Andromeda

1.5K 110 13
                                    

Miał tendencję do budzenia się kilka razy w ciągu nocy, ale nie przeszkadzało mu to. Mógłby nawet cierpieć na bezsenność, aby tylko spoglądać na twarz Adama oświetlaną przytłumionym blaskiem księżyca. Nigdy nie przykrywał się w lato, bo po co; wystarczył dotyk rozgrzanego ciała ukochanego - gdyby tylko poczuł zimno wiedział, że może szukać schronienia w jego objęciach. Obserwował teraz spokojną twarz kochanka; podziwiał, jak wachlarz ciemnych rzęs kładzie mu subtelny cień na policzki oraz jak szeroka klatka piersiowa unosi się i opada w rytm spokojnego oddechu. Przejechał delikatnie palcem wskazującym po dolnej wardze starszego, na co ten wymruczał jakieś nieskładne zdanie przez sen. Juliusz uśmiechnął się, czując jak czara jego szczęścia zostaje przelana. Mógłby umrzeć tu i teraz bez żadnych wyrzutów, bo wszystkie marzenia miał spełnione, a najcenniejsze spoczywało obok niego, oplatając go silnym ramieniem w talii.

Kochał i był kochany.

Wiedział, że do rana i tak nie zaśnie, więc najostrożniej jak mógł wstał z łóżka, aby wyjść na balkon. Poczuł pod stopami chłodne płytki, kiedy stanął na zewnątrz, co wywołało u niego lekkie mrowienie dyskomfortu - owy szybko jednak ustał pod wpływem przyjemnego, ciepłego wiatru, który poruszył lekko włosami młodzieńca. Srebrzyste gwiazdy połyskiwały filuternie, hipnotyzując mężczyznę swoim niepowtarzalnym pięknem. Słowacki wyłapał od razu gwiazdozbiór Andromedy i równie szybko przypomniał sobie jej historię.

Księżniczka została złożona w ofierze morskiemu potworowi za grzechy matki, Kasjopei; królowa obraziła swoją pychą nereidy, za co wściekłe nimfy poprosiły Posejdona o zesłanie krwiożerczego monstrum na Etiopię. Jedyną nadzieją zbawienia było poświęcenie pierworodnej córki pary królewskiej, Andromedy właśnie. Dziewczyna została przykuta do nadmorskiej skały, a jedyne co jej pozostało, to czekać na swój tragiczny koniec.

Sam kiedyś przypominał ową niewiastę: rzucony w niekontrolowany wir wydarzeń, bezbronny, zdany na łaskę losu, skazany na tragedię. Aż w końcu przybył po niego Adam wyciągając go ze szponów chaosu, dzięki czemu nadał sens jego życiu. Młodzieniec przymknął lekko oczy słuchając nieśmiałego szelestu wydawanego przez lipę rosnącą w ogrodzie naprzeciwko. Stał tak jeszcze parę minut, aż z zamyśleń wyrwał go zaspany, niski głos:

- Juliuszu, gdzie jesteś?

Uśmiechnął się czując, jak przepełnia go niezmierzona błogość. Powoli wszedł z powrotem do sypialni, aby wrócić do swojego Perseusza. Znaczenie miały tylko odległe konstelacje, letnia noc oraz ciała dwojga kochanków splecione w miłosnym uścisku.

Ach, Andromeda byłaby doprawdy zazdrosna.

[Słowackiewicz One-Shots]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz