19. Sprawy się komplikują

376 30 12
                                    

Uwaga, rozdział jest długi! Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale na końcu... Nic więcej nie powiem. :P Miłego czytania!

19. Sprawy się komplikują

Około dwudziestu minut wpatrywałam się w niczego winne bilety, spokojnie leżące na biurku. Pozwalały one wejść na dzisiejszy, wieczorny koncert JD niemalże pod samą DJ-kę. Zastanawiałam się, czy Harry nadal ich potrzebował, skoro postanowił zmienić obiekt zainteresowań na... no, cóż, na mnie.

Uśmiechnęłam się.

Ale gdybym nie dała mu tych biletów, mógłby posądzić mnie o zazdrość albo o cokolwiek nieprzyjemnego? Wyglądałoby to tak, jakbym to ja nie chciała, żeby widział się z JD. To znaczy ze mną. To znaczy z JD, którą jestem ja, ale o tym nikt nie wie...

Kurwa, sama zaczynałam się gubić.

– Okej, Julie, spokojnie. – Wzięłam głębszy oddech. – Dasz mu te bilety i zobaczysz, co powie. Tak. Tak właśnie zrobisz.

– Dobrze się czujesz?

Głos Samanthy sprawił, że podskoczyłam.

– Nie wiedziałam, że tu jesteś.

– Mieszkam tu.

– No, tak, ale myślałam, że gdzieś poszłaś – wyjaśniłam, marszcząc czoło.

– Już wróciłam. – Sam pokręciła głową i wywróciła oczami. – Wyglądałaś jak posąg, gdy tak stałaś i patrzyłaś. Prawie w ogóle nie mrugałaś.

Odchrząknęłam, czując się jak idiotka. Musiałam przestać popadać w zbyt głębokie zamyślenia, ale czasami to było silniejsze. Gdy się czymś zafascynowałam, ciężko było wrócić do rzeczywistości bez wyraźnego bodźca.

– Mogłaś coś powiedzieć albo przynajmniej mnie szturchnąć.

– Nie chciałam psuć zabawy – zaśmiała się nieco wrednie, po czym bez dalszego słowa zamknęła się w łazience. Chwilę później usłyszałam szum lejącej się wody.

Po raz ostatni rzuciłam biletom zamyślone spojrzenie i postanowiłam pójść za wewnętrznym głosem. Schowałam je do kieszeni, przebrałam dresy na jeansy, zarzuciłam sweter i wyszłam z pokoju. Parę razy zastanawiałam się nad powrotem, ale nie należałam do tchórzy, więc niecałe pięć minut później zapukałam do drzwi bractwa Alfa Phi.

Otworzył Zayn.

– Jesteś jedyną osobą, która tu puka, Butler.

– Cześć, ciebie też miło widzieć – przywitałam się, przestępując z nogi na nogę. – Po prostu jestem jedyną kulturalną osobą, która chce wejść do waszego pałacu.

Malik parsknął śmiechem, jednocześnie przepuszczając mnie w drzwiach. Od imprezy, na której zgadaliśmy się, by uprzykrzyć wieczór Stylesowi, traktowaliśmy się o wiele milej. A przynajmniej nie dochodziło już do wyzwisk i potyczek słownych.

– Harry u siebie? – spytałam, kierując się ku schodom.

– Chyba tak. Nie przypominam sobie, żeby gdzieś wyłaził – odpowiedział Zayn, po czym zniknął w kuchni.

Wzruszyłam ramionami i zaczęłam wspinać się na piętro.

Zanim zdążyłam zastanowić się, co takiego powiem Harry'emu, jak na złość akurat on musiał zagrodzić mi drogę. Zmierzyłam spojrzeniem sylwetkę chłopaka, jego mokre włosy, z których kapały kropelki wody, luźne dresy opuszczone nisko na biodrach i ewidentny brak koszulki. Na bank się zaczerwieniłam, bo Styles roześmiał się wesoło, choć nieco gardłowo.

Zamaskowana // h.s ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz