Virgo

2K 131 28
                                    

Taniec, nieustanny taniec.

Obcasy stukają po parkiecie w rytm walca granego przez widmową orkiestrę, dookoła zaś krążą przytulone do siebie pary.

Wszystko wokół jest szare, nijakie.

Muzyka płytka, ludzie wyblakli, bez twarzy.

Juliusz nie zwraca jednak na to uwagi, wzrok bowiem ma utkwiony w parze lodowatych, błękitnych oczu - oczu, które tak dobrze zna.

Mimo ich przenikliwości nie czuje strachu, wręcz przeciwnie - odczuwa dziwnego rodzaju bliskość, zażyłość.

Pozwala prowadzić się właścicielowi tych niezwykłych źrenic - czuje, jak dłoń starszego mężczyzny opłata go pewnie w talii, druga zaś splata swe palce razem z jego własnymi.

Krążą razem w harmonijnym, subtelnym tańcu, jedyni żywi wśród martwego tłumu.

Słowacki czuje ciepło w sercu, kiedy Adam szepcze mu do ucha czułe życzenia urodzinowe, głos poety otula go niczym najgładszy jedwab i rozbrzmiewa w zapętleniu, zanurzając młodzieńca w najczystszej rozkoszy.

Nagle ich wargi zbliżają się do siebie i wtedy wszystko znika.

Juliusz otworzył w zdumieniu oczy, okrzyk zdziwienia zamarł mu na ustach.

Powoli zaczął przyswajać otoczenie, opanowując przy tym przyspieszony oddech.

Jest noc, a on leży w swoim łóżku, w swojej sypialni.

Zegar wybił północ, informując o nadejściu czwartego września.

Poeta wstał powoli, wciąż odszołomiony po przeżytym śnie i nagłym wybudzeniu.

Ileż by dał, żeby mara stała się jawą...

Podszedł do sekretarzyka, po czym zapalił świecę. Ciepłe światło padło na niewidziany dotąd skrawek papieru, na którym widniała nakreślona naprędce wiadomość.

Mężczyzna, zafascynowany, podsnunął ją bliżej blasku, aby odczytać treść.

Zawarta była ona w dwóch zdaniach:

Spotkajmy się o północy w parku koło Twojego mieszkania. Będę czekać.

- Adam

Słowacki momentalnie poczuł, jak serce zaczyna mu szybciej bić, a senność odchodzi w niepamięć.

Jakim cudem ta karteczka znalazła się w jego pokoju?

Różnorodne pytania zalewały jego myśli jedno po drugim, a surrealizm tej sytuacji był wręcz niewytłumaczalny.

Ale chciał wierzyć.

Chciał wierzyć, że mara stanie się jawą, a on znów spojrzy w te urzekające, lodowate oczy.

Z tą myślą wybiegł z mieszkania, gotowy utonąć po raz kolejny w spojrzeniu Mickiewicza.





Wszystkiego najlepszego, Juliuszu!

[Słowackiewicz One-Shots]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz