♧13 - Łyżwy i bajanie prababki♧

435 50 0
                                    

Pierwszą myślą Magnusa po przebudzeniu się było - "to będzie dobry dzień". Wstał z wyśmienitym humorem, ponieważ ciągle prześladowały go wydarzenia z poprzednich kilku dni, które... były pełne Alexandra. Niesamowite jak jedna, błękitnooka osóbka była w stanie zmienić jego i całe jego życie w tak krótkim czasie. Doszedł więc do wniosku, że warto byłoby mu to wynagrodzić i zorganizować jakieś atrakcje, dzięki którym odegnali by nudę i spędzili więcej czasu razem. Czuł, że ciągle wie za mało o jego kruczowłosym aniele.

— Raphael! Simon! — Przywołał sługi myśląc, gdzie mógłby zabrać czarnowłosego.

— Tak, książę? 

— Sprawdźcie czy staw w ogrodzie jest bezpieczny na tyle, by można go było użyć jako lodowiska.

Simon nagle stał się podekscytowany bardziej niż zazwyczaj, a jego orzechowe oczy zaczęły błyszczeć ciekawsko.

— Czyżby randka z pewnym niebieskookim bóstwem, mój panie? — Zachichotał i wyszczerzył się.

Santiago równie zawstydzony komentarzem dzieciaka, co jego pan, natychmiast przywołał go do porządku.

Mios dio, to nie twoja sprawa, ty wścibski bachorze. Idziemy!

Aye, kapitanie.

Bane odetchnął głęboko wznosząc oczy ku niebu i ruszając w stronę niegdyś zawalonej strzępami materiałów i gruzem skrzyni, teraz przyciągającej wzrok dzięki złotym, lśniącym ornamentom na jej pokrywie. Schylił się powoli i uchylając wieka wyciągnął parę czarnych łyżew ze srebrnymi, zadbanymi płozami, tak jakby nie zostały dotknięte przez upływ czasu. Zielonooki z nostalgią wspominał czasy, kiedy matka uczyła go jak poruszać się po lodzie. Miał nadzieję, że teraz nauczy tego Alexandra. Jeśli ten będzie chciał.

Parę minut później Simon zameldował, że nie ma przeciwwskazań, żeby wejść na lód, więc jego randka będzie bezpieczna. Strasznie przy tym chichotał, musi potem zapytać Santiago, czy to nie jest przypadkiem jakaś choroba.

Nim się obejrzał stał pod pokojem wyżej wspomnianego i już unosił rękę by zapukać, kiedy drzwi się uchyliły i trafił w pustkę.

— Magnus? — Alec uniósł lekko zaskoczone spojrzenie na twarz przybyłego, która pogrążona była w zamyśleniu i zmarszczył brwi w zmartwieniu. — Wszystko w porządku? Och! Czy to łyżwy?

Książę-bestia nagle przebudził się z letargu i utonął w niebieskich tęczówkach po raz wtóry.

— Um, nie. To nic, chciałem zapytać czy nie miałbyś może ochoty... Nauczyć się jazdy na łyżwach. Za zamkiem, w ogrodzie jest niewielki staw, wystarczająco duży żeby można było swobodnie po nim jeździć, a lód jest równy więc pomyślałem, że być może, ale jeżeli nie chcesz to w porzą...

— Oczywiście. Teraz? — Przerwał ten słodki w jego mniemaniu słowotok Lightwood, i uśmiechnął się ciepło.

— Tak. Tak, jeśli chcesz. — Zmieszał się Magnus. Podniósł potężną łapę i podrapał się po karku, spuszczając wzrok na podłogę, mimo ich znaczącej różnicy wzrostu.

— Zaczekaj, wezmę tylko płaszcz i możemy iść. 

— W porządku... — Odchrząknął i oparł się o ścianę na przeciwko drzwi. Ale ze mnie dureń - pomyślał. 

****

Paręnaście minut później, Magnus musiał przyznać się do porażki. Alexander jeździł niczym zawodowiec, więc nici z jego planu trzymania go za rękę, ustawiania w odpowiednich pozycjach i łapania przy upadkach. Cholera, to był na prawdę dobry plan!

Beauty & Bane | MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz