40 | MORE TROUBLE

562 48 86
                                    

TATOOINE

Kolejny raz znalazła się w tym przeklętym miejscu.

Choć długi korytarz przypominał jej te, które znajdowały się na krążownikach i prowadziły aż na sam mostek, czuła się tu niezwykle obco. Wszystko wokół niej wydawało się przerażające i zimne, a do tego niewyraźne.

Ahsoka zamrugała kilkakrotnie, lecz wciąż miała przed sobą rozmazany obraz. Wiedząc, że to kolejny sen, próbowała się uspokoić. Wzięła głęboki wdech, wmawiając sobie, że wizja, jaką znowu ujrzy, nie musi się powtórzyć w rzeczywistości.

Rozejrzała się w poszukiwaniu czegokolwiek, co odbiegały od normy, ale jej wzrok nie napotkał niczego ani nikogo. Była tu zupełnie sama, desperacko starając się znaleźć stąd wyjście. Nie pomagał jej półmrok i całkowita dezorientacja, która zaczynała przeradzać się w panikę. Ponownie wzięła głęboki oddech i postanowiła skupić się mocno na otoczeniu, ale i to nie było zbyt pomocne. Co chwilę jej wzrok tracił ostrość i wszystko zlewało się w jedną ciemną plamę.

Oparła się o zimną, stalową ścianę, kiedy coś zatrzęsło korytarzem. Lampy zamrugały i przez chwilę światło oświetliło długi hol i rzuciło cień na wysoką sylwetkę. Ahsoka widząc to, rzuciła się w przeciwną stronę. Biegła ile miała sił, co chwilę odwracając się za siebie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że nie było to przewidzenie, a ktoś naprawdę za nią biegnie.

Po chwili korytarz zaczął wirować, a Ahsoka straciła równowagę i po kolei boleśnie obijała się o każdą ze ścian. Zawyły syreny alarmowe, które nieprzyjemnie drażniły jej wyczulony słuch. Kiedy wirujący korytarz w końcu się zatrzymał upadła plecami na podłogę. Jęknęła z bólu i powoli zaczęła się podnosić, rozmasowując sobie obolały kręgosłup. Miała ochotę w ogóle nie wstawać, ale gdy tylko usłyszała za sobą mechaniczny oddech, nie marnowała czasu na zwlekanie, tylko rzuciła się do ucieczki.

Tracąc powoli siły, zatrzymała się i znowu oparła się o ścianę. Korytarz nie miał końca, mogła biec nawet kilka godzin, a on nigdy się nie kończył. Przez chwilę miała wrażenie, że biegnie w miejscu, kiedy dostrzegła leżące ciało na posadzce.

Zmusiła nogi do zrobienia kilku kroków, bo tylko tyle dzieliło ją od leżącej bezwładnie Carishy. Kucnęła przy niej i chwyciła za jej nadgarstek, aby sprawdzić puls. Z ulgą zdołała go wyczuć, więc Carisha była jedynie nieprzytomna. Spróbowała ją delikatnie ocucić, ale nie było żadnej reakcji z jej strony. Togrutanka opadła na kolana tuż obok niej. Nieznana jej osoba na pewno wciąż za nią podąża. Powinna uciekać, ale przecież nie ruszy się stąd bez Carishy.

W końcu w tym śnie się coś zmieniło. Zazwyczaj jej wizja kończyła się wcześniej, kiedy biegnąc, potykała się, a potem spadała w przepaść. Teraz miała szansę dowiedzieć się czegoś od Carishy, gdy tylko ta się ocknie.

Westchnęła cicho. Przecież nie może jej tu zostawić! Musi z nią porozmawiać, chociaż wiedziała, że nic tutaj nie dzieje się naprawdę. Każde jej słowo w tej wizji jednak mogło być wskazówką, mieć głębsze przesłanie.

Nagle Carisha poruszyła się nieznacznie.

— Nie mogłam go — wymamrotała niewyraźnie, ledwo rozchylając usta — uratować...

Ahsoka siedziała przy niej sparaliżowana tym, w jak przerażający sposób Carisha wypowiedziała te słowa. Słyszała w nich zrezygnowanie, ale nie potrafiła rozgryźć ich sensu.

— Kogo? — spytała szybko, bo twarz Carishy wykrzywił grymas bólu. — Anakina?

Mistrzyni Jedi straciła jednak ponownie przytomność, kiedy jej powieki opadły. Ahsoka jeszcze przez chwilę przyglądała się jej zrozpaczona, że nie dowie się od niej niczego więcej. Domyślała się, że jej wizja dobiega końca i nie zostało jej tutaj dużo czasu.

YOU WERE MY MASTER | star wars | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz