33 | ONLY HOPE

556 56 24
                                    

ONDERON


Owionął ich zimny wiatr, a cisza panująca między nimi była nieznośna. Każdy z nich pogrążony we własnych myślach, musiał przemyśleć wszystko to, co przed chwilą się wydarzyło.

Zmartwiony nieprzytomną Carishą Sulvau niósł ją na rękach, podążając za Asajj i Quinlanem, którzy nieśli Ahsokę, zarzuciwszy ją sobie na ramiona.

Najwyraźniej sprzyjało im szczęście, bo nikt nie stanął im na drodze, gdy opuszczali Iziz. Ani klony, ani buntownicy. Tak naprawdę Asajj podejrzewała, że Imperium jak najszybciej zabierze stąd resztki swojego wojska i opuszczą system. Była mała szansa, że Spurius tutaj przyleci, znając liczebność przeciwnika.

Mieli chwilową przewagę.

Jak najszybciej dotarli do statku Asajj, co nie było zbytnio łatwe, bo musieli przedzierać się przez gęsty las. W końcu jednak udało im się to i wszyscy znaleźli się na pokładzie frachtowca.

Nieprzytomną Carishę i Ahsokę ułożyli w wolnej kajucie obok siebie.

— Całą drogę mamrotała coś do siebie — wyznał Sulvau, przyglądając jej się z bezsilnością. — Ale to chyba nie było w basicu... nic z tego nie rozumiałem.

— Bardziej martwi mnie to, co mówiła przed utratą przytomności — zauważył Quinlan, wymieniając znaczące spojrzenie z Asajj.

— To o Ciemności czy Obi-Wanie? — dopytała.

— I to, i to — odparł. — Obi-Wan może być pułapką...

— Myślisz, że co, Fersto kontroluje Carishę i chce nas zwabić w pułapkę?

— Dokładnie o tym pomyślałem.

Sulvau musiał przyznać mu rację. Nie od dziś było wiadome, że Spurius tylko czeka, aby wyeliminować ocalałych Jedi.

— Popadasz w paranoję — odparła Asajj, krzyżując ramiona.

— Nie, ja po prostu trzeźwo myślę! Nie poznałem jej! Ogarnęła ją Ciemność! — Od Quinlana promieniała wściekłość, która nad wyraz irytowała Ventress. Pokręciła jedynie głową.

— Wiele przeszła... — zaczęła, ale nie było dane jej skończyć, gdyż Quinlan przerwał jej gwałtownie.

— Jakim cudem przeżyła pojedynek z Fersto? Przecież czułem, jak umiera! — zarzekał się.

Naprawdę na Alderaanie poczuł pustkę w Mocy, gdzie powinna być Carisha. A teraz była tu z nimi cała, ale niezbyt zdrowa na umyśle.

— Ja też, ale...

— Nie zastanawia cię, dlaczego darował jej życie? — ponownie nie dał jej przedstawić swoich argumentów. — On ją kontroluje, Asajj. Nie ma innego wyjaśnienia. Skąd wiedziała jak uratować Ahsokę? I jak to się stało, że pokonała tę Ciemność? Ciemna Strona ją pochłonęła... Pogódź się z tym.

— Ale i tak polecimy na Tatooine — oświadczyła Asajj, głosem nieznoszącym sprzeciwu. — Jeśli ktokolwiek mógł przeżyć rozkaz 66, to tylko Obi-Wan.

I tak nie zdołała go przekonać. Westchnął jedynie i udał się do kokpitu, aby przygotować statek do startu. Miał już dość tego miejsca.

Sulvau z niechęcią przysłuchiwał się tej kłótni w ciszy, jednocześnie nie spuszczając z oczu Carishy, która leżała nieprzytomna w koi. Zbliżył się do niej i ujął jej bezwładną dłoń. Kiedy tak leżała, przypominała Bretię, która zasypiała po każdej dawce leków, niezbędnych, aby nie zrobiła sobie krzywdy w trakcie swoich napadów agresji. Carisha była tak bezbronna...

YOU WERE MY MASTER | star wars | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz