Jabłoń II/II

2.6K 175 118
                                    

Adam już miał wyjść na korytarz, gdy nagle zderzył się z kimś zmierzającym prosto do jego gabinetu. Oczywiście, nie był to nikt inny, tylko Celina. Pewnie znowu zamierzała prawić mu morały o zaniedbywaniu rodziny i tak dalej, i tak dalej...miał tego szczerze dosyć.

Spojrzał na nią wyczekująco - jasnobrązowe włosy spięte elegancko oraz schludnie, młoda twarz, alabastrowa cera, błyszczące oczy, różowe usta, a wszystko podkreślone zgrabnym, szczupłym ciałem, odzianym w błękitną suknię.

Tak, była ładna, lecz cóż z tego? Daleko jej do poziomu Juliusza. W pierwszych tygodniach po ślubie oboje odczuli dzielącą ich różnicę wieku. Czar zauroczenia sławnym poetą prysł. Ona - wolała balować, rozmawiać o błahostkach, korzystać z życia. Kiedy słyszała o literaturze, sztuce, polityce, od razu zapadała w nudę.
On - dojrzały już, doświadczony przez życie mężczyzna - wręcz przeciwnie.

Lecz cóż mieli poradzić? Pobrali się, więc muszą ze sobą żyć. Mickiewicz nie kochał żony, a żona nie kochała jego. Pewnie miała kochanków na boku, ale co mu do tego? Jedyne co ich łączy, to bezgraniczna miłość do swoich potomków. Adamowi odpowiadał taki układ.

- Wybierasz się dokądś? - zapytała kobieta, podnosząc nieznacznie brwi w zdziwieniu.

- Owszem. Czy jest w tym jakiś problem? - odparł, krzyżując ramiona.

- Żaden, tylko to pierwszy raz, gdy wychodzisz z domu od kiedy zamknąłeś się w gabinecie, więc-

- Więc mówiąc ściślej, problemu nie ma, niepotrzebnie przeciągasz - rzekł Mickiewicz, wymijając żonę - wrócę za dwa dni.

Celina popędziła za nim, wyraźnie zbita z tropu.

- R-Rozumiem, ale doką-

- Do Juliusza.

- Och... - wydusiła, zatrzymując się raptownie.

Mickiewicz widział zmartwienie oraz litość w jej oczach aż za bardzo. Kobieta wiedziała o kim mowa. Miesiąc temu dokonała bowiem "odkrycia", jeśli można tak to nazwać, ponieważ było to zupełne zrządzenie przypadku.

***

Pewnego dnia, sprzątając dom, skorzystała z nieobecności męża w jego ostoi postanawiając zrobić tam małe porządki. Po wejściu do środka westchnęła głęboko. Nie myliła się - w pokoju panował niewyobrażalny bałagan. Zaczęła więc układać porozwalane na biurku kartki i to wtedy natknęła się na wiersze oraz rysunki Adama.

Z każdym odczytanym słowem oraz obejrzanym portretem tego samego młodego mężczyzny, zrozumiała. Elementy układanki połączyły się w całość. Adam kochał tego chłopaka, który, wnioskując z klimatu wierszy, nie żyje.

Wtedy dostrzegła wystający z szuflady kawałek kartki. Ciekawość wzięła nad nią górę, a ona, jak wiemy, prowadzi do piekła. Drżącymi dłońmi pochwyciła arkusik i po ujrzeniu pierwszych linijek tekstu zamarła.

Był to list...
List od ukochanego jej męża, bo jak inaczej można go nazwać?

Po przeczytaniu ostatnich zdań poczuła ukłucie w sercu, jednak przeważył je niewyobrażalny żal dla Adama i jego kochanka. To...to było okropne, przez co musieli przejść... Nawet nie przyszło jej to do głowy, że Mickiewicz...

Wzrok Celiny spoczął na podpisie autora.

- Juliusz...Juliusz...- wyszeptała bezwiednie.

Wtem przypomniała sobie. Nigdy nie zapomniałaby takiego oryginalnego imienia. Mąż wiele razy przed ślubem wspominał o swoim niedoszłym rywalu, lecz opisywał go z takim ciepłem w głosie, taką troską, taką...miłością.

[Słowackiewicz One-Shots]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz