Przedzieranie się przez las jesienią nie jest najłatwiejszym zadaniem dla osoby w moim wieku, ale staram się utrzymać tempo, aby znaleźć się jak najdalej od miasta, w którym spotkałam Kaena. Nie mogłabym pozwolić, aby być blisko niego. Jest niebezpieczny, jest kimś, kto mógłby mnie zabić bez skrupułów.
Liście nabierają już ciepłych odcieni czerwieni i brązu, tylko gdzieniegdzie jeszcze przebija się soczysta zieleń. To trochę jak ze mną, jestem sucha na zewnątrz, ale moje oczy wcale się nie postarzały, nie wyblakła ich żywa barwa. Ciekawe czy po śmierci zblakną i staną się puste.
Zbliżał się zmierzch i księżycowy rogalik odznaczał się już dość mocno na różowym niebie. Gwiazdy też powoli wyłaniały się spod gasnącego blasku słońca, zapewne szczęśliwe, że nie będzie ich przyćmiewał. Te lśniące punkciki są strasznie samolubne i uwielbiają być podziwiane. Też dawniej taka byłam. Szukałam zainteresowania u płci przeciwnej, chciałam czuć się piękna w ich oczach.
Łatwo było okręcać sobie mężczyzn wokół palca i patrzeć na rosnące pożądanie w ich oczach. Lubiłam być rozbierana wzrokiem i nie czułam się traktowana jak przedmiot, jak zabawka. To oni byli moimi zabawkami i to ja łamałam ich serca. Może dlatego bałam się przywiązania, bo wiedziałam, że nie potrzeba wiele, aby kogoś zranić. Raniłam i bałam się zostać zranioną.
W pewnym momencie nie potrafiłam zaufać własnemu przełożonemu i spierałam się z każdą jego decyzją. Nie potrafiłam pracować w zespole, bo miałam opory przed powierzeniem własnego życia innym, choć uwielbiali mnie niczym boginię. Przeszkadzało mi, gdy ktoś próbował mi pomóc, ponieważ nie chciałam mieć długu wdzięczności. Działałam sama i w samotności ocierałam się o śmierć, która zdawała się być taka słodka.
Wszystko stało się dla mnie wspomnieniami, powracającymi w najmniej oczekiwanych momentach, w koszmarach, do których przywykłam. Każde wydarzenie odbiło się piętnem w moim umyśle, każdy obraz, każda emocja.
Idę, mając za cel dotarcie do stolicy. Trochę też dlatego, żeby uciec od codzienności, żeby oderwać się od tego, co mnie otaczało przez tyle lat. Świat jest mały, a ja nie potrafię się w nim odnaleźć. Czy to nie zabawne w pewnym sensie?
- A więc tędy poszłaś, Cressido? - odezwał się nagle ktoś za mną.
Chyba straciłam równowagę. Chyba runęłam do tyłu. Chyba czyjeś silne ręce mnie chwyciły w ostatniej chwili.
Kaen trzymał mnie pod ramionami, klęcząc na wilgotnej ściółce z moją głową opartą o umięśnione uda. Patrzyłam mu w oczy zaskoczona, nie mogąc się ruszyć, będąc uwięzioną przez jego przenikliwe spojrzenie wwiercające się we mnie.
- Znam te oczy, pamiętam dziewczynę, która ozdobiła moją twarz, zostawiła drobny ślad po sobie – powiedział szeptem, głosem, którego nigdy jeszcze u niego nie słyszałam.
Próbowałam przełknąć gulę w gardle, oderwać wzrok od piwnych oczu, na które tak naprawdę nigdy nie zwracałam uwagi. Próbowałam sobie wyobrazić, że jestem od niego silniejsza, że nadal jestem w stanie go pokonać.
- Ta dziewczyna była jedyną, która pokonała mnie tak łatwo – dodał, jakby mówiąc do siebie – i jedyną, której tak nienawidziłem.
Poczułam dreszcze, gdy zrozumiałam w jakiej sytuacji się teraz znalazłam. Użył czasu przeszłego. „Nienawidziłem." To równie dobrze może być przejęzyczenie. Ma prawo mnie nienawidzić, ma prawo mną gardzić i pragnąć mnie zabić.
- To jakaś pomyłka, na pewno nie mam jej oczu, jestem słaba i stara – powiedziałam w miarę pewnym tonem, na jaki tylko było mnie stać.
Nadal patrzył mi w oczy, dalej nad czymś rozmyślał. Aż w końcu mnie puścił i odgarnął niesforny kosmyk czerwonych włosów z czoła, który upchnął za uchem. Zauważyłam nerwowość w tym geście, co wcale mnie nie uspokoiło.

CZYTASZ
The One
FantasyCzasami jedna osoba, która na pozór nic nie znaczy, może stać się wszystkim i jako ta jedyna przesądzić o losie wielu istnień. Cerridwen, weteranka wojny ludzi z nieśmiertelnymi, na polu bitwy podejmowała wiele decyzji o życiu innych, ale nigdy nie...