24.

9.6K 449 2.3K
                                    

- Chryste, Twój kutas nigdy mi się nie znudzi.

Louis roześmiał się, odrzucając głowę na oparcie kanapy jednocześnie mocniej zaciskając palce na jego poruszających się w przód i tył biodrach.

- Kochasz go bardziej niż mnie, co? - spojrzał na niego spod na w pół przymkniętych powiek.

- Miałeś jakieś wątpliwości? - uśmiechnął się złośliwie zaraz potem, gdy sam odnalazł swoje wrażliwe miejsce, skomląc głośno. - Kurwa.

- Mam nadzieje, że to nie o mnie. - wyprostował się, gryząc go w szyję, co jak zawsze sprawiło, że zadrżał i odchylił głowę tym samym dając mu lepszy dostęp do swojej szyi i gardła, które całował zachłannie na zmianę z zasysaniem skóry.

Przymknął powieki, palce wsuwając w miękkie włosy, wciąż poruszając się w tym samym rytmie, by tylko nie zgubić miejsca o które ocierał się penis szatyna.

- O mój Boże! - usłyszeli głos, którego zdecydowanie nie powinni usłyszeć, a już na pewno nie w tym momencie, kiedy od spełnienia dzieliły go dwa mocniejsze ruchy bioder, a z jego gardła ulatywały iście pornograficzne odgłosy, których jego mama zdecydowanie nie powinna była słyszeć.

Tak samo jak nie powinno być jej w domu.

Z piskiem odskoczył od chłopaka, zasłaniając się jedną z poduszek, przerażone spojrzenie wbijając w stojącą w progu Anne. Kobieta co prawda zasłaniała swoje oczy dłońmi, ale było pewne, że i tak zobaczyła już zbyt wiele.

- Co Ty tu robisz? - zapytał nieco piskliwym głosem. - Miałaś być.. nie wiem gdzie, ale na pewno nie tutaj!

Anne zerknęła na ich dwójkę pomiędzy palcami.

- Oh, ubierzcie się do cholery!

Spojrzał na szatyna, który wyraźnie zbladł w tempie błyskawicznym narzucając na siebie ubrania, więc poszedł w jego ślady.

Kiedy rozmawiali o ujawnieniu się przed jego mamą zdecydowanie nie brał pod uwagę takiej opcji. Była w końcu tą najgorszą z możliwych.

Brunetka po raz kolejny zerknęła przez palce, a widząc ich ubranych, odetchnęła z ulgą, choć jej wyraz twarzy wciąż pozostawał ostry, co nie zapowiadało niczego dobrego.

- Siadaj. - mruknęła, wskazując na kanapę, więc nie chcąc pogarszać i tak beznadziejnej sytuacji ze spuszczoną głową zajął miejsce obok chłopaka, wpatrując się w swoje kolana.

- Więc pieprzysz mojego syna.

- Mamo. - wymamrotał, zerkając na nią szybko za nim spojrzał na Louisa.

Szatyn spiął się jeszcze bardziej o ile to w ogóle możliwe. Zdecydowanie nie przypominał teraz tego pewnego siebie chłopaka. Kiedy jednak po raz kolejny spojrzał na swoją mamę, zobaczył na jej twarzy coś, czego nie spodziewał się zobaczyć. A mianowicie cień uśmiechu. Musiała dostrzec jego zdezorientowany i równie zażenowany wyraz twarzy, bo wywróciła oczami, kręcąc przy tym głową. Dłonie podparła na swoich biodrach, nie spuszczając wzroku z ich dwójki.

- Wyglądacie zabawnie. - stwierdziła, parskając śmiechem. - Jak dwa przerażone szczeniaki.

Teraz już kompletnie nie wiedział co tak właściwie się dzieje. I po wyrazie twarzy szatyna mógł domyślić się, że i on nie miał pojęcia.

- Nie jesteś.. zła? - zapytał niepewnie.

- Zła? - uniosła brwi. - Nie, nie jestem zła. - zaprzeczyła, potrząsając głową. - Właściwie to mi ulżyło.

PromisesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz