— Twój jest najszybszy — skomentowała Yngvild, bacznie obserwując trzy wilkory.
— Tak — odrzekł dumnie Robb. — Dlatego go tak nazwałem.
Wilkory miały już imiona. Rickon nazwał swojego Kudłacz (mimo jasnych sprzeciwów Brana, który właściwie jeszcze sam nie zdecydował o imieniu swojego szczeniaka), Robb swojego nazwał Szary Wicher, Jon miał Ducha, a Yngvild swoją rudą wilczyce nazwała Rutą.
Nie minęła chwila, a wilkory zniknęły im sprzed oczu.
— Nie zgubią się? — zmartwiła się ruda, kręcąc się w siodle. — Nic im się nie stanie??
— Spokojnie — spojrzał na nią — to wilkory — przypomniał jej Jon z uśmiechem.
Przegryzła wargę i rozluźniła dłonie, w których mocno, nerwowo ściskała wodze.
Obejrzała się za siebie, na dwóch strażników i wpadła na jakże genialny pomysł. Pochyliła się lekko do przodu, dając znać chłopakom, by zbliżyli swoje konie do jej białego ogierka.
— Ucieknijmy im — szepnęła podnieconym głosem, chytrze się uśmiechając i wzrokiem pokazując na zbrojnych, na których lord Eddard Stark się uparł.
— To nie ma sensu — skomentował Robb prostując się w siodle.
— Zawsze chciałeś — zrobiła zawiedzioną minę.
— I zawsze nas doganiają — podsumował posyłając jej znudzone spojrzenie.
— Nawet dla chwili samotności...? — spojrzała mu w oczy. Nigdy im nie pozwalano na czułości. Ona była tylko córką lorda Reeda, wyspiarza, który od wieków pilnował Przesmyku i okolic. Mimo, że była jego najstarszym dzieckiem, to jej zadaniem było w przyszłości wyjść za jakiegoś wysoko urodzonego mężczyznę, ale i tak mogła tylko śnić o tym, że kiedykolwiek poślubiła by Robba, on z kolei był synem namiestnika całej Północy; w przyszłości miał ożenić się z jakąś majętną panną z Południa.
— Dobrze — przyznał wreszcie i pięknie się do niej uśmiechnął. — Dla chwili samotności — i nie czekając długo pognał swoją czarną klacz.
Yngvild zaśmiała się lekko ze szczęścia, posyłając Jonowi szczery uśmiech i ruszyła za Robbem.
— Świetnie — usłyszała jeszcze burknięcie przyjaciela, nim oddaliła się od niego.
Czuła ten przyjemny wiatr we włosach, który tak kochała.
Nie minęło pięć uderzeń serca, a zobaczyła Jona Snow, który wyprzedza ją z pobłażliwym uśmiechem.
Spięła jeszcze bardziej konia, starając się dogonić przyjaciela. Robba już nie widzieli, on zawsze był najszybszy, niezależnie nawet od konia. Kiedyś wymienili się z Yngvild, ale i tak przegrała, a na dodatek jeszcze wylądowała w błocie.
— Jon! — zwróciła się do niego, równając się z nim. — Skrótem!
Chłopak kiwnął tylko głową i gwałtownie skręcił konia w prawo, a Yngvild poszła w jego ślady.
W mgnieniu oka rudowłosa wraz ze Śniegiem znalazła się na polanie, która była ich celem. Młodego Starka jeszcze nie było, bo pojechał na około. Ten skrót to był słodki sekret Yngvild i Jona.
Oboje zsiedli z koni i powoli zaczęli iść w stronę głównego, największego i najstarszego drzewa w tym lesie. Było w nim coś magicznego; kiedy we trójkę - oczywiście uciekając przed strażnikami Starka - znaleźli to cudowne miejsce, rudowłosa z zachwytem stwierdziła, że jest to z pewnością najstarsze drzewno na Północy.
CZYTASZ
Młody Wilk | Robb Stark | Zakończone
Fanfiction------ KOREKTA ------ {rozdziały napisane słownie są poprawione} {korekta nie zostanie skończona póki co} Każdy ma jakiś kres. Każdy kiedyś zaczyna i każdy kiedyś kończy. I każdy w pewnym momencie już nie wytrzymuje. Zwłaszcza ktoś, kto ma do utrzy...