8

939 69 3
                                    

Miną już tydzień, od kiedy wróciła do normalnego życia. Dzień w dzień dostaje bukiety czerwonych róż, żaden z nich nie zawiera wiadomości, ale ja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, od kogo są. Jeśli myśli, że w ten sposób mnie przeprosi, to jest w błędzie, jeszcze bardziej mnie tym wkurza. Mama odkąd przyszedł pierwszy bukiet, suszy mi głowę o to od kogo one są, przecież nie powiem jej, że brat Lisette próbuje mnie przeprosić za to, że prawie mnie udusił.

Tabletki, które biorę, przynoszą zamierzony efekt, w tydzień schudłam te 4 kg, z czego mama jest zadowolona i stwierdziła, że jak schudnę jeszcze 4 kg, to już w ogóle będzie super. Chyba trochę nie podzielam jej zdania, teraz ważę 54 kg co przy moim wzroście, daje sporą niedowagę, a kiedy schudnę jeszcze bardziej, to będę wyglądać jak anorektyczka. Jednak obiecałam jej, że się postaram, nie chcę, żeby była na mnie zła, dlatego siedzę cicho i dalej biorę te tabletki, nawet bez ćwiczeń chudnę dość szybko.

- Lara znowu kwiaty dla ciebie i jakaś paczka - krzyczy z holu Rose, razem z rodzicami siedzę w salonie, ojciec jest pochłonięty pracą, a mama opowiada mi o jakiejś nowej sesji, słabo jej słucham, nie interesuje mnie to, co będę robić, wystarczy tylko, że ona jest zadowolona. - Naprawdę nie wiesz, kto ci je wysyła? - pyta Rose wchodząc do salonu, kwiaty kładzie na stole i podaje mi paczkę. Obracam kartonik w dłoniach, boję dowiedzieć się co jest w środku.

- No, otwórz - ponagla mnie matka - Chyba że wiesz, co tam jest i nie chcesz nam pokazać? - pyta, kiedy dalej się waham i zabiera mi paczkę. Rozrywa opakowanie i wyciąga ze środka pudełko, w jakim chowa się biżuterie, kiedy go otwiera, naszym oczom ukazuje się piękna kolia z czerwonymi diamentami - Ktokolwiek to jest, to na pewno ma dużo pieniędzy - mówi z uznaniem, wyciągając naszyjnik - Jest naprawdę piękny - zachwyca się.

- To sobie go weź - mówię zła i wstaje, ale chyba za szybko, bo kręci mi się w głowie.

- W porządku? - pyta Rose, chwytając mnie za ręce - Ręce ci się trzęsą - mówi, przestraszona moim stanem, za to matka jest tak zachwycona tym naszyjnikiem, że nawet nie zauważ, że cos jest nie tak, tata tylko odrywa wzrok od laptopa i patrzy na mnie.

- Może idź się połóż - sugeruje tata i wraca do pracy.

Żeby to było takie proste, od kilku dni nie mogę spać i cały czas boli mnie głowa, a teraz jeszcze te zawroty głowy i drżenie rąk. Może to wina tych tabletek, ale przecież nie przestanę ich teraz brać, nie teraz kiedy mama wreszcie mnie chwali i jest ze mnie dumna.

A co do Rydera to nie pozwolę mu odkupić win za pieniądze.

Kiedy rano schodzę na dół po kolejnej nieprzespanej nocy, czuje się jeszcze gorzej niż wczoraj, do bólów głowy doszedł ból w klatce piersiowej. Naprawdę nie wiem, co się dzieje. Przecież te tabletki, są bezpieczne, tak napisali na stronie. Zanim je zamówiłam, przeczytałam kilka wypowiedzi na forum i wszyscy je chwalili. Nikt nie pisał o objawach, które teraz mam. Może to tylko zdenerwowanie, bo dziś do szkoły Lisette ma przywieść Ryder.

- Proszę, śniadanie zgodne z twoją dietą - mówi Rose, uśmiechając się.

- Nie jestem głodna - mówię tylko i idę do salonu do mamy, która akurat przegląda jakieś strony spa. A jej szyje zdobi kolia, która przysłał dla mnie Ryder, pewnie byłby niepocieszony, gdyby się dowiedział. Nie zamierzam przyjmować od niego żadnych prezentów, a już tym bardziej się z nim spotkać. - Mamo, mogę jechać dziś do szkoły sama? No, bo wiesz, dostałam ten samochód trzy miesiące temu, a nadal sama nigdzie nim nie jechałam. - mówię słodkim tonem.

- Jeśli chcesz, tylko uważaj - mówi i wraca. - Jadę do hotelu ze SPA, wracam dopiero za tydzień, więc na sesje jedz sama albo niech kierowca cię zawiezie. - mówi i uważnie mi się. - Dobrze się czujesz, masz sine worki pod oczami? - pyta, a ja jestem szczerze zdziwiona, ona nigdy się o mnie nie martwiła.

- Tak, po prostu źle spałam - odpowiadam.

- Zakryj to jakoś, wyglądasz okropnie - odpowiada i wychodzi, a jednak nic się nie zmieniło.

