Rozdział 5: Pokonam cię z zamkniętymi oczami

8 5 0
                                    

Pamiętam dzień, w którym zaczęła się walka o przetrwanie. Pamiętam, że zabijałam z zimną krwią i broniłam moich braci. Pamiętam szaleństwo, poczucie winy, żal i euforię. Pamiętam zapach krwi i szczęk stali. Pamiętam krzyki i błagania o litość oraz to, że je ignorowałam.

Byłam bezlitosna. Byłam wariatką. Byłam kochanką. Byłam obiektem westchnień. Byłam suką. Byłam okrutna. Byłam radosna, zadając śmierć. Byłam załganym śmieciem. Byłam egoistką. Byłam wszystkim i niczym. Byłam samotna. Byłam sobą pośród pożogi, a jednocześnie kimś, kogo nie poznawałam.

A potem pojawił się on.

Zabijał jak ja z zimną krwią. Tępił moich braci z uśmiechem na twarzy. Był obiektem westchnień, choć wszyscy ludzie i jego podwładni go nienawidzili. Był płomieniem wśród poległych, wśród szarości i szkarłacie krwi. Zdawał się być sobą, zaciętym nieśmiertelnym jak wszyscy.

I wtedy spotkałam się z nim twarzą w twarz.

Oszałamiający, książkowy przykład nieśmiertelnego mężczyzny. Mógłby uwieść każdą, pokonać każdego rywala. Ale na jego drodze stanęłam ja i stałam się jego przekleństwem.

- Zabiję cię z zamkniętymi oczami – splunęłam mu w tę piękną twarz. Idealnie gładka, bez ani jednej rysy w przeciwieństwie do mojej.

Byłam w złym stanie. Z rozciętej skóry na czole ściekała gorąca krew, włosy miałam sklejone od potu i czerwonej mazi. Kulałam na jedną nogę, gdyż chwilę wcześniej zostałam kopnięta w kolano, ale nie czułam bólu. Czułam nienawiść, która przesłaniała mi wszystko wokół, każdą inną emocję.

- Nie biję się z bezbronnymi kobietami, idź lepiej szukać schronienia – otarł policzek z mojej śliny i posłał w moją stronę groźne spojrzenie.

Nie bałam się go ani groźnie wyglądającego miecza w jego dłoni.

- Zabiłam więcej twoich niż ci się wydaje – uniosłam miecz trzymany w dłoni. - Tchórzysz?

Wiedziałam, że prowokuję bestię, że mogę tego żałować. Ale byłam gotowa na śmierć. Nie miałam już żadnych zahamowań. Dlatego właśnie stanęłam przed nim prosto z uśmiechem wariatki, mordującej jak on bez cienia współczucia.

- Będzie o jedną sukę mniej – tym razem on splunął tuż pod moje nogi. - Mówiłaś coś o walce na ślepo? - uśmiechnął się z wyższością. - Byłem szkolony, aby zabijać nawet z zamkniętymi oczami.

Nie wątpiłam w to, ale ja również byłam szkolona. W podziemiach razem z tymi, których życie odebrał. Tylko w ich przypadku nawet ćwiczenia się nie zdały.

- Zawsze będziesz mógł się poddać – posłałam mu równie arogancki uśmiech. Najważniejsze to nie okazać słabości.

- Już czekam na twoje błagania o litość – prychnął, odgarniając długi warkocz czerwonych włosów na plecy.

Tak to się zaczęło. Przerwano walkę w pobliżu, bo każdy chciał zobaczyć jak nieśmiertelny generał masakruje ludzką kobietę, która ośmieliła się rzucić jaśnie panu wyzwanie. Mieli chęć mordu w oczach i niemalże ślinili się na myśl, że zobaczą jak umieram.

Rudowłosy schylił się, aby chwycić lekko zakrwawioną chustę, która wciąż była owinięta wokół szyi poległego, któremu przeciął tętnicę udową.

- To trochę utrudni walkę – powiedział, kiedy zawiązywał mi chustkę na oczach. Chyba mi się wydawało, ale poczułam jakby specjalnie musnął delikatnie moją skroń. Zignorowałam te przemyślenia, gdyż ogarnęło mnie obrzydzenie. Jak on śmiał w ogóle zrobić coś takiego? Okazał zupełny brak szacunku zmarłemu. Już ja go nauczę pokory.

Jako, że nie nosiłam nic w rodzaju chustki czy szala, to oderwałam kawałek rękawa swojej koszuli, odsłaniając całe przedramię. Wyjęłam na chwilę sztylet, aby rozciąć materiał na szwie i schowałam go z powrotem.

- Przynajmniej rozpłatanie cię będzie bardziej spektakularne – szepnęłam mu do ucha, zawiązując mocno tkaninę zasłaniającą mu oczy. Jaka szkoda, że nie mogłam zobaczyć jego miny.

Stanęliśmy naprzeciwko siebie z bronią w dłoniach i już po pierwszym szczęku skrzyżowanych ze sobą ostrzy, wiedziałam, że mogę nie podołać. Mało brakowało, a zatoczyłabym się do tyłu.

Był silniejszy pod każdym względem. Kiedy zablokowałam jego cios, prawie upadłam, ale przypomniałam sobie jak tańczył ze swoim orężem wśród ludzi i zadawał im śmierć.

Nagle poczułam się silna, jakbym sama dysponowała tą siłą. Wyciągnęłam wierny sztylet i machnęłam nim w ciemność. Nie spodziewałam się, że napotkam jego twarz i usłyszę krzyk, który stał się symfonią dla moich uszu.

- Rozcięłaś chustę – nie wiem czy był bardziej przerażony, czy zaskoczony moimi umiejętnościami.

Zerwałam swoją i aż podskoczyłam, widząc ranę na jego twarzy. Zbezcześciłam idealną skórę bez skazy, z której zaczęła ciec krew. To wcale nie oznaczało końca, a raczej początek.

- Jestem zdziwiony, że kobieta potrafi tak walczyć, ale dotąd dawałem ci wygrywać, a teraz czas na prawdziwą bitwę – powiedział z całkowitym spokojem. Jakbym wcale nie rozcięła mu pół twarzy, ośmieszając go przed współwalczącymi. Jakbym właśnie nie widziała chwili słabości.

Jednak miał rację, że to był dopiero początek, a poczułam to już po pierwszym zadanym mi ciosie. Pięścią. Skorzystał z okazji i nie zdążyłam odskoczyć w porę. Trafił w szczękę z taką siłą, że aż zęby mi zatrzeszczały.

Splunęłam krwią i spojrzałam mu w oczy. Ostatni raz zanim położyłam go na glebę. Zatraciłam się i kiedy rzuciłam się na niego, po czym oboje upadliśmy na ziemię, wyrzucałam pięści łamiąc nos, podbijając oko. Straciłam kontrolę nad własnym ciałem, nad swoimi ruchami i po prostu chciałam go zmiażdżyć.

Ktoś mnie od niego odciągnął. Jakbym była zwierzęciem. Zdążyłam mu jeszcze odciąć warkocz, zanim straciłam go z pola moich ruchów. Dopiero wtedy zobaczyłam, że cała jego śliczna buźka jest we krwi i otrząsnęłam się.

A potem puściłam się biegiem i, o dziwo, nikt mnie nie gonił. Nawet nie spróbował.

Zorientowałam się dopiero później, że zostawiłam tam swój miecz, ale mało mnie on obchodził dopóki miałam przy sobie wierny sztylet, którym po raz pierwszy odebrałam niegdyś życie. W tamtej chwili wyciągnęłam go jeszcze brudnego od krwi generała i wpadłam w wir walki. Czerwone włosy wcisnęłam za pasek, które później spaliłam, zostawiając tylko jeden mały pukiel jako trofeum.

Dopiero po wojnie dowiedziałam się, że miał na imię Kaen.

***

Mam nadzieję, że zaciekawiła Was historia blizny Kaena. Rozdział pisany pod wpływem chwili, gdy muzyka weszła za mocno, więc wystarczy mi, że da się go czytać, a jeśli się spodobał, to w ogóle jestem szczęśliwa.

W następnych rozdziałach sporo zmieni się w życiu Cerridwen, także czekajcie cierpliwie, bo zamierzam nieco namieszać. Na pewno nasza główna bohaterka nie będzie się nudzić.

The OneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz