4. Słuchać serca, czy swoich mocy?

209 12 1
                                    

*Franky*

Przyszłam dzisiaj do szkoły trochę zaspana, ponieważ w nocy grupka przestępców zorganizowała napad na nasze muzeum, więc interweniowałam jako Świetlna Plazma. Ponieważ dawno nie było żadnych napadów, przy których byłam potrzebna, sądziłam, że bandyci postanowili dać sobie spokój, a tu taka niespodzianka. Byłam tak pochłonięta rozpamiętywaniem tego, co się wydarzyło ubiegłej nocy, że nie zauważyłam, jak ktoś do mnie podchodzi i łapie mnie za rękę. Odruchowo powaliłam owego napastnika na ziemię, posiłkując się przy tym telekinezą. 

- Franky, co ci takiego zrobiłem, że serwujesz mi takie powitanie? - spytał Johny, podnosząc się z ziemi. Ja to też jestem udana. 

- Wybacz kochanie. - posłałam chłopakowi przepraszające spojrzenie, po czym za pomocą telekinezy podniosłam go do pozycji stojącej. - Wczoraj grupka złodziei dzieł sztuki napadła na nasze muzeum i stąd u mnie taki nagły odruch samoobronny. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam. 

- Nie ma sprawy. Będąc chłopakiem superbohaterki, powinienem liczyć się z tego typu konsekwencjami. 

- Na pewno nie musisz iść do higienistki? Rzuciłam tobą dosyć mocno. 

- Nic mi nie jest, kochanie. Nie musisz się martwić, naprawdę. - Johny posłał mi lekko sztuczny uśmiech, przez co nie do końca mu uwierzyłam. Dlaczego przez swoją moc zawsze muszę krzywdzić osoby, które kocham? - No i teraz zaczniesz się przejmować, kiedy ja ci mówię, że nie ma czym. - rudowłosy mnie do siebie przytulił, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Jak dobrze, że przy mnie jest, bez względu na to, co miałoby się wydarzyć. Nagle usłyszeliśmy odchrząknięcie najwyżej postawionej kobiety w tej szkole. 

- Dzień dobry pani dyrektor! - uśmiechnęłam się do niej, czego ona nie odwzajemniła. Można się było tego raczej spodziewać. 

- Cześć ciociu! Coś nie tak? - spytał mój chłopak, jak gdyby nigdy nic. Mogę się jednak założyć, że z tyłu głowy nadal trzymał nadany przez nią zakaz bliższych kontaktów ze mną, zupełnie tak, jak ja. Dyrektorka nic nie wie o moich mocach, a zatem skąd u niej ta niechęć do mojej osoby? 

- Owszem, mamy pewien problem. - kobieta dyskretnie spojrzała na mnie. - Panno Hunter, widzę, iż panienka zmieniła ten niecodzienny kolor włosów na bardziej naturalny. 

- Zgadza się. Zapewniam panią, że nie zrobiłabym niczego, co miałoby złamać regulamin szkoły. - uśmiechnęłam się do niej najpiękniej, jak tylko potrafiłam. Wiadomo, że przyszłam do szkoły w peruce, żeby uniknąć kłopotów. 

- Doprawdy? - mruknęła, badawczo mi się przyglądając. - Johny, pozwól ze mną. - kobieta ruszyła przodem, natomiast chłopak złożył jeszcze delikatny pocałunek na moim czole. 

- Dowiem się tylko, czego ciocia ode mnie chce i zaraz wracam, skarbie. - chciałam mu coś odpowiedzieć, ale ubiegła mnie pani dyrektor: 

- Johny pospiesz się! 

- Do potem. - mój chłopak musnął moje usta, po czym udał się za swoją surową ciotką. Patrzyłam, jak odchodzi ze smutnym uśmiechem, który momentalnie zgasł z chwilą, gdy Johny zniknął za drzwiami do gabinetu dyrektorki. Zastanawia mnie, co mam zrobić, aby kobieta mnie polubiła. Może powinnam w tej sprawie poradzić się Tess, lub Kate? One pewnie coś wymyślą. 

- Franky, wszystko gra? Wyglądasz na zmartwioną. Co się stało? - spytał Freddy, który pojawił się obok mnie dosłownie znikąd. Chociaż w danej chwili, mogłabym rzec, że spadł mi prosto z nieba, bo akurat potrzebowałam z kimś porozmawiać. 

- Dyrektorka szkoły to ciocia Johny'ego. Nie wiem dlaczego, ale ona mnie nie lubi i nie chce, abym była blisko jej siostrzeńca. 

- Od razu widać, że pani dyrektor nie zna się na ludziach. Jesteś wspaniałą dziewczyną, a jeśli ona tego nie widzi, coś jest z nią nie tak. 

Hunter Street : Łączy nas jednoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz