9.Stary Dziad

2.6K 95 7
                                    

Elektrownia była doszczętnie zniszczona wszędzie była straż pożarna, która gasiła pożar po wybuchu. Dookoła mnie leżały nieżywe potwory. W oddali było słuchać krzyki ludzi.  Jednak nie wszyscy byli ewakuowani, zapewne powiedziano tak by nie rozsiewać paniki. Zaparkowałam motor w ciemnej uliczce, nadal jest ciemno, żadnego światła tylko te od aut policji i straży. Nad moja głową latały roboty. Dwa z nich kierowały się w stronę czerwonego światła, w miejsce walki gdzie widziałam Wandę. Szybko ile sił w nogach ruszyłam w tamtym kierunku po drodze wyciągnęłam pistolet. Pobiegłam do niej i pomogłam rozwalać roboty.

-Cześć wszystkim! - powiedziałam do słuchawki, którą pamiętałam zabrać z wieży, bo wiedziałam, że oni też takie mają i tak łatwiej będzie mi się z nimi kontaktować.

-Samantha co ty tu robisz! Miałaś siedzieć w wieży!! - krzyknął Tony do słuchawki.

-Spokojnie nic mi nie będzie. Widziałam w telewizji, że sobie nie radzicie i postanowiłam pomoc.

-NIE! Nie wyzdrowiałaś, wracaj do wieży!

-Nie ma mowy,  zostanę pomóc!

W między czasie ciągle szczekałam w roboty i jakieś stwory, które nacierały że wszystkich stron.

-Przestańcie się kłócić. - powiedział kapitan- Tony niech Sam zostanie, bo faktycznie idzie nam słabo i każda para rąk się nam przyda, a ona i tak nie odpuści. Będziemy na nią uważać.

-Dobra już! Niech zostanie tylko uważać na nią!

I tak bym została, nawet gdyby mi  nie pozwolił. Walczyliśmy z robotami i z potworami. Jednak po chwili przyleciał wielki statek w kształcie pierścienia i wyszedł z niego jakiś duży potwór z jakimś mniejszym, który wygląda jak stary dziad. Stanęli w środku pola bitwy, ten mniejszy machnął ręką i wszystkie potwory i roboty znikły, zaczął mówić :

-Wysłuchajcie moich słów i radujcie się. Czeka was śmierć z rąk dzieci Thanosa wasze pozbawione znaczenia życie przyczyni się do zagłady, chyb...

-Ziemia jest dziś zamknięta pakuje się i wynocha! - krzyczał tata. Wszyscy zebraliśmy się w linii około 10 metrów od tego dziada.

-Wtargnęliście tu bez pozwolenia - mówi Kapitan. Tata stanów przede mną, żeby gdyby co mnie zasłonić.

-To znaczy spadać - Stark. Zaczął strzelać do tych potworów, a ten duży zaczął biec w naszym kierunku, ale tata z rękawa zrobił tarcze i nas obronił. Tak właśnie rozpoczęła się walka, znów wróciły potwory, które znikły na chwilę gdy pojawił się statek. Walczyliśmy bez wytchnienia. Strzelałam teraz tylko pociskami, które rozpuszczają i wybuchają te zwykłe nie działały na te stwory.
Po jakiś 30 minutach walki wszędzie były nieżywe potwory, a my byliśmy wyczerpani. Kilka sekund później Tony wylądował z wielkim hukiem na ścianie, kawałki zbroi się odczepiły, miał cała twarz w krwi, było widać po nim, że długo nie da rady był bardzo zmęczony i obolały. Potwór już chciał go zabić, ale w ostatniej chwili zauważyłam go i szczeliłam w niego serią pocisków, a on się rozsypał. Jak najszybciej podbiegam do taty i pomogłam mu wstać, choć nie byłam w lepszym stanie, cała zakurzona i zmęczona, z licznymi małymi ranami. Gdy podnieśliśmy się z ziemi pojawił się ten dziad i zaczął mówić :

-Mieszkańcy ziemi a w szczególności Avengers, w imieniu Thanosa mówię wam, żebyście dali nam wszystkie kamienie nieskończoności jakie macie w posiadaniu a jak nie to zabije cała populację ludzką zaczynając od was. Nawet jak będziecie gdzieś indziej znajdę was. Macie na to tydzień. Równo za siedem dni przybędzie tu Thanos osobiście je od waz odbierze, lub was zabije, to wyłącznie wasz wybór. Wybierzcie mądrze i do zobaczenia wkrótce!

I zniknął wraz ze statkiem i potworami....

Iron GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz