W przyciemnionym, ponurym gabinecie było niemalże cicho, jedynymi bowiem dźwiękami świadczącymi o czyjejś obecności były miarowe, ciężkie oddychanie i maniakalne wręcz skrobanie pióra o papier. Okna zostały szczelnie zamknięte oraz zasłonięte grubymi zasłonami, a jedynymi źródłami światła stały się promienie słoneczne desperacko walczące o dostęp do pokoju i świeca, z której spływał monotonnie wosk.
Adam spędzał tutaj całe dnie i noce. Mimo, że minął miesiąc, nic nie uległo poprawie, wręcz przeciwnie. Niewyobrażalny ból rozrywał go od wewnątrz, pochłaniał każdy mięsień, nerw, kość. Czuł osamotnienie, wyrzuty sumienia, a nasilił je tylko ten list. List od Juliusza. Otrzymał go miesiąc po jego śmierci i od tamtej pory wpadł w amok. Czuł niewyobrażalną potrzebę odpisania, chociaż dobrze wiedział, że adresat opuścił już ten świat.
Dlatego pisał, i pisał, i pisał, i pisał, ale każde pierwsze zdania zostawały skreślane, palce plamiły się atramentem, a podłogę zalegały coraz to nowsze zgniecione kartki. Po kolejnej nieudanej próbie cisnął piórem o ścianę z rykiem. Drżącymi dłońmi przeczesał nieuczesane włosy, przymykając oczy. Zaniedbał się, stracił apetyt, sporadycznie wychodził tylko, aby nie martwić dzieci, w końcu niczemu nie były winne. Musiał jednak udawać, wymuszać uśmiech, gdy tak naprawdę miał ochotę się rozpłakać, rwać włosy z głowy.
Siedział niczym pustelnik przy tym biurku zawalonym wierszami miłosnymi, trenami i elegiami pisanymi do duszy Słowackiego. Szkicował nawet nieudolnie jego podobizny, aby tylko pamiętać, żeby nie zapomnieć tych ciemnobrązowych loków, czekoladowych, sarnich oczu, bladej skóry, ostrych rysów twarzy i pobłażliwego uśmieszku.
Od kiedy zaczął w nim czcić te małe rzeczy? Kiedy uświadomił sobie, że niechęć przerodziła się w sympatię, a następnie w mocniejsze uczucie? Wtedy, gdy spotkał go pierwszy raz na emigracji, czy już od tamtego czasu? A może później, na tym balu noworocznym, kiedy ujrzał płaczącego Juliusza? Wciąż pamiętał ten dzień, każdy szczegół, każde słowo, każdy czyn.
***
Szukał miejsca, gdzie mógłby odpocząć od gwaru, hałasu i wtedy go znalazł. Siedział skulony na łóżku w jednym z pokoi, cały zapłakany. Rzęsy pokryte miał rosą z łez, ciemne oczy zapuchnięte i smutne, a jego ciało raz po raz konwulsyjnie podskakiwało pod wpływem nadmiaru emocji. Ujrzawszy Mickiewicza stojącego w drzwiach wzdrygnął się, po czym zaczął pocierać dłońmi twarz. Pamiętał, jak zaczął na niego wrzeszczeć, wyganiać i pamiętał też, jak pięknie wtedy Słowacki wyglądał - nie jak zadufany w sobie poeta, lecz zwykły emigrant, tęskniący za domem, zrozpaczony. Pamiętał też, jak zamknął to kruche, delikatne ciało w uścisku, jak Juliusz zmienił się w jego oczach z dumnego chłystka w zagubionego młodzieńca, ulotnego, wręcz hipnotyzującego. Czuł znów na ramieniu ciepło jego łez, a nozdrza ponownie wypełnił ten słodki zapach drugiego wieszcza. Najbardziej w pamięci zapadł mu jednak ich pierwszy pocałunek. Mimo, że był wtedy pod wpływem alkoholu, świadomie złączył swoje wargi z tymi drugimi - drżącymi, różowymi i miękkimi. Słyszał ponownie stęknięcie zaskoczenia Słowackiego, widział te brązowe oczy rozszerzone ze zdziwienia. Prawdę mówiąc, myślał wtedy, że zostanie spoliczkowany, wyzwany od najgorszych zboczeńców, jednak stało się inaczej. Juliusz uchylił w odpowiedzi usta, oraz przymknął powieki. To mu wystarczyło. Pogłębił pocałunek, stał się on bardziej namiętny, uczuciowy.
Po tym zdarzeniu oboje zauważyli wzajemne przyciąganie. Rozmawiało im się lepiej. Oczywiście, nadal istniały sprawy, które powodowały zwady, lecz tylko na chwilę, bo zaraz rozładowywali atmosferę żartobliwym droczeniem się, a melodyjny śmiech Słowackiego był niczym miód na serce Adama. I nim oboje zauważyli, zostali kochankami. Uwielbiał go psychicznie, jak i fizycznie, miłował w nim wszystko. Zmarszczone uroczo brwi, kiedy się dąsał, niesforne loki fruwające na wszystkie strony, które tak usilnie Juliusz próbował poskromić, delikatne dłonie, jego oczytanie, inteligencję, kurtuazję, cięte riposty, zawziętość, lecz także kruchość i delikatność... mógłby wymieniać w nieskończoność. Ich związek był szczery, czysty, niewinny, pełen uczucia. Występowały w nim kłótnie, lecz to tylko zacieśniało relację między nimi.
CZYTASZ
[Słowackiewicz One-Shots]
Fiksi PenggemarDo ust twych usta przycisnę; powieki Zamykać nie chcę, gdy mię śmierć zamroczy; Niechaj rozkosznie usypiam na wieki, Całując lica, patrząc w twoje oczy. A po dniach wielu czy po latach wielu, Kiedy mi każą mogiłę porzucić, Wspomnisz o twoim sennym p...