Epilog

656 64 13
                                    

Alec nie wierzył, że można być tak szczęśliwym. A jednak był - szaleńczo, radośnie, niewiarygodnie szczęśliwy. Tańczył w ramionach Księcia w wielkiej sali balowej. Uśmiechał się na widok otaczających go postaci, tak mu teraz znajomych i bliskich. Dostrzegł Raphael'a i Simona wirujących tuż obok niego i Magnusa. Clarissa wesoło pląsała w ramionach niedawno poznanego Jonathana, którego uratowali z rąk przemytników, a który szybko stał się im wszystkim bardzo bliski, to już jednak historia na inny dzień. Alexander rozejrzał się wzruszony i pomyślał jedynie - "To jest moja rodzina i biada temu, kto zechce ich skrzywdzić".

Uniósł głowę i spojrzał w cudowne, zielono brązowe tęczówki Magnusa. Uśmiechnął się, a on poczuł, jak wzbiera w nim fala gorącej miłości, od najmniejszych palców u stóp po czubki uszu. Przez kilka ostatnich tygodni, kiedy przyglądała się, jak książę wraca do życia, którego przez tak wiele lat nie mógł zaznać, zrozumiał, że z każdym kolejnym dniem kocha go coraz mocniej i mocniej.

To jest to, o czym marzył. By mieć kogoś ważnego i być dla kogoś ważnym. By dbać i by ktoś dbał o niego. By kochać i być kochanym. Nie będzie skazany na życie w prowincjonalnym miasteczku wśród ograniczonych ludzi z kamieniami na miejscu serc. Chciał odwiedzić tak wiele miejsc na świecie, przeżyć mnóstwo przygód! Lecz co najważniejsze znalazł towarzysza, który również chciał tego co on. Brakowało mu jedynie...

— O czym myślisz, Aniele? — Magnus zmrużył oczy zatroskany.

Młodzieniec zastanowił się, jak mu odpowiedzieć, ale nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, widząc coraz bardziej zmartwioną minę ukochanego. Potem wyciągnął dłoń i pogłaskał go po gładkiej skórze policzka.

— Nie chciałbyś może zapuścić kiedyś brody...?

Magnus wybuchnął serdecznym śmiechem, przytulił ukochanego i potaknął jedynie, spoglądając z bezkresną miłością w jego oczy. W jego wzroku Alexander dostrzegł niewypowiedzianą obietnicę, że nigdy nie spocznie w staraniach, by być lepszą wersją samego siebie, wersją, w której istnienie Alec uwierzył na długo, zanim on to uczynił. Potem nachylił się i pocałował go głęboko, wkładając w to całe uczucie, jakie do niego żywił. Niebieskooki zamknął oczy dając ponieść się magii. Wszystko dookoła przestało mieć znaczenie, jakby istnieli tylko oni, zamknięci w swoich ramionach, oddający się swojej miłości bez końca. Alec myślał o ich wspólnym życiu, o podróżach, o przyjaźni i o tym, jak bardzo chciałby, by trwało to do grobowej deski i jeszcze dłużej. Myślał o historii, która rozpoczęła się tyloma strasznymi wydarzeniami, ale zakończyła tak, jak nawet nie mógłby sobie wymarzyć. I wiedział, że razem napiszą jeszcze wiele wspaniałych opowieści.

— Magnus? Co na naszym weselu robi czarodziejka?

— Hmm... Jakby to... Ups?

Beauty & Bane | MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz