26

3.3K 105 23
                                    

Tiffani's pov

Jej! Dziś są moje urodziny! Siedemnaste urodziny! Ta impreza ma być wykurwiście dobra! Zaprosiłam nawet Kylie i jej koleżankę. Im więcej prezentów tym lepiej.

Tak naprawdę nie muszę nic robić, bo moja kochana mamusia zatrudniła do tego specjalnych ludzi. Ogólnie ma być jeden z najlepszych DJ'ów, fontanna z czekolady, ogromna piniata, szampan i inne alko.

Także mi zostało tylko się dobrze ubrać i zrobić super makijaż. Od rana są u mnie Rose i Ashley. Razem szykujemy się na moje urodziny. Robimy sobie nawzajem makijaż i włosy.

Ja będę miała białą sukienkę z dość dużym dekoltem i rozkloszonym dołem. Do tego srebrne szpilki i wyprostowane włosy.

- Rose, mogłabyś mnie pomalować? - poprosiłam rudowłosą.

- Jasne.

Po prawie trzech godzinach byłam gotowa. Makijaż, włosy, no ogólnie wszystko.

Rose ma czarną sukienkę i czarne szpilki, a Ashley zaplotła jej dwa dobierane warkocze na jej rudych włosach. Jeśli już wspomniałam o Ashley, to powiem też o jej stroju. Ma sukienkę w kolorze żółtego neonu, czarne szpilki i czarne włosy związane w wysokiego kitka.

Za niedługo powinni być już pierwsze osoby. O kurwaaaa, ale sie jaram. W sensie te urodziny to ma być sztos. Każdy ma je zapamiętać do końca zasranego życia.

Jest 18:30 i jest już w chuj dużo osób. Ale nadal nie ma Kylie, Emmy, Will'a i Jake'a. Ciekawe kiedy przyj... Okej, już ich widzę. Właśnie wysiedli z ubera i zmierzają w stronę drzwi.

- Hej - powiedziałam, gdy przekroczyli próg mojego domu.

- Hejka. Wszystkiego najlepszego, Tiffani - Kylie mnie przytuliła i dała jakąś torebkę. - Tutaj jest prezent ode mnie i Jake'a.

- Dziękuję - powiedziałam z uśmiechem i odebrałam prezent.

Około 19 byli już chyba wszyscy więc wzięłam mikrofon od DJ'a i stanęłam na środku salonu.

- Słuchajcie wszyscy! - krzyknęłam do mikrofonu. - Dziękuję za to, że przyszliście, dziękuję za życzenia i tak dalej, ale nie o tym. Zaraz wybiorę kilka osób do gry. Polega ona na tym, żeby jak najszybciej wypić 10 szotów. Wydaje się łatwe, ale dodatkowym utrudnieniem będzie to, że po każdym szocie musicie zrobić dziesięć przysiadów. Kto dotrwa do końca wygrywa absynt i 20 gramów zioła.

- Kurwa! - jakiś chłopak się wydarł. - Skąd do kurwy ty masz tyle zioła?!

- Tajemnica - uśmiechnęłam się. - Więc... Zapraszam do mnie Sama, tego chłopaka co się wydarł, Alice, Archie'go i... Kylie.

Pierwsze cztery osoby przyszły od razu, ale Kylie nigdzie nie widziałam.

- Kylie, zapraszam!

Kylie's pov

Kurwa, jeszcze brakowało jakiejś gównianej gry. Ale dobra najwyżej sprzedam komuś to zioło. Ale kurwa, skąd ona ma 20 gramów zioła? Przecież to w chuj dużo.

Gdy wyszłam na środek czułam spojrzenia wszystkich. W sumie to nic dziwnego bo wyglądam zajebiscie.

- Dobrze - zaczęła Tiffani. - Mamy już zawodników. Zapraszam do stołu gdzie przygotowane są dla was shoty.

Przeszliśmy tam, gdzie kazała nam solenizantka i ustawiliśmy się na swoich miejscach.

- Czas start!

Wzięłam pierwszego szota, wypiłam go i szybko zrobiłam dziesięć przysiadów. Powtórzyłam tą czynność dwa razy i zauważyłam, że Alice zrezygnowała. Mi też kręci się trochę w głowie, ale dam radę. Po następnych trzech szotach, odpadło dwóch chłopaków. Zostałam ja, Sam i 5 szotów. Ostatni szot! Robię właśnie 6 przysiad i tak! Kurwa! Sam się przewalił! Ale to śmiesznie wyglądało.

- Mamy zwyciężczyni! - krzyknęła Tiffani. - Wygrała Kylie!

Każdy zaczął klaskać i mi gratulować, a Tif przyniosła mi absynt i worek zioła.

- Dobra ludzie - powiedziałam do mikrofonu. - kto chce trawę albo absynt niech przyjdzie do mnie. Ale musicie załatwić bletki, bo nie mam.

Zielony alkohol oddałam jakiejś lasce, a zioło jakiemuś chłopakowi i ruszyłam w stronę swojego chłopaka i reszty przyjaciół.

Ogólnie jeśli chodzi o mój nowy związek to jest wspaniale. Brzmi to tandetnie, ale z Jake'iem dogadujemy się świetnie, a on jest mega wyrozumiały, pomocny i kochany. Nikt oprócz Will'a i Emmy nie wie o tym, że jesteśmy razem. To nie tak, że ukrywany to przed wszystkimi, ale też nie obściskujemy się na środku stołówki.

- Jesteś pojebana - Will spojrzał na mnie ze złością. - Czemu oddałaś zioło?! Na absynt mam wyjebane, ale kurwa, zioło?!

- Wyluzuj - zaśmiałam się. - w worku były dwa woreczki z ziołem. Jeden oddałam a drugi zostawiłam.

- No to git. Idziemy w balet.

Zaśmiałam się i pociągnęłam Jake'a za rękę w stronę parkietu. Tańczyliśmy dopóki mój chłopak zaprowadził nas na balkon.

- Myślisz, że Tiffani ma jakiś wolny pokój? - Jake zapytał i posłał mi ten charakterystyczny uśmiech dla f-boy'ów.

- Nie wiem, ale myślę że możemy wrócić do domu, bo ta impreza nie jest za dobra - również się uśmiechnęłam.

- W takim razie zamówię ubera.

- Okej, ale gdzie jest Will albo Emma? Trzeba im powiedzieć, że idziemy.

- Jebać ich - Jake machnął ręką. - pewnie liżą się gdzieś w kącie.

- Okej - wzruszyłam ramionami. - to chodźmy.

Uber przyjechał dość szybko i właśnie przechodzimy przez furtkę. Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Niestety w zdejmowaniu butów przeszkodził mi Jake, bo zostałam przez niego popchnięta na ścianę. Zaczął zdejmować mi kurtkę i całować mój kark.

- Może przejdziemy do pokoju? - zaproponowałam.

Jake'owi chyba spodobał się ten pomysł, bo momentalnie podniósł mnie, a ja owinęłam nogi wokół jego bioder. Weszliśmy po schodach, całując się. Gdy weszliśmy do pokoju, on rzucił mnie na łóżko i zaczął ściągać swoją koszulkę.

- Ja pierdole, Jake - leżymy właśnie pod kołdrą po wiadomo czym - nikt jeszcze nie zrobił mi tylu malinek co ty.

- Inni muszą wiedzieć, że jesteś moja.

- Wystarczyłaby jedna - zaśmiałam się.

- Taaa, wiesz co sobie teraz myślę.

- Hmmm? - bardziej wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

- Co gdybyś była w ciąży.

- Co? - spytałam przerażona. - Zwolnij trochę. Za miesiąc mam dopiero siedemnaście lat. Nie mam zamiaru zostać młodą matką.

- Ale co byś zrobiła? - spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem.

- Nie wiem, kurwa. Trudne pytania zadajesz. Pewnie urodziłabym to dziecko, bo co innego miałabym zrobić?

- Nie wiem. Tak tylko pytam. - Jake zastanowił się chwilę. - Co myślisz żebyśmy w niedziele zjedli obiad z moimi rodzicami?

- Jasne, nie ma problemu.

- Okej, to pogadamy o tym jutro. Chodźmy spać.

- Dobranoc - powiedziałam cicho.

- Dobranoc. Kocham cię.

Na te dwa słowa totalnie mnie zamurowało. Nie spodziewałam się, że usłyszę je tak szybko. Ja narazie nie mogę odpowiedzieć tym samym. Dlatego po prostu poszłam spać, udając że tego nie słyszałam.

Ważne!
Hejka, przepraszam was ziomeczki za może trochę nie odpowiednią scenę hahaha ale chciałam jakoś urozmaicić ten rozdział.


Sorry, I'm bitch. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz