Trzy lata później..
Przetarł zmęczone od trzygodzinnego wpatrywania się w ekran laptopa oczy, wzdychając cicho. Prezentacja na studia, którą powinien oddać już jutro nie była nawet w połowie skończona, a on pluł sobie w brodę, że miał na to całe dwa tygodnie, a jak zwykle wziął się do pracy ostatniego wieczoru, kiedy deadline był aż nadto odczuwalny.
Zdecydowanie potrzebował chwilowej przerwy, a dzwoniący obok telefon był do tego idealną wymówką, dlatego od razu sięgnął po urządzenie, uśmiechając szeroko na widok wyświetlonego na ekranie imienia.
Wcisnął zieloną słuchawkę i opadając plecami na poduszki, przyłożył telefon do ucha.
- Dzwonię tylko, żeby upewnić się czy jeszcze żyjesz. - usłyszał po drugiej stronie.
O ile to w ogóle możliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Tak właściwie to umieram nad prezentacją. - odparł, bawiąc się łańcuszkiem.
- Mówisz o tej prezentacji na którą mieliśmy dwa tygodnie? I jutro te dwa tygodnie mijają?
- Mhm, dokładnie o tej. - potwierdził, wykrzywiając twarz w grymasie.
- Jesteś idiotą. - skwitował.
- I tak mnie kochasz.
- Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. - zacmokał.
Zmrużył oczy - nie przez słowa chłopaka, ale przez świecącą prosto w jego twarz latarnie.
- Nie udawaj, że sam już ją zrobiłeś. - prychnął, podnosząc się z łóżka, by zasłonić rolety.
- Zrobiłem! - zaprotestował, burząc się. - Jeden slajd. - dodał po chwili.
Zaśmiał się głośno, pociągając za plastikowy sznureczek ze wzrokiem utkwionym w szybie. Ulica była ciemna i pusta, a przynajmniej tak mu się wydawało dopóki nie dostrzegł po jej drugiej stronie zarysu sylwetki. Ponownie zmrużył oczy, uważniej wpatrując się w miejsce tuż przy drzewie.
To zdecydowanie nie mógł być człowiek.
Jego serce przyspieszyło za nim jeszcze mózg zdał sobie sprawę z tego, co tak właściwie tam zobaczył.
- Louis? - wyszeptał, przykładając dłoń do szyby.
- Co?
Potrząsnął głową, przymykając powieki, a kiedy je uchylił, nikogo tam nie było.
- Mitch.. oddzwonię do Ciebie. - wymamrotał do telefonu, rozłączając się.
Przełknął ślinę, rozglądając się po ulicy. Tym razem nie zauważył tam nic podejrzanego, ale i tak wypadł z pokoju z prędkością błyskawicy zbiegając na dół, prawie zabijając się, gdy wciągał na stopy buty. Z impetem otworzył drzwi, wybiegając na trawnik, a potem na środek ulicy. Musiał wyglądać jak opętany, kiedy rozglądał się dookoła z dudniącym w jego piersi sercem.
Nic tam nie było. Żadnego człowieka, wilka czy wilkołaka. Zupełnie nic.
- Jesteś idiotą, Harry. - prychnął pod nosem, kierując się z powrotem do domu i za wszelką cenę próbując pozbyć się tej dziwnej pustki, którą ponownie poczuł. - Jesteś kompletnym idiotą.
- Harry?
Uniósł wzrok, spoglądając na stojącą między holem a salonem Anne.
- Wszystko z Tobą w porządku? - zapytała, przyglądając mu się podejrzliwie. A może raczej było to spojrzenie typu 'powinnam zawieść Cię do psychiatryka, czy jeszcze się wstrzymać?'.
CZYTASZ
Promises
FanfictionNa obrzeżach Atlanty życie wbrew pozorom płynie spokojnie, więc i to należące do Harry'ego Stylesa jest raczej monotonne. Do czasu. A dokładniej do momentu, kiedy w jego domu pojawia się niejaki Louis Tomlinson, dziewiętnastolatek z wymiany z Mich...