34.

75 10 1
                                    

Moje licealne chwile mijają bardzo spokojnie i przyjemnie. Klasa zaakceptowała mnie, jako wybryk społeczny, znalazłam kilku znajomych, głównie przez moje opowieści z psychiatryka wzięte. Jednak nadal w głównej mierze zadaję się z Tsunamim. Bardzo dobrze zaczęliśmy się dogadywać i naszym codziennym rytuałem stało się jedzenie bento na dachu szkoły. A co do drugich śniadań, to brat bardzo zaangażował się w to, żebym coś jadła, bo wyszło, że mam anemię i sporą niedowagę. Cóż poradzę, że w wariatkowie karmią nas jak bydło?

Zasiadłam do biurka i jak codziennie na nowo przeczytałam listy od tajemniczego ratownika życia. Chociaż potrafię je już wyrecytować, wciąż i wciąż codziennie je czytam. Jakbym czekała, że coś się na nich zmieni, pojawi się jakaś podpowiedź. Samo to, że rozwikłałam gdzie znajduje się owa osoba niewiele mi daje. W końcu Kioto to nie jest mała wioska, którą zamieszkuje tysiąc mieszkańców. 

Z drugiej jednak strony, ten osobnik może tak naprawdę ciągle mnie śledzić, a to, że znajduje się w Kioto jest tylko przykrywką do tego, że ciągle mnie śledzi. To trochę przerażające. Jednak, hm...

Nie wiedzieć czemu napisałam krótka wiadomość na karteczce samoprzylepnej. Brzmiała ona: "Czy jest tutaj ktoś poza mną?". Wątpię, by ktoś mi odpisał, jednak coś wewnątrz mnie kazało mi to zrobić. Jako, iż codziennie mama przed pracą przychodzi do mojego pokoju podciągnąć rolety przykleiłam ją pod biurkiem. W końcu jeżeli mnie śledzi, będzie wiedział, jak może się ze mną skontaktować, prawda?

Chyba godzina pierwsza trzydzieści siedem w środku tygodnia mi nie służy, że wymyślam takie głupoty. No nic, najwyżej w szkole będę trupem. 

***

Obudziłam się bez budzika. Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam godzinę: 10:17. Cholera. Jak najszybciej wybiegłam z łóżka i pobiegłam do łazienki umyć zęby. Ze szczoteczką pobiegłam do pokoju gdzie zaczęłam szukać mundurka. Nie mogłam go znaleźć. W końcu okazało się, że leżał pod biurkiem. Zabierając ubrania przypomniałam sobie o karteczce, którą tylko zabrałam i wrzuciłam za stanik. No co? Przecież w spódnicy nie ma kieszeni. Oczywiście cały mundurek uwaliłam od pasty do zębów, ale wtedy niewiele mnie to obchodziło. Płucząc zęby po ich umyciu w pośpiechu uczesałam włosy i zabrawszy drugie śniadanie wybiegłam z domu.

Jeszcze wybrałam sobie szkołę na drugim końcu miasta. Najbliższy pociąg miałam za pięć minut, a stację dziesięć minut od domu. Nie ważne. Pierwszy raz w życiu biegłam tak szybko, nawet na w-fie nie starałam się tak bardzo, jak teraz. Oczywiście przy przejściu przez bramki przez mój pośpiech nie odczytało mi karty, co skutkowało oberwaniem w brzuch. Przedostałam się na peron i teraz było moje być, albo nie być z otwartymi drzwiami. Już widziałam, jak się zamykają, jednak moje nogi tylko przyspieszały tempa. Gdy już miałam wbiec do środka... Drzwi mnie przytrzasnęły. Ale dostałam się. To był pierwszy raz, kiedy przebiegłam maraton. 

***

- Aiko... Coś ci chyba wpadło do stanika. - Zwróciła mi uwagę jedna z dziewczyn w szatni na w-f.

Spojrzałam w dół i zobaczyłam tę karteczkę, którą ranu w pośpiechu tam rzuciłam i mentalnie uderzyłam się w czoło. Wyjęłam ją i rozłożyłam, a moim oczom ukazało się...

To samo, co napisałam wczorajszego wieczoru. Żadnej odpowiedzi. Z drugiej strony, czego ja się spodziewałam? Że tajemnicza osoba, która pomogła mi się nie zabić napisze mi odpowiedź? Ta, jasne. Chyba w kiepskim horrorze o duchach. 

No nic, spuściłam tylko karteczkę w sedesie i dopiero, kiedy wirowała w tej wodzie, zobaczyłam jakiś ślad długopisu po drugiej stronie. Padłam na kolana przed toaletą. No jak można być takim kretynem, żeby kartkę, na której miała znaleźć się odpowiedź od ducha wywalać do kibla?! No tylko ja! 

Po właściwej stronie I Inazuma Elven [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz