17.

120 10 1
                                    

W jej okularach zobaczyłam swoje odbicie. To nie mogłam być ja. To na pewno nie byłam ja.

Momentalnie ucichłam, by móc przyjrzeć się swojemu odbiciu. Blada skóra pokryta mnóstwem blizn, czarne, długie włosy okalające moją twarz, tunel znajdujący się w lewym uchu i kolczyki w wargach, mocno wysuszonych wargach. Momentalnie znów zaczęłam krzyczeć, na co pielęgniarka krzyknęła coś w stronę drzwi, kiedy mi przez szarpanie się udało się wyrwać z pasów. Nim się spostrzegłam wybiegłam z pokoju wpadając na nieznajomy mi korytarz. Nie miałam pojęcia gdzie biec, więc chwilę rozglądając się na prawo i lewo ruszyłam w stronę, gdzie korytarz wydawał mi się być dłuższy. Czym prędzej biegłam ile sił w nogach, jakby gonił mnie jakiś rozwścieczony tygrys. Słyszałam swój oddech, jak i szybkie bicie mojego serca przeplatające się z dźwiękiem moich nóg odbijających się od podłoża, jak i zbliżających się kroków psychiatry. 

Dobiegłam do jakiegoś zakrętu, gdzie szybko zahamowałam i popędziłam dalej. W końcu dobiegłam do ślepego zaułka. Nie wiedząc co zrobić wbiegłam w najbliżej znajdujące się drzwi. Niestety mimo szarpania klamki, nie drgnęły ani o milimetr. Kątem oka zauważyłam personel będący już tylko około kilku metrów dalej.

- Nie zbliżaj się do mnie, potworze! - Wykrzyknęłam nadal próbując otworzyć drzwi - Nawet nie próbuj do mnie podchodzić! - Krzyczałam dalej, wycofując się wgłąb korytarza.

Niestety po chwili zaczęło kręcić mi się w głowie i robić czarno przed oczami. Straciłam równowagę i mdlejąc łupnęłam głową o ziemię.

***

- Teraz zachowujesz się jeszcze gorzej ode mnie! - Usłyszałam z lustra stojącego przede mną. Chwilę później znów ją widziałam. Jednak, spodziewałam się czarnowłosej dziewczyny o bladej cerze, jednakże w lustrze zobaczyłam siebie - Co? Nie podobam ci się? Przecież teraz wyglądam o wiele bardziej przyjaźnie, nie sądzisz? - Zaśmiała się perfidnie

- Oddaj mi moje ciało do jasnej cholery! - Krzyknęłam uderzając pięścią w szkło

- Twoje ciało? Przecież ono jest nasze, skarbie! - Puściła mi oczko zarzucając włosami - Przecież jesteśmy jedną osobą, możemy czasami zamienić się wyglądem, nieprawdaż? 

Obok mnie zobaczyłam inne, tym razem normalne lustro. Odbijałam się w nim ja, czy może ona? Pierwszy raz zobaczyłam przerażenie na jej twarzy. A może to była moja twarz? 

- Tak, to jesteś ty, skarbie! - Zachichotała niszcząc moje wszelkie wątpliwości - Teraz możesz być pewna, że jesteśmy jedną i tą samą osobą! - Znów się zaśmiała, tym razem nieprzerwanie, a po chwili wszystko dookoła zaczęła przykrywać czerń 

***

Widziałam je... Wspomnienia... Należały do mnie? Nie znałam tych ludzi... Jannet, Nozomi... Zginęły na moich oczach... Przecież były mi zupełnie obcymi, nic mnie nie obchodzącymi osobami... Nie... One były dla mnie ważne... One zginęły przeze mnie... Przecież ty ich nie zabiłaś do jasnej cholery! One zginęły z mojej winy! Powinnam umrzeć, by odpokutować za ich śmierć! 

***

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy znów zapięta w pasy. Okropny ból gardła nie pozwalał mi na wyduszenie z siebie choćby żadnego dźwięku. Znów byłam w tym małym, białym pokoiku z jedną szafka, na której leżały leki. Nie pamiętałam prawie nic z tego, co działo się wczoraj. Pamiętałam tylko mój sen... a może to nie był sen? Może to działo się naprawdę? Czy one naprawdę zginęły z mojej winy? Przecież nigdy nikogo takiego jak Jannet, czy też Nozomi nie znałam...

Kilka minut po moim przebudzeniu do pokoju weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się ciepło na mój widok, na co ja tylko lekko się skrzywiłam. Kazała mi połknąć leki leżące na biurku, co grzecznie zrobiłam. Już nawet nie wiem ile dni tutaj spędziłam. Ten czas tak nie ubłagalnie mija. Może spędziłam tutaj już kilka miesięcy, a może zaledwie dwa dni? Chciałabym, by wisiał tutaj kalendarz, w którym byłoby zapisane ile dni już tutaj leżę.

Piguła zadała mi jakieś pytanie, lecz widząc moje trudności z wydobyciem z siebie słów otworzyła jedną z szuflad szafki i podała mi jakąś tabletkę, mówiąc, że to na gardło.

Zabawne. Ile już czasu nie brałam takich normalnych leków na kaszel, katar, gorączkę? żyję o samych psychotropach od których wyglądam jak totalny szkielet, ponieważ przez nie nie mam prawie żadnego apetytu i strasznie schudłam. Pomyśleć, że kiedyś to ciałko zdobywało bramki na meczu.

Po około trzech godzinach ciągłego wpatrywania się w sufit i wspominania mojego snu pielęgniarka wróciła i spytała się mnie o kilka mało istotnych rzeczy. Na praktycznie każde pytanie odpowiadałam przecząco w głębi duszy zastanawiając się, czy wymyśla te wszystkie historyjki. Ja naprawdę coś takiego zrobiłam? 

***

Dwa dni minęły i rozpięto mnie z pasów. Siedzę teraz na fotelu w gabinecie członka BTS i jak to ze mną bywa wpatruję się w kwiatka na jego biurku. Blondynek opowiada mi o wszystkim co zrobiłam na przestrzeni ostatnich kilku dni. Podobno próbowałam go udusić, ostro krzyczałam, uciekałam z pasów i jeszcze więcej się darłam. Jednak wariatkowo zmienia człowieka w wariata. 

Spojrzałam na psychiatrę pytającym wzrokiem, kiedy zaczął opowiadać o śmierci Fudou. Na dźwięk jego imienia poczułam dziwny skręt w żołądku i cichy szept w mojej głowie. Jakobym już pomściła jego śmierć, jednakże nie wystarczająco. Nie powiem, jest mi z tego powodu cholernie smutno, lecz psychotropy totalnie wyprały mnie z emocji i nie jestem w stanie ani się uśmiechnąć, ani zapłakać. Zupełnie nie okazuję już emocji zewnętrznie, chociaż wewnętrznie bardzo dobrze je odczuwam. 

***

Po kolejnych dwóch dniach wróciłam na oddział, a przez moje wybryki mój pobyt został wydłużony o dwa kolejne tygodnie. Po śniadaniu na którym nie mogłam dopatrzeć się Fubukiego pędem pobiegłam do łazienki w stronę lustra. Zupełnie jakby przyciągała mnie tam jakaś siła wyższa, jakby kazała mi zobaczyć co zobaczę w lustrze.

Tam też nie zobaczyłam swojego odbicia, jednak czarnowłosą dziewczynę o bladej cerze z kilkoma kolczykami na twarzy i wokół niej. Włosy przechodziły od połowy w kolor czerwony i wydłużyły mi się, sięgając obecnie do pasa. Gdyby wyjąć kolczyki, wyglądałabym zupełnie jak Ayane. Ten widok przysporzył mnie o ciarki. Miałam ochotę krzyczeć, błagać o pomoc, jednak coś w środku mówiło mi, by pod żadnym pozorem tego nie robić. Tak więc stałam przez dwie godziny przed lustrem w głowie kłócąc się sama ze sobą.

Ostatecznie jakoś udało mi się stamtąd wyjść i wybrać się na obiad. Tam też w końcu zobaczyłam Fubukiego, który od rana nie pokazywał mi się na oczy. Kiedy mnie zobaczył, w jego oczach mogłam zobaczyć... Strach? Przerażenie? Niepokój? Ale jednak widziałam w nich również iskrę ulgi.

Po chwili uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i jakby nigdy nic poszedł zagajając rozmowę.

Licznik słów: 1035

Data napisania: 10.05.19r

Fajnie mi się ten rozdział pisało. Prawie w stu procentach przemyślenia Aiko, aczkolwiek przy wracaniu do "normalności" trochę tych przemyśleń musiało być. Adachi w lustrze widzi Mizuki. Cóż, nie pozostaje wam chyba tylko nic innego, jak snuć teorie "dlaczego?", prawda? To tyle. Bayo!

PS. Wstawiam wam dzisiaj dwa rozdzialy, bo tydzień temu zapomniałam wstawić xD

Po właściwej stronie I Inazuma Elven [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz