6

4 2 1
                                    

Patrzyłam w jego piwne oczy i zastanawiałam się jak tu wszedł. Staliśmy blisko siebie w ciszy i obserwowaliśmy siebie nawzajem. Nie wyglądał tak strasznie jak na uczelni, ale nadal coś sprawiało, że nie mogłam pomyśleć o nim dobrze.

może to, że włamał się do twojego domu, odezwał się głos w głowie.

-zabieram cię stąd, i nie chcę słyszeć żadnych ale- spojrzał się na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.

-ale...

-powiedziałem coś- chwycił mnie za ramiona i odepchnął na ścianę. Uderzyłam głową o nią i lekko się zachwiałam. Chłopak nawet się nie przejął tylko wyjął moje torby i kazał mi spakować najpotrzebniejsze rzeczy.

Spojrzałam się na niego jak na wariata, chcąc postukać się w czoło, ale powtrzymałam się, bo nie wiedziałam co może strzelić mu do głowy.

-j-ja nigdzie nie idę- starałam się brzmieć stanowczo, niestety z marnym skutkiem.

-no dobrze- wzruszył ramionami. Zdziwiłam się na jego reakcje. Zbliżył się do mnie, uprzednio oglądając leżącą na biurku mapę. Przyjrzałam mu się i nagle zrozumiałam, że gdzieś go już jednak widziałam.

-ty jesteś kolegą Joe! Widziałam twoje zdjęcie gdy do niego dzwoniłeś- wypaliłam gdy zrozumiałam skąd go znam. Odwrócił się w moją stronę i zmarszczył brwi. Robili sobie jaja.

-nie wydaje mi się żebym znał jakiegoś Joe- znów skierował swój wzrok w stronę mapy- będziesz mogła zakreślić tu parę nowych miejsc- uśmiechnął się cwaniacko.

-nie róbcie sobie jaj, to nie jest czas na takie rzeczy. Na dole leży moja zabita ciocia!- krzyknęłam. Chłopak szybko do mnie podszedł i zasłonił mi usta dłonią.

-mówiłem ci, żebyś trzymała gębę na kłódkę- warknął ostro- za pięć minut na zawsze opuścisz ten dom, zapomnij o twoim dotychczasowym życiu- mówił szybko.

Chciałam krzyczeć, ale uniemożliwił mi to, cały czas trzymając swoją dłoń na mojej buzi. Z jego kieszeni rozbrzmiał dźwięk wiadomości. Sprawnie wyjął telefon i odczytał jego zawartość. Zakleił mi usta taśmą, którą znalazł gdzieś w szufladzie biurka i wypchnął mnie na balkon.

Szarpałam się jak tylko mogłam, mimo tego chwycił mnie za biodra i uniósł wyrzucając. Zamknęłam oczy czekając aż moje ciało roztrzaska się o beton, ale tak się nie stało. Wylądowałam na czymś miękkim od czego się odbiłam.

Czyjeś ręce oplotły moje ciało i szybko wyjęły mnie z, jak się okazało, trampoliny. Zaraz po tym wylądował na niej chłopak. Zrobiło mi się słabo gdy zobaczyłam, że z trampoliny wyjął mnie nikt inny a chłopak ze szpitala. Przywitał się jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi i we trójkę skierowaliśmy się do czarnego samochodu. To znaczy, oni się skierowali ciągnąc mnie za sobą.

Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Chciałam uciec, ale byli zbyt silni. Gwałtownie wrzucili mnie tylne siedzenie i zajęli miejsca z przodu, nawet się na mnie nie oglądając.

Jechaliśmy szybko w nieznanym mi kierunku. W tym momencie żałowałam, że nie miałam telefonu przy sobie, tylko pozwoliłam na to, by leżał na korytarzu. Chciało mi się płakać, ale musiałam być silna. Zaczęłam przygotowywać plan ucieczki, gdy tylko otworzą drzwi. Nadzieja matką głupich...

***

Był już wieczór, a my nadal jechaliśmy. Co jeśli kierowaliśmy się w góry skaliste, gdzie chcieli mnie utopić w jednym z tamtejszych jezior? Mój mózg zaczął kreować najróżniejsze wersje wydarzeń, przede wszystkim te negatywne. Od wyjazdu żaden się nie odezwał. Chciało mi się pić, ale pewnie i tak nic by mi nie dali. A nawet jeśli, chyba wolałabym uschnąć z pragnienia, niż wziąć cokolwiek od nich. Jechałam od paru godzin z dwoma psychopatami w samochodzie. Na myśl nasuwało mi się jedno pytanie. Skoro kierujący chłopak jechał za mną do Edmonton, dlaczego postanowił wrócić? Czyżby mnie śledził? To wiele by wyjaśniało.

Otchłań NostalgiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz