4

574 48 2
                                    

Podróż trwała dalej. Pogoda nie sprzyjała kompani, a ulewny deszcz utrudniał przemieszczanie się.

Wszystko było w jak najlepszym porządku, a Evrie jak chciała, tak była prawie niezauważalna przez kompanię. Nikt nie zwracał uwagi na dziewczynę, która w cichości jechała na swoim kucu, zazwyczaj trzymając się na samym końcu. Jedynie Thorin zwracał się do niej by poradzić się o drogę, ale oprócz niego parę pytań zadał także Gandalf, który dopytywał się o to co miała na myśli mówiąc, że nadchodzą Mroczne Czasy. Obawiał się najgorszego, a dziewczyna zdawała się posiadać wiedzę na ten temat. Interesowało go to, przez co nie mógł opanować swojej ciekawości. Reszta towarzyszy była zbyt pochłonięta wyprawą by zwrócić uwagę na szatynkę. Czasami nawet zapominali, że podróżuje razem z nimi.

Pogoda po paru długich, ulewnych dniach poprawiła się. Kompania dotarła do ruin starego, opuszczonego domu. Zważając na to, że nastaje wieczór, a także i noc Dębowa Tarcza uznał, że przenocują w tym miejscu, a z samego ranka ruszą dalej. Wszyscy zsiedli z kucy, po czym zajęli się rozpakowywaniem swoich rzeczy, choć nikt nie posiadał ich za wiele. Kobieta zdjęła siodło ze swojego wierzchowca, uwalniając go od  ciężaru i dając tym samym odetchnąć.

– Daj, odprowadzę twojego kuca do reszty – usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się, zaciskając wodze jeszcze mocniej niż przedtem. Za nią stał młody chłopak o czarnych długich włosach. Był trochę wyższy od niej, a na jego twarzy spoczywał szeroki uśmiech.

– Będzie mi jeszcze potrzebny – odrzekła przyjaźnie, a krasnolud pokiwał głową na znak, że rozumie i podszedł do hobbita biorąc od niego zwierzę. Dziewczyna po części skłamała. Wolała mieć go przy sobie, gdyż znaczył dla niej bardzo dużo. Był podarunkiem od wyjątkowej osoby. Traktowała go jak członka rodziny, przyjaciela z którym przeżyła bardzo wiele. Kary kuc parsknął cicho, dając znak, że jest głodny. Szatynka uśmiechnęła się do siebie, wyciągając z torby jabłko i dając mu je do zjedzenia.

Nagle do jej uszu dotarły odgłosy kłótni dwóch osób. Zwróciła głowę w stronę, gdzie czarodziej i Thorin prowadzili rozmowę, a raczej już ją zakończyli. Na twarzach obu mężczyzn widniał gniew. Starzec odszedł, kierując się w stronę lasu.

– Gandlafie co się stało? – Bilbo zadał pytanie, zaskoczony jego postępowaniem –Dokąd idziesz?

– Szukać towarzystwa jedynej osoby, która ma choć krztynę rozumu – odrzekł chłodno, idąc dalej.

– Czyli? – dopytywał.

– Samego siebie! – warknął – Mam dość krasnoludów jak na jeden dzień – mruknął pod nosem o wiele cichszym tonem, a po chwili zniknął w leśnych ciemnościach. Evrie spojrzała w stronę krasnoluda, który stał niewzruszony z założonymi rękami.

– Bomburze jesteśmy głodni! – oznajmił, co było znakiem, że ma przygotować kolację. Wszyscy wzięli się do pracy. Evrie trzymając za wodze, zaczęła iść wraz z kucem polną ścieżką. Thorin szybko dostrzegł jej ruchy.

– Dokąd idziesz? – spytał podchodząc do niej. Nie był pewny jej zamiarów.

– Niedaleko jest rzeczka, gdzie napoje kuca - wyjaśniła – Spokojnie, wrócę – dodała uśmiechając się pewnie, po czym ruszyła przed siebie. Dębowa Tarcza długo patrzył za nią, dopóki nie zniknęła mu  z oczu.

***

Szatynka podeszła do strumyka i pozwoliła wierzchowcowi zaspokoić pragnienie. Sama zamoczyła ręce w chłodnej wodzie, czując jak wodny prąd rwącej rzeczki delikatnie muska jej dłonie. Przemyła nią twarz, by po chwili poczuć orzeźwienie. Rzuciła się na trawę, wdychając zapach ziemi. Patrzyła w wieczorne niebo, gdzie powoli pojawiły się pierwsze gwiazdy. Błękitno - pomarańczowe niebo zmieniało swoją barwę na ciemny granat. Podparła się ramionami i spojrzała na zwierzę, które tarzało się w trawie. Uśmiechnęła się. Lubiła patrzeć na radość swojego wierzchowca, który gotów był zrobić dla niej wiele, tak samo jak ona dla niego. Podniosła się z ziemi o podeszła do karego kuca, głaszcząc go po szyi. Wiedziała, że pozostało mało czasu. Wdrapała się na grzbiet zwierzęcia, po czym spokojnym stepem skierowała się do reszty towarzyszy.

Po parunastu minutach dotarła na miejsce. Niestety nikogo tam nie zastała. Zaczęła się obawiać. Pierwszą myślą było to, że kompania odeszła, zostawiając ją, lecz szybko pozbyła się tej myśli. Dostrzegła niedogaszone ognisko, torby z rzeczami innych oraz udeptaną drogę kierującą się w głąb lasu. Zastanawiała się czy dobrym pomysłem jest to by iść tą ścieżką. Jej zadaniem było doprowadzić kompanię Azogowi. Nie mogła ryzykować życiem najbliższych, więc za wszelką cenę musiała ich odnaleźć. Niechętnie pogoniła kuca w leśną odchłań.

In The End • Thorin OakenshieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz