22. Tatusiu!

304 16 2
                                    

Zapraszam na kolejny rozdział, moje drogie. :) Następny, uprzedzając pytania, (około) w drugim tygodniu lipca. Czekam na Wasze opinie!

22. Tatusiu!

Jak ostatnio codziennie, w niedzielny ranek także siedziałam w szpitalu na krześle przed łóżkiem taty. Najpierw próbowałam skupić się na czytaniu książki, potem starałam się zmiksować nową piosenkę, ale na niczym konkretnym nie potrafiłam się skupić. W tyle głowy ciągle myślałam o wczorajszym liście od dziekana, który wnioskował o wydalenie mnie ze studiów, usunięcie z akademika oraz zabranie stypendium.

Postanowiłam bezzwłocznie udać się jutro do dziekana i próbować naprawić sytuację. Byłam skłonna zrobić wszystko, nawet błagać na kolanach, żeby nie zostać wydaloną. W myślach układałam nawet plan tego, co powiem i jak wyjaśnię sytuację na moją korzyść. Oczywiście, planowałam powiedzieć prawdę, że potrzebowałam wolnego od nauki, by zebrać pieniądze na operację ojca, ale bałam się, jak dziekan ją przyjmie.

Westchnęłam, rozsiadając się bardziej w krześle.

Dopiero teraz zorientowałam się, że siedziałam niemal wyprostowana jak struna.

Do salki weszła pielęgniarka, Olivia, zmienniczka Patrici, i uśmiechnęła się lekko.

– Cześć, Julie – zagadnęła, sprawdzając kartę pacjenta i spisując jakieś dane z aparatu, do którego tata był podłączony.

– Dzień dobry.

– Jak się trzymasz?

– Jakoś. – Wzruszyłam ramionami.

– Będzie już tylko lepiej. Sądząc po wynikach twojego taty, ich stabilności, myślę, że lekarze zaczną go wybudzać już za dwa, może trzy dni.

– Naprawdę?

Była to pierwsza, dobra wiadomość od wczorajszego popołudnia.

– Tak mi się wydaje. No, cóż, trzeba się modlić.

Kiedy wyszła, ja znów opadłam na oparcie. Przymknęłam oczy, próbując dać odpocząć umysłowi. Od nadmiaru myśli rozbolała mnie głowa. Nie wiedziałam, ile czasu tak siedziałam, dopóki nie poczułam burczenia w brzuchu. Zaczynając zastanawiać się nad wyższością sałatki ze szpitalnej restauracji nad kanapką w moim plecaku, poczułam dziwne poruszenie.

Czy mi się wydawało, czy tata ścisnął dłoń w pięść?

Natychmiast zerwałam się z krzesła i zajęłam miejsce na łóżku.

– Tato? – spytałam pełna nadziei. Odpowiedziała mi jednak cisza. – No, tak, chyba mam już jakieś zwidy. To pewnie z głodu.

Sięgnęłam po plecak w celu znalezienia portfela, gdy nagle zdębiałam.

– Ju-julie? – zachrypnięty głos wypowiedział moje imię. Otworzyłam szeroko buzię, odrzuciłam plecak na ziemię i patrzyłam wprost na tatę. Miał lekko zmarszczone czoło, zmrużone oczy, a na twarzy grymas.

– Tatusiu!

Zrzuciłam się w jego ramiona, płacząc ze szczęścia i niedowierzania.

– Ju-julie? To – odchrząknął, a głos miał słaby – to naprawdę ty?

– Tak, tatusiu, to ja – powiedziałam, uśmiechając się jak wariatka. – A ty nie umarłeś. Ty żyjesz! Och, tatku!

Nie potrafiłam powstrzymać emocji, tak wielkie szczęście we mnie uderzyło. Rozpłakałam się na dobre, chowając twarz w dłoniach. Tata się obudził! Mogłam z nim porozmawiać! Mogłam usłyszeć jego głos i – co najważniejsze – mógł mnie przytulić!

Zamaskowana // h.s ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz