten krótki czas zdążyła się do niego naprawdę przywiązać, a przynajmniej na tyle, że znosiła jego towarzystwo.

– Niziołek? – ochrypły głos Thorina dobiegł do jej uszu, a fala ulgi oblała jej ciało. Czuła jak niezwykle ciężki kamień spada z jej serca.

– Jest cały – odpowiedział spokojnie Gandalf, a na jego twarz wkradł się znikomy uśmiech – Bilbo jest tutaj, bezpieczny. 

Krasnoludowi udało się podnieść z ziemi, choć sprawiło mu to ogromny ból, który i tak strasznie chciał ukryć przed resztą. Nieco kulejącym krokiem podszedł do Bilba.

– Co ty zrobiłeś? – warknął Dębowa Tarcza, ledwo utrzymując równowagę – Mogłeś zginąć! Mówiłem, że będziesz ciężarem, że nie przeżyjesz w dzikim Kraju, że nie ma tu dla ciebie miejsca! – każde wypowiedziane przez niego słowo zdawało się być do cna przesiąknięte wrogością. Hobbit spuścił głowę w dół, by tylko nie patrzeć w jego oczy od których bił gniew – Nigdy się tak nie pomyliłem! – odparł tonem tak niepodobnym do niego, pełnym ciepła i spokoju, przytulając nagle Bagginsa do siebie, co kompletnie zbiło niziołka z tropu – Wybacz, że w ciebie wątpiłem...

– Sam bym w siebie wątpił –  wyjąkał, nadal nieco zdezorientowany hobbit – Żaden ze mnie bohater, czy wojownik, czy choćby włamywacz... - wyjaśnił uśmiechając się delikatnie, na co Thorin zaśmiał się na chwilę.

Wtem nagle całą uwagę zwrócono na nieco oddaloną od kobietę. Każda para oczu skierowana na nią była pełna szału i furii, której się spodziewała.

– Ja.. – zaczęła niepewnie, ale przerwano jej.

– Nic nie mów! Zdrajco! – warknął z pogardą Dwalin, a dziewczyna spuściła głowę, nie reagując na te słowa. Całkowicie to rozumiała.

- Zaufaliśmy ci, a ty perfidnie to wykorzystałaś! Naraziłaś nas na śmierć! Zdradziłaś kompanię! – wtrącił Fili z nienawiścią tlącą się w sercu, nie tylko jego, ale również i reszty.

– Nie ujdzie ci to na sucho!

Szatynka była gotów ponieść konsekwencje, pomimo, że od samego początku nie chciała się tego podejmować.  Lecz dobrze znała prawo życia i wiedziała, że bywa ono okrutne, ale jedną zasadę ceniła najwyżej.

In The End • Thorin OakenshieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz