♧4 - Wilki, złodziej i gospodarz♧

496 52 2
                                    

Błyskawica strzeliła rozświetlając czarny las białym blaskiem. Chwilę później wiatr zaczął przybierać na sile i tworzyć z suchych liści małe wirki. Olaf nerwowo uderzał kopytami w leśną ścieżkę. Kiedy kolejny grzmot przetoczył się nad lasem, a deszcz runął z nieba, stary koń wytrzeszczył ze strachu oczy, potrząsnął głową i szarpnął małym powozem.

Robert nie wiedział do końca, czy dobrze zrobił wybierając tą drogę na powrót. Teraz było już za późno by zawrócić. Do tego utknęli pośrodku czegoś, co mieszkańcy zwykli nazywać "Mrocznym Borem". Wiele plotek i opowieści krążyło o tym miejscu. Niektórzy zarzekali się, że mieszkają tu wiedźmy. Inni, że wataha wilków wielkości byków, sprytniejszych od ludzi. Byli też tacy, którzy zapewniali, że tutejsze drzewa potrafią przemówić.

Tak czy inaczej, było to jedno z tych miejsc, w którym gdzie się nie spojrzało, widać było złowrogie czerwone oczy obserwujące każdy twój ruch. Z pewnością nie była to przyjemna okolica, w której ktokolwiek chciałby się znaleźć nocą, a tym bardziej podczas szalejącej burzy.

— Może na rozwidleniu powinniśmy skręcić w lewo, przyjacielu? — mruknął Robert i drżącymi dłońmi mocno ścisnął lejce, bo bardzo blisko nich znów rozległ się grzmot. — Powinienem też chyba wziąć leki i przestać udawać, że koń mnie rozumie...

W tym momencie z ziemią połączyła się kolejna błyskawica. Tym razem, tuż przed nimi. Nie dosięgła ich, lecz uschnięte, powykrzywiane drzewo nie miało już tyle szczęścia. Rozszczepiło się na pół, a część pnia upadła zasłaniając im drogę. Odsłoniło za to ukrytą, wąską ścieżkę.

Robert pokręcił głową, zastanawiając się, co dalej. Głos rozsądku podpowiadał mu, żeby znaleźć jakiś objazd i kontynuować podróż obranym wcześniej szlakiem. Drugi, cichy głosik wyjaśniał, że to niemożliwe, nie tej nocy i nie będąc tak zmęczonym. Nie było możliwości żeby Olaf z wozem minął przewrócone drzewo. Mężczyzna westchnął, złapał mocniej wodze i skierował konia na odkrytą właśnie ścieżkę.

— Wszystko będzie dobrze, rusz się, Olafie. — powiedział kiedy zwierzę opierało się nerwowo. "Mam nadzieję." - dodał szybko w myślach.

Im bardziej zagłębiali się w las, tym więcej rodziło się w starym Lightwoodzie wątpliwości. Burza, i tak bardzo gwałtowna, ciągle przybierała na sile. Jednocześnie stawała się... dziwna. Coraz dziwniejsza. Mimo, że była wiosna, w powietrzu wirował śnieg. Płatki osadzały się na ubraniu mężczyzny i na sierści Olafa. Po chwili otoczyła ich całkowita cisza, a serce obu zaczęło bić niemożliwie szybko. Bowiem zniknęły błyskawice i grzmoty. Ulewny deszcz ustąpił spadającemu śniegowi, a jedynym dźwiękiem jaki słyszeli w pustym lesie był stukot kopyt Olafa odbijający się echem.

Niedługo potem usłyszeli przeraźliwe wycie. Sekundę później z krzaków wyskoczył ogromny wilk z białym, grubym futrem i blizną na pysku. Niewiele brakowało, a wylądowałby na wozie. Pojawiła się cała wataha, gnająca wzdłuż drogi równo z powozem

— Prędzej Olafie! — zawołał ojciec Alexandra, rozpaczliwie smagając batem konia po grzbiecie. Jakby przerażone zwierzę potrzebowało jakiejkolwiek zachęty by umykać przed głodnymi drapieżnikami. — Szybko!

Koń nie marnował czasu i rzucił się do galopu. Niestety, nagłe szarpnięcie, wiek wozu i jego - cóż - nienajlepszy stan stanowiły nieszczęśliwą mieszankę. Wilki zostały z tyłu, lecz drewniany pojazd zaczął się kołysać, by po chwili przewrócić się całkowicie.

Robert krzyknął głośno. Pęd wyrzucił go wysoko górę. Słyszał tylko mrożące krew w żyłach wycie i pękanie jego pięknych pozytywek. Do tego suknia Izzy i kwiat dla Alexandra przepadły. Kiedy myślał, że to już jego koniec, że to tutaj, w dziwnym, zimowym lesie zginie pożary przez wilki, a jego kochane dzieci zostaną sierotami... Przed upadkiem uchronił go duży konar, na którym mężczyzna kołysał się teraz bezradnie.

Beauty & Bane | MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz