jeden

1.7K 76 59
                                    

— Przegrywasz, mój lordzie — zaśmiała się, szybko zwijając swoją sieć. Od zawsze sieć była najlepszą bronią wyspiarzy, a Yngvild uczyła się nią posługiwać już od najmłodszych lat.

Robb podniósł się z krzykiem i ruszył na nią ze swoim drewnianym mieczem. Rudowłosa sprawnie uchyliła się od jego ciosu, a on ponownie upadł.

— Robb! Yngvild! — usłyszeli głos Eddarda Starka, który nawoływał ich z bram Bożego Gaju.

— Już idziemy! — odkrzyknął Robb, otrzepując się z ziemi. — Idziesz? — zwrócił się do przyjaciółki, stojącej w zamyśleniu przed Czardrzewem.

— Tak — odparła po chwili odwracając się do przyjaciela z ogromnym uśmiechem wymalowanym na twarzy.

***

Dziewczyna zaśmiała się, kiedy Bran po raz kolejny strzelając z łuku nie wycelował w tarczę. Robb i Jon Snow również mieli nie mały ubaw.

— W jego wieku nie byliście lepsi — skarcił ich ojciec, który stał z Lady Caletyn na górnym korytarzu balkonowym. — Ćwicz dalej, Bran.

— Ja byłam — wtrąciła Yngvild z drobnym uśmiechem i dała Branowi kilka wskazówek razem z jego starszymi braćmi.

***

— Lordzie Eddardzie! — zawołała rudowłosa za swoim lordem, kiedy ten szedł po dziedzińcu Winterfell.

— Czemu tak oficjalnie? — zaśmiał się odwracając do niej, ale widząc jej poważny wyraz twarzy również spoważniał.

— Mogę z wami jechać na egzekucję? — spytała nieśmiało — Słyszałam, że dezerter...

— To nie widok dla dam... — przerwał jej, ale ona też nie pozostała mu dłużna:

— Przecież wiesz, że nie jestem jak dama! Walczę lepiej od twoich synów... Osiem lat spędziłam z wyspiarzami, nawet sama jestem jedną z nich, widok krwi nie jest mi straszny i obcy — uśmiechnęła się lekko. — No proszę, lordzie Eddardzie... Będę się trzymała blisko Robba. — W jej oczach pojawił się błysk przy wypowiadaniu tego zdania. — Przy nim żadna krzywda mi się nie stanie.

— Dobrze — zgodził się wreszcie z niechęcią. — Osiodłaj konia. I weź broń — polecił. — Trzymaj się blisko Robba.

***

— Nie odwracaj wzroku — usłyszała jak Jon po cichu zwraca się do Brana — Jeśli to zrobisz, ojciec się dowie.

Lord Eddard Stark skończył mówić egzekucyjne słowa i uniósł miecz. Wszyscy wiedzieli co zaraz się stanie. Kiedy valyriańska stal rodu Wilkorów zetknęła się z szyją młodego dezertera, Yngvild zupełnie nieświadomie chwyciła rękę Robba. Ale nie zamknęła oczu.

— Dobrze się spisałaś — zwrócił się do niej po wszystkim, kiedy mieli już wracać. — Nie odwróciłaś wzroku. — Posłał jej niezauważalny uśmiech.

— Lord Eddard nie jest moim ojcem — mruknęła.

***

— Robb — zwróciła się do przyjaciela, kiedy wracali do Winterfell drogą leśną. Spojrzał na nią pytająco, więc zadała nurtujące ją pytanie: — Czy on rzeczywiście widział Innych?

Zamyślił się przez chwilę, zanim odpowiedział:

— Nie wiem. — Podjechał swoim ciemno - czarnym koniem do jej białego jak śnieg ogiera. — Szaleniec widzi różne rzeczy... Nawet gdyby byli to Inni... — Wykorzystał to, że jechali na samym końcu i nikt nie mógłby tego zauważyć, niepewnie chwycił ją za rękę, powtarzając już trochę pewniej: — Nawet gdyby byli to Inni, to obiecuję, że cię przed nimi obronie.

— A ja ciebie Robb — uśmiechnęła się zadziornie, by nie zwrócił uwagi na jej policzki dorównujące kolorowi jej rudych jak ogień włosów.

***

— Lordzie Stark — odezwał się Jon Snow oficjalnym tonem do ojca. — Znaleźliśmy pięć szczeniaków, trzy samce i dwie samice — wskazał na malutkie wilkory.

— I co z tego, Jonie?

— Masz pięcioro dzieci z prawego łoża. Trzech synów i dwie córki — tłumaczył — Wilkor jest symbolem twojego Rodu. Los zesłał te szczenięta twoim dzieciom, panie.

Yngvild słysząc słowa Jona mało się nie rozkleiła. Jon przed wszystkimi przyznał się do swojego losu bycia bękartem i to, że mimo wszystko musi z tym żyć. Że nie nazywa się Stark, tylko Snow.

Spojrzała na chłopaka zaszklonymi oczyma, chociaż wiedziała, że nie mogła płakać, zwłaszcza przy tylu ludziach i przy swoim lordzie oraz nie mogła zapomnieć, że była Żabolem - jak zwykli nazywać wyspiarzy - a oni nigdy nie mogli płakać.

— Nie wolno ci płakać, Yngvild — zwrócił się do niej kiedyś ojciec. — Błotniacy i Reedowie nigdy nie płaczą, a ty jesteś jedną z nich. Nigdy nie wolno uronić ci choćby jednej łzy, bo nigdy nie wiesz kiedy wróg na ciebie patrzy - uśmiechnął się do niej wtedy, ale nie odwzajemniła tego. To było ich ostatnie spotkanie. To właśnie wtedy, kilka lat temu, wysłał ją do Winterfell.

— A zatem, Jonie, nie chcesz szczenięcia dla siebie? — usłyszała pytanie lorda Eddarda.

— Wilkor widnieje na sztandarze rodu Starków — oznajmił Jon. — Ja nie noszę ich nazwiska, ojcze.

Wykorzystując sytuację, odezwał się Robb:

— Ojcze, sam się zajmę szczeniakiem. Namoczę ręcznik ciepłym mlekiem i dam mu do ssania.

— Ja też! — wtrącił Bran.

— Łatwo powiedzieć, ale trudniej zrobić — zauważył lord. — Nie pozwolę, żebyście zawracali głowę służbie. Jeśli chcecie zatrzymać szczeniaki, sami musicie je karmić, jasne? — Yngvild zauważyła, że chłopcy Stark energicznie machają głowami, zgadzając się na warunek. — Sami je też wytresujecie — postanowił. - Wy i nikt inny. Obiecuję, że nikt z psiarni nie dotknie nawet palcem tych potworów. Niech was Bogowie mają w opiece, jeśli zaniedbacie swoje zwierzęta, odniesiecie się do nich brutalnie bądź źle je wytresujecie. To nie są jakieś tam kundle, które będą żebrać o jedzenie i uciekną przed kopniakiem. Wilkor urwie ci rękę z taką samą łatwością, z jaką pies rozrywa szczura. Czy wciąż chcecie je zatrzymać?

— Tak, ojcze — potwierdził z powagą Bran.

— Tak — powtórzył jak echo Robb.

— Szczeniaki mogą zdechnąć bez względu na to, jak bardzo będziecie się starali.

— Nie zdechną — zapewnił go Robb. — Nie pozwolimy im zdechnąć.

— A zatem zatrzymajcie je — zwrócił się do synów. — Desmond, zabierz pozostałe, musimy wracać do Winterfell przed zmrokiem.

Wszyscy już wsiadali na swoje konie, kiedy Yngvild i Jon Snow usłyszeli ciche kwilenie. Oboje słysząc to samo spojrzeli na siebie, żeby zaraz ich wzrok przeniósł się na drugą stronę mostu.

Oboje skierowali się w tamtą stronę i kiedy Jon podniósł gałąź, zobaczyli w śniegu dwie leżące kulki. Jedna była tak ruda, że aż raziła w oczy, zupełnie jak kolor włosów Yngvild, a druga była zupełnie biała, tak biała, że komponowała się ze śniegiem, na którym leżała.

Yngvild posyłając przyjacielowi krótkie spojrzenie wyciągnęła niepewnie ręce po pomarańczową kulkę. Kiedy wyciągnęła ją z zaspy, spostrzegła, że ta jest samiczką i ma czerwone oczy.

— Pewnie odłączyły się od pozostałych — Jon Snow zwrócił się do ojca, który zaniepokojony na nich patrzył.

— Albo zostały odpędzone — zauważył Lord.

Yngvild spostrzegła, że tylko te dwa szczeniaki, które znalazła z Jonem Snow otworzyły już oczy.

— Dziwne — wtrącił Theon Greyjoy z wymuszonym uśmiechem. Rudowłosa posłała mu najbardziej zabójcze spojrzenie jakie tylko potrafiła, ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił, tylko mówił dalej: — Zdechną jeszcze przed tamtymi.

— Nie sądzę, Greyjoy — odpowiedział za nią Snow. — One należą do nas — wskazał na siebie i Yngvild.

Młody Wilk | Robb Stark | Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz