♧11 - Podarunek♧

569 55 7
                                    

Skoro Lightwood postanowił zostać w zamku, uznał, że wykorzysta ten czas jak najlepiej jak tylko będzie mógł. Pierwszym co zrobił było skontrolowanie stanu Bestii. 

Mimo, że sam nie czuł się jeszcze najlepiej po przeziębieniu, ubrał się i po cichu usiadł na brzegu łóżka, tuż obok gospodarza, który leżał na wielkim łożu pogrążony w głębokim śnie. Dzięki temu mógł spokojnie obejrzeć jego rany i ocenić, jak się goją. 

Minęło kilka dni, od kiedy uratowali siebie nawzajem, a dzięki opiece niebieskookiego większość uszkodzeń ciała Bestii szybko się goiła. Tamtego dnia obudził się, będąc wtulonym w pewne ciepłe ramię... Jeszcze nigdy nie wstał tak szybko. I jeszcze nigdy nie był tak zawstydzony. 

Mimo, że regularnie trzeba było zmieniać opatrunki na większych i głębszych ranach, bo wymagały znacznie więcej czasu, by się zasklepić. Było więcej niż pewne, że zostaną po nich blizny, ale wolał nie mówić tego Bestii. Przyglądając się księciu, czuł przypływ sympatii i współczucia oraz żalu, że musiało go to spotkać. Jego dusza miała już wystarczająco dużo blizn z przeszłości. Uznał, że kolejne, tym razem na skórze, były nie w porządku.

Chłopak westchnął. Z pewnością nie pomoże mu, jeśli zacznie się nad nim użalać i mu współczuć. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia. Tak jak się spodziewał, nie dostrzegł niczego co mogłoby dostarczyć mu choć odrobiny rozrywki. Zaczął więc nucić swoją ulubioną piosenkę.

Po jednej zwrotce, która wyszła tragicznie, szybko zrezygnował z tego pomysłu, gdyż chore gardło mocno dawało mu się we znaki. Spróbował więc zarecytować cicho pierwsze co wpadło mu do głowy.

Ma miłość jest jak róży krew,
Krew róży w czerwca świt.
Ma miłość jest jak rzewny śpiew,
Melodii cudnej rytm.
W piękności twojej strojna blask,
Jak w łunę jasnych zórz,
Ma miłość przetrwa świat i czas,
Gdy dna już wyschną mórz.
Gdy wszystkich mórz dna wyschną w krąg,
Skał w słońcu zniknie ślad,
Wyciekną piaski z Czasu rąk...

Ku jego zaskoczeniu dołączył do niego niski, mruczący baryton Bestii:

Ma miłość przetrwa świat.

Z wrażenia oczy Alec'owi prawie wypadły z oczodołów. Nie spał. Nie spał i słyszał jak gada sam do siebie i śpiewa! Świetnie.

Spoglądał teraz na niego z wyrazem zaskoczenia na pokrytej sierścią twarzy.

— Znasz ten wiersz? — zapytał czarnowłosy przekrzywiając głowę w bok niczym zaciekawiony szczeniak.

Wiedział, że jego ton świadczy o niedowierzaniu, na dodatek czuł, że się czerwieni. Cholera by to! Był księciem, ale mimo wszystko Alec'owi nadal nie mieściło się w głowie, że leżąca przed nim włochata postać mogłaby mieć więcej klasy i ogłady niż większość mieszkańców jego miasteczka.

Bestia wzruszyła ramionami.

— Cóż, jako syn pary królewskiej otrzymałem wyśmienite wykształcenie. — wyjaśnił.

— Czy... Czy słyszałeś wszystko? — Alec zaczerwienił się jeszcze bardziej o ile to możliwe.

— Och, pytasz czy słyszałem twój słowiczy głos, nucący piosenkę o miłości? A później recytujący wiersz w tej samej... tematyce? — Książę-Bestia uśmiechnął się złośliwie ukazując kły. — Tak, słyszałem.  — wymruczał z satysfakcją w głosie. Jak również twoje słodkie pochrapywanie w nocy - dodał w myślach.

— Cholera. — niebieskooki czując że jest zawstydzony po koniuszki uszu, schował twarz w dłonie. — Ale wstyd.

— Czy ja wiem, sądzę, że całkiem dobrze ci szło.

Beauty & Bane | MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz