Mały, drewniany domek stał pomiędzy drzewami na uboczu obsypanej zaspami drogi.
Przez biały puch okolica prezentowała się niezwykle uroczo i może trochę żałował, że nie przyjechali tutaj jej zwiedzać, a robić coś.. zupełnie innego.
- Wciąż możesz się wycofać. - powiedział, stając obok.
- Nie mam takiego zamiaru. - odparł, kręcąc głową. - Wnieśmy rzeczy do środka.
W drodze do tego miejsca zatrzymali się w jednym z supermarketów robiąc zakupy na cztery dni. Louis wyjaśnił mu, że raczej nie będzie opcji, by wypuścił go z domku, albo ze swoich ramion przez czas gorączki, więc kupili wszystko, czego potrzebowali do śniadań i kolacji, obiady postanawiając zamawiać. O ile chłopak będzie miał apetyt. I może trochę przeraził się, kiedy szatyn wrzucił do koszyka pięć buteleczek lubrykantu i trzy opakowania prezerwatyw. Każde po dwanaście sztuk. Ale i tak nie miał zamiaru się wycofywać, dzielnie znosząc dziwne spojrzenie pani kasjerki.
Domek w środku mieścił niewielki salon połączony z kuchnią i sypialnie z łazienką. Do przeżycia nie potrzebowali niczego więcej. Tym bardziej, że większość czasu i tak spędzą w łóżku. Musiał przyznać, że trochę się tym stresował, a jednocześnie był też podekscytowany i ciekawy jak to wszystko będzie wyglądało. I czy naprawdę będzie miał na tyle dość, by przykuć Louisa do łóżka.
- Rozpalę w kominku. - poinformował, kiedy on podłączył lodówkę, zabierając się za rozpakowywanie zakupów.
W domku było zimno, więc nawet nie zdejmował kurtki. Zrobił to dopiero jakieś pół godziny później czując, że domek zdołał się nieco nagrzać. Oczywiście Louis poinstruował go jak to zrobić ostrzegając, że przez najbliższe dni nie będzie przydatny do niczego, co słyszał już jakieś dwadzieścia pięć razy wcześniej.
- Czujesz, że to nadchodzi? - zapytał, gdy wieczorem siedzieli na kanapie, zajadając się zamówioną pizzą.
Louis kiwnął głową, ocierając usta z pomidorowego sosu.
- Robię się trochę niespokojny dzień przed.
- Cały dzień byłeś niespokojny. - zauważył. - Nakrzyczałeś na mnie jakieś pięć razy. - zaśmiał się cicho.
- Przepraszam za to. - skrzywił się, wycierając ręce o swoje spodnie przez co i on wykrzywił usta w grymasie, sięgając po leżące na stoliku przed nimi chusteczki. - Nie chciałem na Ciebie krzyczeć.
- Wiem. - przytaknął. - I nie gniewam się. Tak jakby nie masz na to wpływu.
- Bycie wilkołakiem czasem jest męczące. - posłał mu mały uśmiech, rozkładając nogi na stoliku. - Wiesz, powinniśmy niedługo się położyć. Nie pośpimy za wiele w ciągu najbliższych dni.
- Chciałbym jeszcze wziąć prysznic.
- Okej.
- Chciałbyś iść ze mną? - zapytał, podnosząc się z kanapy.
- Lepiej nie. - pokręcił głową. - Jeszcze będziesz miał mnie dość, uwierz.
- Słyszę to prawie od tygodnia. - wywrócił oczami, kierując się do sypialni skąd zabrał czyste bokserki i wszedł do łazienki, odkręcając wodę w wannie. Całe szczęście miała też funkcję prysznica, więc wyrobił się w trakcie piętnastu minut.
Gdy wyszedł, Louis leżał już na łóżku prawdopodobnie czekając aż łazienka się zwolni.
- Nie zaśnij beze mnie. - ucałował go przelotnie w policzek, znikając w łazience.
CZYTASZ
Promises
FanfictionNa obrzeżach Atlanty życie wbrew pozorom płynie spokojnie, więc i to należące do Harry'ego Stylesa jest raczej monotonne. Do czasu. A dokładniej do momentu, kiedy w jego domu pojawia się niejaki Louis Tomlinson, dziewiętnastolatek z wymiany z Mich...