Nie korzystam z jej rady, tylko od razu kieruję się do garażu, podchodzę do samochodu, który dostałam od ojca za dobre wyniki w nauce. Jest to białe BMW i8 z elementami czarnego i niebieskiego, ten samochód jest niesamowity. Wsiadam do auta i wyciągam z torebki tabletki, facet, który mi to sprzedał, pisał, że po kilku dniach należy zwiększyć dawkę, więc łykam dwie tabletki i ruszam do szkoły. Po drodze wlokę się, jak tylko się da, byle tylko nie zastać Rydera, ale jak zawsze oczywiście nic nie idzie tak, jak chce, bo kiedy wjeżdżam na parking, on tam jest. Stoi z Lisette oparty o samochód, ma na sobie garnitur, wygląda cholernie dobrze. Wiem, że jeśli długo będzie naciskał, to zgodzę się na wszystko. Zanim wysiadam, zakładam na sos okulary przeciwsłoneczne, żeby nie było widać tych sińców pod oczami.

- Od kiedy jeździsz sama? - pyta Lisette.

- Tak wyszło. Możemy iść ? - pytam i ruszam w stronę szkoły, ale powstrzymuje mnie ręka zaciskająca się na moim ramieniu.

- Larysa, możemy porozmawiać? - pyta Ryder, kiedy się do niego odwracam.

- Nie - odpowiadam, wyszarpując ramię - Lis chodźmy już - mówię i próbuję ciągnąć ją za rękę do szkoły, jednak ona się nie rusza.

- Wysłuchaj go, proszę - mówi błagalnym tonem.

- Co? - pytam, nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi, chyba jej nie powiedział.

- Lisette wiem - odpowiada Ryder i podchodzi bliżej mnie, a ja się cofam tak, że w końcu stoją oparta o samochód, nagle znajduje się tak blisko, jak wtedy, a mnie zalewają wspomnienia, czuje jak do oczu, napływają mi łzy i zaczynają się trząść ręce.

- I ty jeszcze go bronisz? Po tym, co mi zrobił? - pytam ją z wyrzutem, Lisette jednak nic mi nie odpowiada, za to odzywa się Ryder.

- Larysa, to co się wtedy stało, nigdy więcej się nie powtórzy - mówi spokojnie, a ja zaczynam czuć się jeszcze gorzej, znowu zaczyna boleć mnie głowa i klatka piersiowa i w dodatku jeszcze robi mi się niedobrze.

- Niepowtórny się, bo więcej się nie spotkamy - mówię i próbuję mu się wyrwać, żeby iść do łazienki, bo mam wrażenie, że zwymiotuję, ale mnie nie puszcza.

- Lara, proszę cię. - błaga i chyba dalej coś mówi, ale nie słucham, bo zaczyna robić mi się słabo, zaczyna mi szumieć w uszach, ból w klatce się nasila. Osuwam się po drzwiach samochodu, bo czuję, że zaraz zemdleję. Ból w klatce tylko się nasila, a serce wali mi tak mocno, że zaraz chyba połamie mi żebra.

Czuję czyjeś ręce na swoich kolanach, ale nie mam siły zareagować, opieram się głowa o samochód i ściągam okulary, bo przed oczami pojawiają mi się czarne plamy.

- Lara, co się dzieje? - słyszę mieszające się ze sobą głosy Rydera i Lis. - Lara.

- Boli. - tylko tyle udaje mi się powiedzieć, bo przez moją głowę przechodzi silny pulsujący ból.

***

Przez ostatni tydzień układałem sobie w głowie scenariusz tej rozmowy, ale ani przez chwile nie myślałem, że tak będzie ona wyglądała.

- Lara, co się dzieje? - pytam po raz kolejny, ale już nie uzyskuje odpowiedzi. - Jedziemy do szpitala. - mówię do Lisette i pomagam podnieść się Larze, ale kiedy tylko stawiam ją na nogach, opada bezwładnie w moje ramiona, dopiero teraz czuje, że jest cała rozpalona, biorę ją na ręce i idę do mojego samochodu. Układam ja na tylnym siedzeniu, a Lisette siada obok.

- Zadzwoń do jej rodziców - mówię kiedy ruszamy spod szkoły, Lisette grzebie w jej torebce, a ja wyjeżdżam z terenu szkoły.

- Ryder - mówi Lisette - Znalazłam jakieś tabletki, nie mają żadnej etykiety. - mówi i podaje mi opakowanie, obracam pojemnik w dłoni, kiedy Lisette dzwoni do jej ojca. Co to są za tabletki?

- Jej ojciec będzie za godzinę, bo jest po drugiej stronie miasta. - mówi - Ryder szybciej ona jest cała rozpalona.

W lusterku widzę, że jej ciało zaczyna drżeć, a Lisette zaczyna panikować.

- Uważaj, żeby w nic się nie uderzyła i nie panikuj, będzie dobrze - instruuję ją i przyspieszam.

Musi być dobrze, jej nie może się nic stać.

___________________________________________

Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania.

UnperfectWhere stories live. Discover now