♧6 - Zjawy i sprawy przenikania♧

528 49 2
                                    

Książę-Bestia był zmęczony i zakłopotany swoim zachowaniem. Wciąż nie rozumiał jakim cudem pozwolił zamienić się złodziejowi z jego synem, podczas gdy tamten wrócił sobie do domu. Jego młodym, niebiańsko pięknym, kruczowłosym synem z malinowymi ustami. Choć nieco szpeciły go niewiadomego pochodzenia sińce. Potrząsnął głową. Nie, to nie miało sensu. Choć prawdę mówiąc już od bardzo, bardzo dawna wszystko w jego życiu było pozbawione sensu - do takiego wniosku doszedł, gdy silnym pchnięciem otworzył zamkowe wrota.

Bestia wpadł do holu i niewiele brakowało, a przeszedłby przez jego niematerialnych służących. Ulżyło mu, że zdążył wyhamować, bo z doświadczenia wiedział, że nie jest to przyjemne.

— Panie. — skłonił się Simon. — Skoro chłopak ma już zostać z nami... To może... Może mógłby...

— Oh, mios dio! Wyrzuć to z siebie! Albo nie, ja to powiem, będzie szybciej. Mamy po prostu nadzieję, że nie będzie gnić w tej celi do końca swojego żywota i... — urwał Raphael, gdy książę przykuł go zimnym wzrokiem złoto zielonych tęczówek.

— Bez względu na to, czy zostanie tu jeden dzień, czy całe życie, mógłbyś mu książę podarować jakąś godniejszą kwaterę. — odratował go Simon.

— Cały zamek jest więzieniem. — odparł Magnus opryskliwie i ruszył w stronę schodów. — Co za różnica czy będzie spał na podłodze w celi czy w łóżku. — rzucił przez ramię i zniknął w mroku.

Simon odczekał, aż ich pan znajdzie się poza zasięgiem głosu, lecz nawet wtedy mówił cicho i pod nosem:

— Tak, zamek to więzienie, ale tylko dzięki tobie, panie. A ja po prostu uwielbiam sztukę przenikania przez ściany. — westchnął gorzko Raphael. Jako wierny służący wiedział, że niezależnie od wszystkiego nie powinien sobie pozwalać na taki brak szacunku. A jednak z każdym dniem przychodziło mu to z coraz większym trudem. Nie potrafił zapomnieć, że gdyby nie ich krnąbrny książę, żaden ze służących, żaden z jego przyjaciół nie skończył by w ten sposób. — Wiedziałem, że się nie zgodzi. Hostia! — zaklął.

— Nie bądźże takim pesymistą, Raphiś. Z jego słów wynika, że nie zabronił. — zauważył Simon i uśmiechnął się przebiegle. Natychmiast ruszył w stronę wieży i jej nowego mieszkańca.

— Nie nazywaj mnie tak, albo powiem Clary, że to ty obrzygałeś jej kiedyś tamtą czerwoną sukienkę. — warknął brązowooki i pobiegł za już trochę mniej zadowolonym towarzyszem.

— Nie zrobisz tego! — obruszył się.

— Chcesz się założyć? — Raphael zmrużył oczy i wyprzedził go na schodach.

Pomimo słownych przepychanek, które były u nich na porządku dziennym, obaj skoczyli by za sobą w ogień. Chociaż Santiago nigdy nie przyznałby się, że lubi tego gadatliwego gnojka, a czasem nawet odrobinę podziwia, bo znosi Magnusa przez tyle lat dużo lepiej niż on. Obaj mieli nadzieję, że ten który tu przybył będzie tym, który zdejmie zaklęcie. Zły czar przez wiele, wiele lat nie stracił mocy z jednego powodu: Bestia była bestią - dosłownie i w przenośni. Aby pokonać klątwę rzuconą przez tą durną wiedźmę, ktoś musiał pokochać Bestię niezależnie od tego jaka była.

Mimo wszystko, pesymizm Raphaela wygrywał i nie sądził, że ktokolwiek będzie w stanie pokochać księcia Bane'a. Jeśli Simon dopnie swego i uwolni go z celi, jedyne co uda mu się osiągnąć to wściekłość ich pana. Niech młody uczy się na własnych błędach.

Kiedy dotarł na górę, odsunął się i dał pole do popisu Lewis'owi, który już otwierał drzwi celi.

— Wybacz nam proszę najście...

Beauty & Bane | MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz