Dębowa Tarcza już od dłuższego momentu przestał zważać na czas jaki spędzał w tej starej, więziennej celi, do której trafił. Z całego swojego krasnoludzkiego serca nienawidził tego miejsca jak i samego władcy, który rządził królestwem elfów.
Nie żałował słów, które wypowiedział prosto w twarz swojemu wrogowi, Thranduilowi jak i tego, że nie przystał na jego propozycję. Bo przecież mógł się zgodzić i odzyskać wolność, lecz honor był dla niego ważniejszy. Nawet jeśli miałby spędzić tu całe życie to i tak nie zgodzi się z nim współpracować.
To była jego największa wada, duma, którą zazwyczaj cenił ponad wszystko. Jednakże teraz, gdy owiewał go chłód panujący w celi, nie myślał o tym czy dotrze na czas do Góry zanim nadejdzie dzień Durina. Szczelniej opatulił się ramionami, zaciskając mocniej zęby. Jego myśli były hen daleko stąd, przy osobie w której pokładał całą swoją nadzieję.
Miał wątpliwości i nie były one czymś dziwnym. Nie był pewien czy prezent, który dostał od Evrie w ogóle do niej dotarł i czy przede wszystkim ona postanowi ruszyć mu na pomoc. Wierzył jej, choć nie powinien. Po tym wszystkim co się stało mógł przecież uznać ją za zdrajcę, ale nie potrafił. Choć czuł do niej ogromny żal, a serce spowite było zawodem, to jednak coś wewnątrz niego podpowiadało, wręcz krzyczało, aby dał jej drugą szansę. I zrobił to, tylko czy podjął właściwą decyzję?
Przecież kobieta mogła znów go oszukać, a teraz gdy on czekał tu, aż ona nadejdzie z pomocą, Evrie mogła równie dobrze się nie zjawić.
Słowo rzucone na wiatr jak i ten podarunek.
On mógł tkwić tu, aż do śmierci z tą cholerną nadzieją, że ona jednak mu pomoże. Bo jej ufał, choć inni mu odradzali. A może był tylko naiwny?
Sam fakt, że minęło już niestety bardzo dużo czasu, a jej nadal nie było, utwierdzał go w tym, że znów mógł zostać wykorzystany.
Wypuścił z płuc głębokie westchnienie, przepełnione bólem i zmęczeniem. Omiótł całą celę spojrzeniem swych błękitnych tęczówek, jakby poszukiwał w nich odpowiedzi na to wszystko. Na pytania, które mąciły jego umysł i nie pozwalały się skupić na czymkolwiek innym.
Od pewnego czasu czuł się inaczej, jakby słabł, ale nie tak fizycznie. Nie. Słabł w ten emocjonalny sposób. Wcześniej nic nie mogło rozkruszyć jego skamieniałego serca, a teraz miał wrażenie, że ten kamień zaczął się kruszyć i zanikać.
To właśnie było dla niego jak słabość, bo przez to łatwiej można było go zranić.
Nie podobało mu się to w żadnym stopniu, ale co gorsza nie potrafił nad tym zapanować. Jednocześnie nienawidził tego uczucia ciepła, które paliło go od środka, ale jednak chciał je zatrzymać w sobie jak najdłużej się dało.
Nie pojmował tego, a coś nad czym nie miał kontroli zawsze go przerażało. Tym razem obawiał się tego samego. Zranienia niczym dźgnięcia nożem prosto w serce.
°•°•°
Nawet nie zauważył tego, gdy zasnął z przemęczenia. Kiedy się jednak obudził nie miał zielonego pojęcia ile czasu już minęło. Czy był już kolejny dzień, a może noc? Nie wiedział również jak czują się jego towarzysze i czy również nic im nie jest.
Potrząsnął lekko głową, starając się myśleć racjonalnie. Może powinien wziąć sprawy w swoje ręce i nie czekać na pomoc, która i tak nie nadejdzie? Zawsze jakoś dawał sobie radę, więc może teraz także by mu się udało.
Lecz nie było tak łatwo jak mogłoby się wydawać. Był zamknięty w celi, z której nie było ucieczki, więc skoro nie potrafił pomóc samemu sobie, to jak miał uratować resztę towarzyszy? Był zły, wręcz wściekły na samego siebie. A możliwe, że czuł zawód, przez który stracił całą swoją nadzieję, którą pokładał właśnie w niej.
CZYTASZ
In The End • Thorin Oakenshield
Fanfiction,,Walczy się do końca, nawet jeśli straciliśmy już wszystko" Fanfiction napisane na podstawie książki Tolkiena ,, Hobbit, czyli tam i z powrotem" oraz jej ekranizacji. Nie odpowiadam za podobieństwa do innych książek (nawet się nimi nie inspiruje)...