Słowo wstępu
Jest to druga część "Lawendy i skóry", więc jeśli ktoś jej nie przeczytał, to odsyłam do zapoznania się!
A, no i są tu zawarte sceny erotyczne - ostrzeżenie dla osób czujących się niekomfortowo przy takich rzeczach :'>
Jechali krótko, ale Adam zdążył poczuć i pokochać zapach Juliusza: lawendowy, subtelny, teraz stłumiony przez kask, który miał na głowie. Zapamiętał też teksturę dłoni chłopaka: szczupłe, drobne - palce długie, kościste, smukłe.
Przez całą drogę nie zamienili ani słowa - oboje pogrążeni byli w swoich myślach, dopiero gdy motocykl zatrzymał się przed beżową, niedawno odnawianą kamienicą, przyszedł czas, aby skupić się na teraźniejszości.
Obaj ściągnęli swoje kaski i na tym się skończyło. Wiosenny wiatr powiewał wręcz nieśmiało, miasto trwało dalej ze swoim zarobionym życiem, a oni stali naprzeciw siebie - niezręczni, zestresowani, nie wiedząc co zrobić, co powiedzieć.
- Może, ekhm, może wejdźmy do środka - Mickiewicz wyrzucił szybko, byleby tylko przerwać tę niezręczną atmosferę.
Ściskając kurczowo kask pod pachą, wszedł na klatkę schodową, słysząc z tyłu lekkie kroki Słowackiego, kontrastujące z tymi, które wydawał on - ciężkimi, pewnymi.
Przyłapał się na tym, że zaczął porównywać tego upartego młodzieńca do nimfy: zgrabne, szczupłe ciało, gładkie rysy twarzy, lśniące, sarnie oczy oraz sposób, w jaki poruszał się nastolatek - zgrabnie, z gracją. Były jeszcze jego niesforne, kasztanowe loki - cholernie kuszące, żeby zanurzyć w nich dłoń i poczuć, jak miękkie są naprawdę.
Brawo Adam, właśnie pomyślałeś o zmacaniu włosów typa będącego dwa metry za tobą, co będzie następne, plany przyszłego życia razem w domku z tarasem i dwójką kotów?
- To tutaj.
Otworzył powoli drzwi i wszedł do środka, razem z nim Słowacki, który począł ze słabo skrywanym zainteresowaniem oglądać mieszkanie.
- Mieszkam sam - odpowiedział z wyprzedzeniem starszy, ściągając z siebie kurtkę i buty - może najpierw się rozbierz, a potem zacznij zwiedzać, w tym tempie to się zagotujesz.
- A, no tak - wymruczał pod nosem Juliusz dziwnie potulnym tonem.
Trzecioklasista powstrzymał uśmiech, widząc urocze, roztrzepane zachowanie młodzieńca. Zupełnie różnił się teraz od osoby, którą był w szkole, zupełnie jakby po przekroczeniu progu placówki zrzucił z siebie maskę pychy i dumy.
***
Siedzieli obok siebie w pokoju Mickiewicza, dzieliły ich zaledwie milimetry. W tle słychać było pierwsze nuty "Disorder" Joy Division oraz nerwowe uderzenia kubków odstawianych co chwila na ławę po upiciu z nich łyka herbaty.
Trzeba było jakoś zacząć rozmowę, problem tkwił w tym, że żaden z nich nie miał zielonego pojęcia jak się za to zabrać. Czy poruszyć od razu temat bójki, rozpocząć może żenującą funkcją fatyczną typu "ależ wieje", albo po prostu olać wszystko i siedzieć tak w cholernie dobijającej ciszy?
Pierwszy decyzję podjął Juliusz, rzucając najbezpieczniejszy w tamtej chwili komentarz:
- Fajny masz pokój, zazdroszczę gramofonu - mruknął pod nosem, wskazując niedbale na urządzenie, z którego grała muzyka.
CZYTASZ
[Słowackiewicz One-Shots]
FanficDo ust twych usta przycisnę; powieki Zamykać nie chcę, gdy mię śmierć zamroczy; Niechaj rozkosznie usypiam na wieki, Całując lica, patrząc w twoje oczy. A po dniach wielu czy po latach wielu, Kiedy mi każą mogiłę porzucić, Wspomnisz o twoim sennym p...