31. Za daleko

718 47 4
                                    

Nie ma nic bardziej demotywującego niż śnieżyca o siódmej rano, kiedy trzeba jechać na zajęcia, myślał Filip, jadąc ulicą Marszałkowską nie więcej niż czterdzieści na godzinę. Jeszcze wczoraj było tak ładnie, świeciło słońce, delikatnie prószył śnieg, a dzisiaj? Gdy rano wstał i zobaczył, co dzieje się za oknem, miał ochotę wziąć lewe zwolnienie. Wiedział jednak, że nie może sobie na to pozwolić, ponieważ profesor Górski zapowiedział na dziś wejściówkę z historii powszechnej XIX wieku, a Filip nie chciał mieć zaległości.

- Niezła fura - usłyszał, kiedy wysiadł z samochodu. Zobaczył kilka metrów dalej uśmiechniętą Dagmarę i od razu przypomniał sobie rozmowę z Katą. Zmrużył oczy i najchętniej kazałby Dagmarze spadać, ale nie chciał też zachowywać się jak gówniarz - przecież jemu osobiście nic złego nie zrobiła.

- Dzięki - odparł z krzywym uśmiechem. Zamknął drzwi i zaczął rozglądać się po parkingu w poszukiwaniu kogoś znajomego, ale na próżno - niewielu studentów miało własny samochód, większość dojeżdżała ZTMem lub chodziła piechotą. Filip szybko wyminął Dagmarę, mając nadzieję, że na tym ich rozmowa się skończy, ale już parę sekund później usłyszał za plecami:

- Hej, poczekaj - dogoniła go i zrównali kroku. - Nauczyłeś się na wejściówkę?

- Wydaje mi się, że tak - wzruszył ramionami, wyciągając z kieszeni płaszcza papierosy. Dagmara patrzyła wyczekująco, jak wyciąga jednego z paczki, jednak Filip ani myślał jej poczęstować.

- Chyba się nie wyspałeś, co? - zapytała.

- Niezbyt - raper wypuścił dym z ust i wyciągnął telefon, żeby dać jej do zrozumienia, że nie ma najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Niestety, nawet to jej nie zniechęciło. Niemniej jednak temat, jaki teraz poruszyła zupełnie wytrącił go z równowagi:

- Idziesz pewnie na imprezę do Katy?

- No... tak - odparł Filip, patrząc na nią, za co skarcił się w myślach, ponieważ nie chciał podtrzymywać z Dagmarą jakiejkolwiek rozmowy, a teraz pokazał jej,  że jest inaczej.

- Mnie nie zaprosiła - powiedziała ze stoickim spokojem, patrząc przed siebie. Westchnęła. - Ale mogłam się tego spodziewać.

Ja też, pomyślał Filip, jednak nic nie powiedział. Dzieliło ich ledwie kilka kroków od wejścia do budynku i miał nadzieję, że zaraz uda mu się jakoś ją spławić. Na szczęście, okazja nadarzyła się, gdy tylko zostawili kurtki w szatni, bowiem Dagmara poszła jeszcze przed zajęciami do toalety. Wychodząc z szatni, Filip natknął się na Katę.

- Jezu - szepnął wystraszony.

- Kolaborujesz z wrogiem? - patrzyła na niego gniewnie.

- Zamieniliśmy może ze dwa słowa - wywrócił oczami i ruszył w stronę sali, gdzie miały się odbyć zajęcia z łaciny. Kata ruszyła za nim.

- Dwa słowa? Nie rób ze mnie idiotki, przecież was widziałam - powiedziała zdenerwowana. Filip zatrzymał się.

- Czekaj, to ty nas widziałaś? - spiorunował ją wzrokiem. - Dlaczego nie podeszłaś, nie zawołałaś mnie, nie zadzwoniłaś, cokolwiek?

- Bo chyba fajnie wam się rozmawiało, co?

- Nie żartuj - wywrócił oczami. Chwilę później zatrzymali się przy automacie do kawy. - Modliłem się, żeby dała mi spokój albo żeby zdmuchnęła ją śnieżyca.

- To dlaczego jej nie olałeś? - Kata rozłożyła ramiona. - Jesteś facet czy pizda?

- Miałem tak bez powodu kazać jej spierdalać? To by było czyste chamstwo, bycie facetem nie ma tu nic do rzeczy - pokręcił głową i wrzucił do automatu monetę dwuzłotową. Niżej wyskoczył zielony kubek, który chwilę później zaczął napełniać się czarną kawą. Kata oparła się o automat i zaczęła bacznie przyglądać się przyjacielowi.

Sto tysięcy książek || Taco HemingwayWhere stories live. Discover now